- Dobrze. Więc może pojedziemy do miasta? – zapytałam
uśmiechnięta. Castiel, chłopak po mojej lewej przytaknął, a wraz z nim jak na
komendę Helen. Esma też wyraził swoje zdanie:
- To może być dobry pomysł. Ale gdzie przywiążemy konie?
- Pamiętasz, jak byłyśmy raz w mieście? Wtedy zostawiłyśmy
wierzchowce w jakieś knajpce. Może teraz też tak zrobimy? – uśmiechnęłam się
jeszcze bardziej.
- Ok, niech będzie… - Esmeralda wzięła się za czyszczenie
Falda. Bałam się, że Empik nie zaakceptuje innych koni, też lubi się wywyższać.
Ale mimo wszystko postanowiłam zaryzykować. Esma, Castiel i Helen podeszli po
swoje konie i już zaczęli je oporządzać i przygotowywać do jazdy. Ja zrobiłam
to samo z Empikiem, który prawie oszalał na mój widok. W końcu, po dobrych pół godziny
spotkaliśmy się wszyscy na dziedzińcu z końmi u boku. Równocześnie wskoczyliśmy
na nie i skierowaliśmy w stronę ścieżki, która prowadziła do miasta, pięknego
Miami. Przy stępie było ok, nie licząc tego, że Empiryk ciągle robił cyrki i
udawał, że się czegoś straszy. Przy kłusie dość się rwał, ale to było jeszcze
do wytrzymania. Dopóki nie weszliśmy w las. Tam ciągle zbaczał z drogi i
wchodził w kłujące krzaki, w dodatku nie raz oberwałam gałęzią w głowę. Prawdziwy
problem zaczął się jednak dopiero w galopie. Rwała się już jak głupi i
taranował wszystkim drogę. Skończyło się na zupełnie nieplanowanym wyścigu z
koniem Castiela. Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowywał. Zwykle był dosyć
grzeczny, przynajmniej w stosunku do mnie. Może to dlatego, że nigdy jeszcze
nie jeździł tak dużą grupą koni? W końcu udało mi się minąć żywo tabliczkę z
napisem „Miami”.
- Jeszcze trochę, i dojedziemy do knajpki – oznajmiła z
radością Esma. Kłusowaliśmy właśnie koło drogi. Wtedy zobaczyłam na horyzoncie mały,
brązowy punkcik. Moje przeczucie i zapach, którego nie mogę nie wyczuć mówiły
mi, że to coś dobrego.
- Może zobaczymy, co jest tam? – wskazałam ręką to miejsce.
- Po co? To pewnie jakaś restauracja, sklep lub coś podobnego
– westchnęła Helen.
- A jednak mnie kusi – od razu skręciłam Akate w tą stronę.
Co dziwne, inni bez słowa za mną podążyli. Zapach stał się coraz wyraźniejszy…
podjechałam pod samą bramę obiektu, i podskoczyłam z radości. Na tabliczce było
napisane „Stadnina koni czystej krwi arabskiej i pełnej krwi angielskiej w
Miami”. Bez wahania zsiadłam z konia i przeszłam przez bramę trzymając go w
ręku. Zobaczyłam kilkanaście koni, jedne stały przywiązane, a inne pasły się na
wybiegach. Kilka ludzi, którzy tam stali szybko się odwróciło i popatrzyło na
nas ze zdziwieniem.
- Poczekaj, nie możesz sobie wchodzić bez pozwolenia na
czyiś teren! – upomniała mnie Esma. Wtedy jakiś mężczyzna do nas podszedł.
Spodziewałam się czegoś gorszego, ale usłyszałam tylko:
- Kim jesteście i dlaczego tu przyszliście?
Wyglądał na miłego, ale wtedy zobaczył Empiryka.
- To przecież Empire, mój koń, który dwa lata temu uciekł ze
stajni! – zawołał ze zdziwieniem. Próbował podejść do mojego wierzchowca, ale
kiedy tylko go dotknął, ten od razu pokazał białka, unosząc przy tym głowę
wysoko do góry i cofnął się.
- Skąd go masz?
Zdenerwowana zagryzłam wargi, bo jeśli Empik rzeczywiście jest
tego faceta, to mogłam go stracić. Ale później odważnie odpowiedziałam:
- Z przytuliska. Trafiłam na niego przypadkiem i okazało
się, że jestem jedyną osobą, której ufa. Znaleźli go na wrzosowiskach, z
licznymi śladami ran od bata i ledwo przy życiu. Nie sądzę, żeby pochodził z
tej stadniny, bo chyba nie wyrządzono by mu tu takich ran.
- Za chwilę opowiem ci o tym, co wiem, ale teraz musicie
gdzieś dać konie. Mam dużo boksów, na pewno znajdzie się jakieś miejsce dla
tych pięknych wierzchowców – mężczyzna poprowadził nas do wielkiej, wypasionej
stajni i pokazał nam wolne boksy. Wprowadziliśmy swoje konie i zupełnie
zszokowani rozebraliśmy je ze sprzętu. Kiedy już były oporządzone facet
zaprowadził nas do małego pomieszczenia koło stajni, wyglądało na jego biuro.
- Jerry Hanbindon, jestem właścicielem tej hodowli – usiadł na
krześle obrotowym przy biurku.
- Naomi Sullivan, ale to moi przyjaciele: Esmeralda, Castiel
i helen.
