sobota, 7 grudnia 2019

Od Aidena C.D Caroline

Słowa dziewczyny rozbrzmiały w mojej głowie, serwując mi dozę w pewnym rodzaju euforii, zakłopotania i wściekłości, niezrozumienia i błahości tych słów. Wpatrując się w dalszym ciągu w tęczówki dziewczyny, czułem, jak coraz bardziej przepełnia mnie złość i tęsknota za bliskością owej kobiety. Zacisnąłem dłoń na kierownicy i z piskiem opon ruszyłem w dalszą drogę, skupiając się w dalszym ciągu na równym pasie asfaltu, pnącym się aż do zniknięcia za widnokręgiem. Poczułem się gotowy na wypowiedzenie rozbrzmiałych w mojej głowie słów, gotowy na konfrontację z szarą rzeczywistością i kobietą mojego życia, która znowu była w zasięgu mojej dłoni.
- Przepraszan, Caroline, użyłaś słów "neutralnych relacji". - mruknąłem, z nikłym zamiarem kontynuowania mojego wywodu. - Wyobraź sobie, że od samego początku chciałem naszej normalnej relacji, a nie jakiejś tam neutralnej. Dobrze wiesz ile dla mnie znaczyłaś, dobrze wiesz, że starałem się do cholery jasnej to rzucić. Wiedziałaś, że było to dla mnie ciężkie i czasochłonne. Wiedziałaś, że pomagasz mi w zapomnieniu o heroinie, wiedziałaś, że Cię, kurwa, kocham i nie mam zamiaru przestać. A Ty i tak to rozwaliłaś, jednym zdaniem, odrzuciłaś mnie i moje problemy w najdalszy zakamarek swojej głowy, swojego życia. Po tym chcesz neutralnych relacji? Po tym, jak z dnia na dzień zaczęłaś mnie olewać i ciągać się z jakiś tam stajennym po terenie Akademii? Myślisz, że neutralne relacje to nie za duże wymagania, jak na to co zrobiłaś? - warknąłem, po czym z uporem zacząłem grzebać w kieszeni, by wydobyć papierosa, w którym powierzałem nadzieję na uspokojenie moich emocji. Dziewczyna nabrała większej ilości powietrza, dusząc w sobie uczucie wściekłości, jak i żalu, który wystąpił na jej twarzy w postaci wzbierających się w oczach łzach. Zacisnęła palce na skórzanej tapicerce i z politowaniem odpaliła papierosa, znajdującego się między moimi wargami.
- Dla Twojej wiadomości, to Ty zadecydowałeś o skończeniu naszego związku. To Ty, nie ja, wybrałeś narkotyk, a nie tą swoją ogromną miłość. Jesteś i byłeś żałosny w swoich czynach i słowach, zraniłeś mnie, a teraz masz czelność mówić, że to wszystko jest moją winą? Oboje przyczyniliśmy się do rozpadu naszej relacji. Może rzeczywiście nie dawałam Ci wystarczającej ilości wsparcia, ale Aiden, jak miałam dawać Ci wsparcie, skoro na każde słowa otuchy odpowiadałeś atakiem w moją stronę? Jak? Nie mam zamiaru błagać Cię o wrócenie do jakiejkolwiek pozytywnej relacji, ale to Ty jesteś jej przeciwny, bądź tego świadomy.  - powiedziała, a po chwili sama raczyła zapalić. Jej mina znowu wróciła do skamieniałego wyrazu, skupiła się na widnokręgu i nie uraczyła mnie już ani jednym spojrzeniem. Nie miałem zamiaru odpowiadać, wpatrywałem się tylko z nadzieją, że dojedziemy zaraz na miejsce i nie będę musiał zatruwać swoją obecnością dziewczyny, która miała ochotę wyjść i po prostu nie wrócić do mojego auta.
- Chcę żebyś tylko pamiętała o tym, że nadal Cię kocham i będę kochał. I mam nadzieję, że Victor będzie w stanie obdarzyć Cię takim samym uczuciem i troską, Caroline, bo jesteś wciąż najważniejszym oczkiem w mojej głowie, mimo tego, że nie mówiliśmy sobie nawet głupiego cześć. - powiedziałem i zgasiłem niedopałek, wjeżdżając na teren ogromnej stadniny.

