piątek, 6 grudnia 2019

Od Harry'ego C.D Caroline

- Może niebawem to się zmieni. - dodałem, z lekką kpiną. Chłopczyk lekko się uśmiechnął i uciekł, najpewniej wracając do swoich rodziców, którzy zmartwieni zaczęli go poszukiwać. Caroline spojrzała na mnie z chęcią mordu w oczach, zmarszczyła czoło i zdawała się obrazić.
- Kochanie, dobrze wiesz, że na tą chwilę dzieciaczka nie będzie. Może go wcale nie być, jeśli chcesz. Dostosuję się. - wypaliłem i wyszczerzyłem, na co kobieta lekko odpuściła. Caroline wróciła do wyboru słodkich przysmaków dla dzieciaków, a ja ze znudzeniem wyciągnąłem smartfona i sprawdzałem po kolei wszystkie swoje media społecznościowe. Wchodząc na instagrama, nie poświęcałem zbytniej uwagi dla zdjęć, które polubiłem, jadąc do coraz to starszych postów. Przewracałem lekko oczami, gdy Caroline z dalszym uporem maniaka przekładała kolejne słoiczki. Chcąc nie zwracać zbytniej uwagi, przemknąłem w stronę działu z alkoholem, by zgarnąć z półek kilka butelek browaru oraz jedną wytrawnego czerwonego wina, by zaproponować ciepły wieczór dla dziadków brązowowłosej. Przedzierając się przez zwisające dekoracje, ruszyłem do kasy, przysłowiowo zgarniając nastolatkę po drodze. Spojrzała z politowaniem do koszyka, wzorowo sprawdzając jego zawartość, po czym zmarszczyła nos i obrzuciła mnie najgorszym możliwym spojrzeniem.
- Czemu aż tyle tego alkoholu? Nie możemy, chociaż na chwilę przystopować? Pijemy niemalże codziennie, a jednak będąc u mojej rodziny, chciałabym, żebyś zaprezentował jakikolwiek poziom. Na tą chwilę idzie Ci bardzo dobrze, więc nie wiem, czy chcesz to zaprzepaścić. - burknęła, poprawiając swój płaszcz. Nabrałem większej dawki powietrza i udałem, że nie słyszę wypowiedzianych przez szatynkę słów.
- Musimy wskoczyć jeszcze do apteki. - mruknąłem tylko w odpowiedzi i zacząłem wykładać produkty na taśmę przy jednej z pięciu kas. Caroline nic nie odpowiedziała, pomogła mi tylko w wykonywanej czynności i z założonymi rękami ruszyła przed siebie. Zacisnąłem lekko pięści, zmarszczyłem brwi i przywitałem ekspedientkę siedzącą za kasą fiskalną. Naliczała wszystkie rzeczy, do momentu, gdy trafiła na rząd butelek wypełnionych alkoholem, posłała mi pytające spojrzenie i już miała zacząć coś mówić, ale domyślając się o jej zamiarach, przerwałem, wyciągając dowód osobisty z kieszeni od wewnętrznej strony płaszcza. Blondynka uśmiechnęła się leciutko i skończyła kasować artykuły spożywcze. Caroline już chciała wyciągać banknoty, gdy szybciej przyłożyłem kartę do terminalu. Widząc minę dziewczyny, zastanawiałem się, kiedy to postanowi tupnąć nogą i oburzona wrócić do domu. Tak się jednak nie stało, spakowała w ciszy zakupy do płóciennej torby i opuściliśmy sklep. Kierując kroki do apteki, dziewczyna badawczo mi się przyjrzała, ale po chwili wplotła swoje palce w moją dłoń.
- Po co idziemy do apteki? - zapytała, siląc się na lekki, promienny uśmieszek.
- Skończyło mi się kilka rzeczy, muszę uzupełnić zapasy, bo nie chcę, żebyś musiała widzieć, jak schodzę gdzieś w uliczce na zawał serca. - zarechotałem, na co dziewczyna wywróciła oczami. - Nie rób tak, bo lubię patrzeć w twoje oczy. - mruknąłem i wtuliłem lekko w płaszcz z racji na to, że londyńska pogoda zaczęła dawać mi mocno w kość. Apteka była bardzo mała, regały zapełniane lekami i suplementami skutecznie utrudniały ruszenie mi do najbliższego stanowiska obsługiwanego przez farmaceutkę. Podchodząc jednak do lady, poczułem lekkie ukłucie w sercu, jakby coś, co próbowało mnie odciągnąć od kolejnych głupich pomysłów, głupich? Mało powiedziane. Lekko zsiniałe kostki oparłem na stoliku i uśmiechnąłem się lekko, by nie stwarzać żadnych pozorów.
- Poproszę pięć strzykawek, najlepiej pięciu mililitrowych i pełne opakowanie igieł, obojętnie jaki rozmiar, aby nie przekraczał jeden i dwóch dziesiątych milimetra. - wyrecytowałem jak z nut, na co farmaceutka odebrała mnie prędzej za cukrzyka, niż ćpuna z długo letnim stażem. Poczułem jak na moim ramieniu, zaciskają się palce nastolatki, czułem coraz mocniej jak wbija mi swoje paznokcie, tym razem w innych zamiarach niż okazanie mi odczuwanej przez siebie przyjemności. Lekko poruszyłem swoim ciałem, by zabrała swoją dłoń, na co dziewczyna, jak oparzona odstąpiła ode mnie na kilka kroków. Westchnąłem, płacąc za swój niezbędnik i zgarnąłem go z lady, by jak najprędzej wpakować to w wolną kieszeń i opuścić lokal. Nie zrobiłem wielu kroków, gdy dziewczyna gwałtownie odwróciła się w moją stronę, zatrzymała się i wymierzyła mi solidne uderzenie prosto w policzek. Pocierając lekko skórę na twarzy, rzuciłem jej pełne oburzenia spojrzenie, ale gdy chciałem coś powiedzieć, poczułem tym razem jeszcze silniejsze uderzenie.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że będę znosić twoje kaprysy ćpuna? Obiecałeś, mówiłeś, zarzekałeś, że postarasz się to rzucić, ale twojego starania nawet nie widać! - wrzasnęła na jednym wdechu, gdy dostrzegłem, że do jej oczu zaczynają nabierać się łzy. Chciałem ją objąć, ale dziewczyna odrzuciła mój czuły gest. - Tym razem to nie załatwi sprawy, zastanów się nad swoim zachowaniem, bo jesteś niesamowicie żałosny. - warknęła i wyrywając mi torbę, ruszyła w drugą stronę.

