sobota, 7 grudnia 2019

Od Aidena C.D Caroline

W życiu nie spodziewałem się po sobie tak dużej troskliwości, jaką wykazałem właśnie w momencie, gdy zobaczyłem leżącą w trawie Caroline. Czują alkohol buzujący w moim ciele, chciałem zachować jakiekolwiek pozory trzeźwości, cokolwiek, co pokazałoby moją dojrzałość. a nie kolejny wybryk. Pozbywając się marynarki, przykryłem drobne, kobiece ciało, a chcąc, by przynajmniej głowa nie miała styczności ze zmarzniętą ziemią, ułożyłem ją na własnych kolanach, czule układając kosmyki jej włosów. Wydawało się, że dziewczyna odpłynęła, lecz od czasu do czasu mruczała coś pod nosem, niekoniecznie byłem zdolny do zidentyfikowania usilnych starań kobiety. Czułem, jak ogarnia mnie poczucie klęski, poczucie żalu i zawiedzenia się na samym sobie. Straciłem coś, kogoś, kogo kochałem nad życie. Kogoś, kto był spełnieniem każdego z moich absurdalnych snów, kogoś niesamowitego, kogoś, kto mnie akceptował i odwzajemniał moją miłość. Była, jest i będzie perfekcyjna w każdym centymetrze swojego ciała i charakteru, była niesamowita, jest niesamowita, była całym moim światem, jest moim całym światem, była moja, ale teraz już nie jest. Przymrużyłem oczy i poczułem, jak alkohol nagle się ulatnia, po prostu odpuszcza, gdy tylko wspomnienia wracają. Prowadziłem monolog, właściwie nie wiem czy wewnętrzny, bo możliwe było, że mówię to wszystko na głos, że wszyscy, że Caroline to słyszy. Tak bardzo chciałem, by znowu mnie kochała, bym znowu był tym najważniejszy, by Victor zniknął z jej życia raz na zawsze. Kochałem ją tak bardzo i tak bardzo nie chciałem jej skrzywdzić, nie chciałem do tego doprowadzić. Pozornie przedstawiałem twardą postawę, raczej żartobliwe podejście do sprawy, ale tak naprawdę cierpiałem. Cierpiałem, bo to ona była i jest tą jedyną, której pragnę w swoim łóżku, w swojej głowie i w swoim sercu. Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu, lecz sprawnym ruchem przetarłem powieki i ponownie wplotłem palce w źdźbła trawy. Nabrałem dawki świeżego, nocnego powietrza, które orzeźwiało moje myśli, coś co zdecydowanie pomogło mi się oczyścić i ponownie jakkolwiek wyrzucić Caroline z głowy. Ta Caroline, która leży właśnie na moich kolanach, nie jest już taka sama. Jest inną Caroline, niż ta, którą pokochałem. Poddała się wpływowi środowiska, a to wszystko było spowodowane tylko i wyłącznie naszą kłótnią.
- Tak bardzo przepraszam, Skarbie, tak bardzo żałuję. - powiedziałem przyciszonym głosem, czule przyglądając się twarzy kobiety. - Kocham Cię i pamiętaj o tym. - dodałem, a brązowowłosa lekko rozchyliła swoje powieki. Nie mając siły na jakąkolwiek gwałtowniejszą reakcję, spojrzała na mnie z lekką pogardą i obrzydzeniem, czymś co zraniło mnie jeszcze bardziej niż dotychczas.
- Teraz śmiesz się o mnie troszczyć? Martwić się o mnie? - wybełkotała i ponownie opadła na moje kolana. Zaciskając szczękę uniosłem kobietę, niczym pannę młodą i chybotliwym krokiem ruszyłem z nią do akademika. Otwarte drzwi umożliwiały mi swobodę ruchów, w salonie każdy już spał, czuć było obleśny zapach wymiocin, potu i alkoholu, który wylewał się z niedopitych jeszcze kieliszków, czy szklanek. Chcąc jak najszybciej opuścić to pobojowisko, ruszyłem na górę i pewnym krokiem zmierzałem do swojego pokoju, nie mając zamiaru pozostawiać Caroline w jej osobistym lokum. Niezbyt sprawnie otworzyłem ciemno brązowe drzwi, by ujrzeć całe pobojowisko, które pozostawiłem na podłodze. Ułożyłem kobietę na jednym z wolnych łóżek i chcąc zapewnić jej komfort snu, postanowiłem ją przebrać w możliwe najszybszy i najmniej inwazyjny sposób. Obdarowując ją jedną z najmniejszych moich koszulek i dresów, poruszałem nią jak najdelikatniej się dało. Mój wzrok był spokojny, po raz pierwszy, gdy Caroline pozbawiona była ubrań, nie błądziłem po niej wzorkiem, ani dotykiem, czy pocałunkami. Było to uderzająco trudne, lecz nie chciałem naruszać i tak naruszonej już prywatności młodej dziewczyny. Przykryłem Caroline puchatym kocem i czule ułożyłem jej głowę na poduszkach. Sam zacząłem zgarniać cały pierdolnik do szafy, by szatynka nie przestraszyła się jutro porozrzucanych rzeczy. Pusta butelka wina ustawiona została przy całej ich kolekcji, gdzie malowały się przeróżne rodzaje i gatunki, pochodzenia i smaki, wspaniałe było to, jak ten trunek potrafi się od siebie różnić. Odczuwając silną potrzebę wzięcia prysznicu, ruszyłem do łazienki. Po wrzuceniu wszystkich dzisiejszych ubrań do kosza na brudną bieliznę, wszedłem pod deszczownicę i odkręciłem gorącą wodę. Napawając się ciepłem, znowu oddałem się rozmyślaniom. 