Minęła niewiele ponad godzina od dojechania na miejsce, a zasiadliśmy już do wspólnego śniadania. Rzucałem urywkowe spojrzenia każdemu z towarzyszy na dzisiejszej aukcji, wiedziałem, że dwie z nich mają zamiar przyjechać z zakupionym już koniem. Ja nie miałem zbyt dużej nadziei na znalezienie swojego przyszłego wierzchowca w przedstawicielach hanowerskiej rasy. Nigdy nie śledziłem żadnych z linii tych koni, więc zdawałem się co najwyżej na pomoc właściciela, bądź trenera, który zajmował miejsce zaraz obok mojego. Na stole leżały katologi, do których nikt zbytnio się nie garnął, jednak ostatecznie, dokładnie w tym samym momencie chwyciłem za jeden z nich, wraz z Caroline, która prędko przeniosła rękę na inną okładkę. Lekko zmieszany, i zaskoczny tym, że nastolatka zainteresowana jest kupnem, zacząłem przeglądać kolejne strony. Będąc ściśle nastawiony na ogierach, mocno się zawiodłem, gdy w ofercie pojawiły się niezbyt rosłe, drobne, w dodatku tylko trzy rude ogierki, które raczej wyglądały jak odsadki, niż młode konie gotowe do pracy. Ilość klaczy biorących udział była niesamowita, strony wydawały się nie kończyć, ale dopiero na ostatniej znalazłem eksterier, który bardzo przykuł moją uwagę. Niesamowicie rosła, potężna klacz przemawiała swoim mądrym spojrzeniem, które ukazane było na zdjęciu portretowym. Niesamowita dolna, jak i górna linia. rysowały się niczym kreska najznamitniejszego artysty. Proste, umięśnione nogi, były tylko dodatkiem, który zadecydował o moim podjęciu się licytacji klaczy. 
- Co pan o niej sądzi? - mruknąłem przyciszonym głosem do starszego mężczyzny, który bacznie spod szkieł okularów przypatrywał się karej istocie. - Właściwie, gdyby nie ten stuknięty ogier jako ojciec, wydawałaby się koniem idealnym dla Ciebie. Ma bardzo ładne wymiary, jej przodkowie zapewniają potencjalnym źrebakom przyszłość, więc w razie wypadku mógłbyś iść w hodowlę. Jeżeli nie przeszkadza ci charakter, który pewnie zobaczysz podczas prezentacji. myślę, że możesz spróbować z kupnem tego wierzchowca. Z przyjemnością podjąłbym się treningu waszej pary, rzecz jasna, jeśli zechcesz. - dodał z uśmiechem, pozbywając się z nosa grubych szkieł. Odetchnąłem z ulgą i odrzuciłem katalog na swoje miejsce. Zgarnąłem z ławy kawę i opuściłem pomieszczenie, by uraczyć się świeżym powietrzem i papierosem. Podobne zamiary miała Caroline, która próbowała jak najbardziej wydłużyć swoje wyjście zza stołu, najpewniej po to, by nie musiała towarzyszyć mi przy paleniu. Finalnie, oboje staliśmy przed budynkiem, w milczeniu przypatrując się swoim sylwetkom. Dziewczyna popijała swoją ulubioną, ananasową herbatę, parząc swoje wargi wrzątkiem, który podczas parowania, zakrywał niemalże wszystkie rysy drobnej twarzy. Upijając łyk czarnej kawy, próbowałem uniknąć konfrontacji naszych spojrzeń. miotając jak głupi po otaczających nas budynkach, koniowozach, jak i samych koniach, których łby wyglądały zza drzwi angielskich boksów. Skończyliśmy palić w momencie, gdy dopadła nas na zewnątrz reszta towarzystwa, która wybierała się już na halę aukcyjną. Nie mając nic innego do zrobienia, ruszyłem za nimi, porzucając kubek na przypadkowo spotkanym przeze mnie stoliku. Tuż przed wrotami. wyłapałem moment nieuwagi szatynki, która zainteresowała się nad wyraz mocno rodzajem podłoża, które leżało tuż za progiem. Złapałem dziewczynę za ramię i odciągnąłem na bok, modląc się o brak protestów z jej strony. Brązowooka wydawała się lekko zaskoczona, ale nie chciała tego okazywać, wpatrywała się tylko we mnie mocno pretensjonalnym wzrokiem. 
- Caroline, naprawdę nie chciałem, by moje słowa w samochodzie Cię uraziły. Chciałbym zachować z Tobą jakikolwiek kontakt, nawet urywany, abym wiedział chociaż co się u Ciebie dzieje. Pozwól mi na to, i zostańmy chociażby bliskimi znajomymi, którzy od czasu do czasu wyjeżdżają razem w tereny, prowadzą wspólne treningi i zachowują się normalnie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

Caroline? ❤
1056 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)