– Ten koń, Empire,
był jednym z moich najlepszych wychowanków. Jego ojciec, Eqario był koniem z
dziada z pradziada czystej krwi, zwycięzcą wielu wystaw. Matka natomiast była
mieszanką czystej i pełnej krwi. Wyszedł piękny, gniady koń, którego nazwałem
Empire. Słynął z wielkiego ducha walki, nie znosił być w zamknięciu, cenił
sobie wolność i był nieznośnie uparty, ale wesoły i całkiem przyjaźnie
nastawiony do ludzi. Ale czułem, że po odpowiednim szkoleniu wyszedł by z niego
wspaniały wyścigowiec, mimo, że był z pochodzenia bardziej arabem był najszybszym
koniem w naszej stajni. Zresztą, nadawał się do wszystkiego i rokowania były
wspaniałe. Ale wtedy… wystarczyła chwila nieuwagi, żeby uciekł gdzieś w pola.
Szukaliśmy go wszędzie, ale nie mogliśmy znaleźć. W końcu, po roku daliśmy
sobie spokój mimo, że byłem strasznie rozczarowany. Najpewniej trafił się w
ręce jakiemuś pijanemu rolnikowi, który widząc, że nie chce pracować bił go
batem. Pewnie dlatego jest tak nastawiony do ludzi. Musiał mu uciec i.. już
wiesz, co się dalej działo.
- Pewnie będzie pan chciał odebrać mi Empiryka..
- Empiryk Tak go nazwaliście? Ładnie, nie powiem. Na twoje
pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mógłbym go zobaczyć?
Przytaknęłam, i popatrzyłam smutno na zupełnie
zdezorientowanych przyjaciół.
- Może pojedźcie beze mnie do akademii?
- Dobrze, ale możemy tu zostawić konie? Będą bezpieczniejsze
– zaproponowała Esma.
- Oczywiście, że tak. Pojedźcie, gdzie chcecie, a ja zajmę się
sprawą Empire… - pan Hanbindon wszedł do stajennego korytarza. Moi przyjaciele
rzucili „Za niedługo tu przyjdziemy, nie martw się!” i zniknęli, zostawiając
mnie w takiej sytuacji. Mężczyzna natomiast podszedł do boksu, w którym stał
Empiryk czy tam Empire i otworzył drzwi. Koń natomiast uniósł wysoko głowę i
ogon i zaczął próę kopania i gryzienia nieproszonego przybysza. A ten
gwałtownie się cofnął, zamykając boks. Ja, nie mogąc na to dłużej patrzeć jakby
nic weszłam do pomieszczenia.
- Spokojnie, mój książę – wtuliłam się w jego jedwabistą
grzywę, a gdy już się uspokoił zapytałam - Może go wyprowadzić?
- Byłoby dobrze… - usłyszałam odpowiedź, po czym założyłam kantar
i przypięłam podany mi uwiąz. Wyprowadziłam Empika na korytarz i podałam sznur
panu Hanbindon’owi. Ledwo jednak zdążyłam odejść od Empiryka, gdy ten wyrwał
się z popłochem i pogalopował w siną dal.
- Czekaj, książę! – zawołałam. Już myślałam, że będzie tak
jak wcześniej, ucieknie i wpadnie w złe ręce. Ale ten, gdy usłyszał mój głos
jakby zawahał się, zrobił gwałtowne zatrzymanie i jeszcze gwałtowniejszy obrót
w moją stronę, po czym dumnie przykłusował do mojej drobnej postaci. Ja wzięłam
jego uwiąż ciesząc się, że nie zaplątał się. Pocałowałam go w chrapy, a on
spojrzał na mnie tak, jakby mówił: „Czy ty naprawdę myślałaś, że mógłbym cię
opuścić?”. Parsknęłam śmiechem. Tymczasem mężczyzna patrzył na nas z
niedowierzaniem. Na koniec sytuacji powiedział:
- Nie mogę ci go odebrać. Więź miedzy tobą a Empire jest tak
mocna, że pewnie gdyby tu był bez ciebie po prostu by cierpiał. Zresztą, i tak
jesteście doskonałą parą i osiągniecie sukcesy większe, niż ja osiągnąłbym.
Odetchnęłam z wielką ulgą. Usłyszałam znajome kroki – to Esma,
Helen i Castiel.
- Nie mogliśmy cię tu samej zostawić, ale zdążyliśmy już
wstąpić do jakiegoś sklepu jeździeckiego i kupić coś na pocieszenie! –
tłumaczyła Esmeralda, po czym wręczyła mi nowy czaprak – Jak z Empikiem?
- Pokazał, że jest MOIM konikiem, który mnie kocha. Dzięki
temu będzie ze mną razem – wyjaśniłam, biorąc czaprak do rąk.
- Możemy już jechać, spieszymy się? – zapytałam mężczyznę.
Ten skinął głową i pozwolił nam z powrotem osiodłać konie. Kiedy już wsiedliśmy,
na pożegnanie zawołał:
- Do widzenia! Tylko przyjeżdżaj tu co jakiś czas, Naomi!
Zobaczę, jak wygląda Empik i przy okazji może kiedyś znajdziesz tu jakieś
drugiego wierzchowca?!
- Konie arabskie są piękne, kiedyś chciałabym jednego mieć
czystej krwi, wtedy na pewno będzie pochodził z tej stadniny! Do zobaczenia! –
rzuciłam i odwróciłam się zadowolona. Zestrachałam się niepotrzebnie, bo tak
naprawdę dzięki temu znam już historię Empiego, a to naprawdę pożyteczne. I
może kiedyś rzeczywiście stać mnie będzie na arabka? Czarnego, taaak… No cóż,
kiedyś na pewno. W drodze powrotnej Empiś był bardzo grzeczny, ale kiedy
dojechaliśmy na miejsce, rozsiodłałam go i wypuściłam na padok, ten zaczął szaleć
jak nie wiem co. Rozumiem teraz, że rzeczywiście bardzo ceni wolność. Helen i
Castiel gdzieś razem odszedli, więc podeszłam do Esmy i zapytałam:
- Co teraz robimy?
<Esma?>
Dostajesz 40 punktów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)