Wschód słońca skutecznie obudził mnie z krótkiej nocnej drzemki. Widok śpiącej w moim pokoju Caroline wywołał u mnie machinalny uśmiech. Dziewczyna spała bardzo spokojnie, wtulona w jedną z poduszek. Wzdychając, wstałem z łóżka, by narzucić na siebie robocze ubrania i ruszyć do stajni, by pomóc w porannym wyprowadzaniu koni. Czarne bryczesy połączyłem z koniakowym paskiem i beżowym golfem, który wyjątkowo dobrze wyglądał w tym zestawieniu. Kto jak kto, ale Styles nawet na olbrzymim kacu musi wyglądać jakkolwiek przyzwoicie. Wsunąłem brudne oficerki i sprawnym ruchem je zasunąłem, zgarnąłem z szafki klucze i opuściłem pokój z wciąż śpiącą dziewczyną. Wiedziałem, że będę dzisiaj sam ze stajennym w stajni, bo nikt nie zechciałby wstawać o tej porze po całonocnej niemalże imprezie. Dobywając paczkę papierosów, odpaliłem jednego z nich i zaciągnąłem się najmocniej jak potrafię. Siarczące kłucie rozlało się po moich płucach, stosownie informując mnie o tym, że ma dość zatruwania siebie nikotyną. Niespiesznie sunąłem w stronę stajni, oddając się raczej napawaniu słoneczną pogodą i smaku tytoniu. niż obowiązkom, które tak naprawdę były moją własną, dobrą wolą. Wyrzuciłem niedopałek centralnie przed wrotami do budynku z akademickimi wierzchowcami. Chwytając za pierwszy uwiąz, wyprowadziłem z boksu Hollywood'a, który wesołym parsknięciem zaakceptował fakt wyjścia na pastwisko. Między poranną mgłą czułem się jak zjawa, duch, który nie może zaznać spokoju. Właściwie, to właśnie takim duchem jestem bez swojej ukochanej, Caroline, która nie jest chyba tego do końca świadoma. Wyprowadzenie koni zajęło więcej niż dwie godziny, ale satysfakcja ze szczęścia rumaków, była tego warta. Wracając do stajni, nie spodziewałem się tam jednak widoku Victora, pochylonego nad skuloną Caroline, która widocznie coś mu opowiadała. Na twarzy Victora malowała się wściekłość, coraz bardziej marszczył brwi, a zauważając mnie, agresywnym krokiem niemalże podbiegł i przyszpilił do ściany.
- Czy ty w ogóle jesteś poważny? Zaciągasz pijane dziewczyny do swojego pokoju?! - wrzasnął, myśląc, że krzyk sprawi na mnie jakiekolwiek wrażenie. Z nonszalancją przymrużyłem oczy i rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę niewzruszonej Caroline.
- W takim razie, gdzie był nasz Romeo, gdy Julia zasypiała na oszronionej trawie przed akademikiem? - prychnąłem, ale nie dane było mi usłyszenie odpowiedzi. Czarnowłosy wzburzył się na tyle, by zadać mi pierwszy cios. Nie pozostając dłużny, skontrowałem go, wymierzając mu solidnego sierpowego prosto w twarz.

Caroline?
1023 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)