piątek, 6 grudnia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

Usilnie próbowałam się nie zaśmiać, kiedy usłyszałam absurdalność słów szatyna. Były przesiąknięte hipokryzją, o której mężczyzna najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia.
- Ty też nie miałeś przypadkiem czegoś rzucić? - Prychnęłam jedynie pod nosem, pusto patrząc się przed siebie. Nie odwróciłam wzroku w jego kierunku nawet na moment, wiedząc, czym mogłoby się to skończyć. Nawiązanie z nim głębszej dyskusji nie było mi na rękę i wolałam tego uniknąć. 
Usłyszałam jedynie, jak cicho wciąga powietrze, wzdychając. Wkrótce jednak skorzystał z zapalniczki, którą mu podsunęłam i także odpalił swojego papierosa. Byliśmy sami na zewnątrz. Panowała niemalże absolutna cisza, gdyby nie liczyć głośnej muzyki dochodzącej ze środka. Nie wiedziałam, czy odpręża mnie palenie pod gwiaździstym niebem, czy może bardziej stresuje obecność mojej dawnej miłości. Obie te rzeczy tworzyły ze sobą raczej nietypową reakcję, wprawiającą mnie w całkowitą dezorientację i utratę zdrowego rozsądku. 
W końcu odważyłam się spojrzeć w jego kierunku. On także się na mnie patrzył, świdrując mnie swoim głębokim spojrzeniem. Może i kiedyś byłabym gotowa zrobić dla niego wszystko, ale tym razem podjęłam się wyzwania i spoglądałam prosto w jego oczy. Nie ustąpiłam ani na moment, racząc go gniewnym wzrokiem. 
- Wszystko w porządku, Caroline? 
Styles momentalnie odwrócił wzrok w stronę nieba, byleby nie patrzeć w kierunku Victora. Ten natomiast zdjął z siebie kurtkę, zarzucając mi ją na ramiona. W drżenie wprawił mnie jednak nie panujący chłód, a stres i nerwy.
Czując, jak oplata mnie dłonią, po prostu dałam się wyprowadzić w kierunku drzwi. Wszystko było mi obojętne. Mogłam wrócić do pokoju i pójść spać, jak i upić się do nieprzytomności i zasnąć na stole. Victor jednak, słysząc za sobą ciche prychnięcie, odwrócił się i podszedł szybkim krokiem do szatyna.
- O co ci chodzi, Styles? Co cię tak cholernie śmieszy? - Czarnowłosy przyparł go do barierki, nieustępliwie patrząc mu w oczy. Mimo to Harry wydawał się być rozluźniony i gotowy na potyczkę z odrobinę starszym mężczyzną. 
- Od kiedy bawisz się w rycerza? - Szatyn powiedział to z taką pogardą, jakby niemalże musiał wypluć te słowa. Widocznie miał dość ciążącego na nim nacisku, bo odepchnął Victora na tyle, że dzieliła ich odległość dwóch kroków. - Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.
Widziałam, że w stajennym zagotowało. Ruszyłam w ich kierunku, nie chcąc, by doszło do jakiejkolwiek większej potyczki. Już i tak dostarczyli mi wystarczająco emocji na cały wieczór. Wyciągnęłam dłoń w kierunku Victora, kładąc ją na jego barku. Choć Harry miał na wprost twarz czarnowłosego, to wpatrywał się właśnie w moje oczy - jego spojrzenie było przenikliwe i tym razem zmusiło mnie do tego, bym odwróciła wzrok. Victor czując mój dotyk rozluźnił się i tym razem to ja doprowadziłam nas do wyjścia. Nie odwracając się nawet na moment, zostawiliśmy Harry'ego na zewnątrz wraz z moją zapalniczką. Nie zamierzałam się jednak po nią wracać.