Ja naprawdę przepraszam za jakość tego opowiadania, wiem, że to jest totalny shit, ale nie pisałam od roku, proszę o wybaczenie, oczy postaram się odkupić.
Marzec, rok 2020

Przemierzając kolejną z alejek akademickiego parku, obserwowałem zieleniejące pastwiska, na których pasły się nieliczne wierzchowce. Starałem się dopatrzyć gdziekolwiek Paris, lecz nie była w zasięgu mojego wzroku. Licząc, że oddaliłem się na wystarczającą odległość, by zapalić papierosa, wyjąłem z czerwonej paczki jedną bibułkę z tytoniem. Minął już ponad rok, gdy nie zamieniłem żadnego słowa z Caroline, oraz dokładny rok, gdy nie dotknąłem żadnych substancji zakazanych. Początki były ciężkie, szczególnie gdy organizm odzwyczajał się od codziennych dawek narkotyków. Miałem ochotę wyrywać sobie żyły, tętnice, wszystko, by ulżyć sobie w bólu, który targał mną po łóżku. Wybawczy wpływ miały na mnie konie, które odcinały moje myśli od dawnej toksycznej miłości do zbędnego narkotyku. Czułem, że zrobiłem duży progres, nie tylko fizyczny, czy jeździecki, ale też umysłowy. Poukładałem sobie podstawowe wartości i chyba dorosłem. Zdecydowanie, dobre określenie, dorosłem. Poczułem się dorosłym, dojrzałym mężczyzną, który jest kowalem własnego losu, który decyduje o tym, czy skończy jako znamienity człowiek sportu, czy bezdomny menel jednej z chorwackich ulic. Na tę chwilę nie brakowało mi niczego, czułem, że mogę mieć i osiągnąć szczyty swoich możliwości. W ostatnim czasie nawet rozpocząłem poszukiwania prywatnego wierzchowca, ale na niczym interesującym mój wzrok nie spoczął. Brakowało mi jedynie kogoś, dokładnie określonej osoby, którą straciłem przez własne decyzje i potknięcia. Brakowało mi Caroline. Brakowało mi jej głosu, czułości, zapachu, kojącego dotyku. Brakowało mi jej świdrujących tęczówek, delikatnych włosów i promienistego uśmiechu, który czynił mój dzień lepszy. Zmieniła pokój i zamieszkała sama, niewiele razy minąłem ją na terenie akademii, kilkukrotnie tylko w drodze do stajni, gdy rozmawiała z czarnowłosym, dobrze mi znanym Victorem, który bardzo dobrze wykorzystał okazję mojego, jakby, odpuszczenia. Nie chciałem takiego obrotu sytuacji, nie chciałem w ogóle tej sytuacji, nadal chciałem mieć Caroline na własność, nadal chciałem budzić się z nią w swoich ramionach. Tymczasem miałem wszystko, ale nie miałem niczego. Byłem uniesiony, a zarazem twardo stąpałem po ziemi. Byłem przykuty do swojego łóżka, nie mając obok siebie swojej miłości. Czułem się martwy, niespełniony i spragniony ponownej bliskości mojego Kwiatuszka, mojej Caroline.
- Kurwa. - syknąłem, gdy rozgrzany tytoń spadł mi na zmarznięte palce.

Caroline? ❤
Niesamowitym uczuciem jest pisanie do Ciebie kolejnego opowiadania. Zapomniałam już, jak niesamowite. Dziękuje, Kaja.

1109 słów = 6 punktów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)