Victor towarzyszył mi przez następną godzinę, po czym odesłałam go, by odpoczął. Nie był skory do przystania na moje słowa, ale chyba wiedział, że nie miał innego wyjścia. Zresztą, zdążyło się wykruszyć także kilka innych osób. Zostało jeszcze grono tańczących, pijących do upadłego i tych, którzy nie wiedzieli, co ze sobą począć. Sama nie wiedziałam, do której grupy powinnam się przypisać - obolałe stopy nie pozwalały mi już tańczyć, ale wciąż sięgałam po alkohol bez większego celu. Czasem z kimś rozmawiałam, głównie jednak siedząc na jednym z parapetów. Powolnie sączyłam lampkę nieznanego mi wina, oglądając, jak reszta towarzystwa upodlała się na środku pomieszczenia.
Nie widziałam jednak nigdzie Stylesa. Raz przemknął mi przed oczami, gdy tańczyłam ze znajomym Victora, ale zaraz po tym dosłownie przepadł. Nie wiedziałam czy się ukrył, wyszedł czy może byłam tak pijana, że nie potrafiłam go zidentyfikować. To ostatnie było całkiem prawdopodobne, bo gdy tylko próbowałam stanąć na równych nogach, chwiałam się i z powrotem siadałam na chłodnym parapecie. Zachowywanie równowagi stało się dla mnie pojęciem zupełnie obcym. Próbowałam z całych sił, ściągnęłam nawet szpilki, by sobie pomóc. Wkrótce jednak największe ukojenie przyniosło mi oparcie głowy na szybie i choćby chwilowe odpłynięcie.
Na dobrą sprawę nawet nie wiem, ile czasu byłam średnio przytomna. Gdy uchyliłam powieki, wciąż dookoła mnie grała muzyka, ludzie robili to co wcześniej, a na zewnątrz było ciemno. Czułam się, jakbym przespała co najmniej połowę swojego życia, ale wyglądało na to, że minęła zaledwie chwila.
Najogólniej - kompletnie nie pamiętam niektórych momentów. Zarejestrowałam tylko, jak jakiś blondyn przenosił mnie na ziemię, gdzie usiadłam na dywanie z głową opartą o fotel. Dałabym sobie uciąć rękę, nogę, głowę i wszystko, że w tle słyszałam też Harry'ego. Nieco mnie to uspokoiło, że nie znajdowałam się kompletnie sama w gronie osób, których wtedy w ogóle nie rozpoznawałam. 
Musiałam się przewietrzyć. Było mi duszno, gorąco, a głowa bolała mnie tak mocno, jak nigdy wcześniej. W sumie to nawet nie wiem, czy do drzwi doszłam sama, czy ktoś mi pomógł, czy też może się czołgałam. Najważniejsze było dla mnie to, że znalazłam się na świeżym powietrzu. Konkretniej w tym samym miejscu, gdzie paliłam ze Stylesem. 
Po kilku chwilach przeniosłam się na trawę. Najpierw usiadłam, by ostatecznie rzucić się do tyłu i podziwiać gwiazdy. Miękkie źdźbła gilgotały mnie po odkrytej skórze. Było niesamowicie zimno, ale zdawałam się o to nie dbać. 
- Chyba tam leży - Odezwał się ktoś bełkotliwie, jednak nie mogłam nawet stwierdzić, jak daleko się znajdował. Próbując się podnieść, zostałam powstrzymana. Mruknęłam coś pod nosem, czując, jak jestem czymś przykrywana, a moja głowa zostaje ułożona na czyichś nogach. Nie protestowałam, bo biło od tej osoby przyjemne ciepło, dzięki czemu przestałam drżeć. 
Poczułam nagle falę ogarniającego mnie zmęczenia. Mimowolnie przymknęłam powieki i nie mogłam otworzyć ust ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku poza mruknięciem. Byłam pewna, że ta osoba coś mówiła, ale nie byłam pewna co. Wytężanie słuchu kosztowało mnoe sporo energii, która zupełnie niespodziewanie ze mnie uleciała. Nawet nie byłam w stanie przypomnieć sobie momentu, w którym wypiłam zbyt dużo. Przyjęłam to jednak z pozorną godnością, wiedząc, że najgorsze uczucie dopiero mnie czeka. Na samą myśl miałam ochotę cofnąć czas i pić herbatę w pokoju albo chociażby wrócić wcześniej z Victorem. Tymczasem leżałam gdzieś na zewnątrz, tocząc walkę ze samą sobą. Ostatecznie jakimś cudem udało mi się otworzyć oczy i spoglądnąć na osobę, która mnie trzymała.

Harry? 
1010 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)