- Tak bardzo przepraszam, Skarbie, tak bardzo żałuję. - powiedziałem przyciszonym głosem, czule przyglądając się twarzy kobiety. - Kocham Cię i pamiętaj o tym. - dodałem, a brązowowłosa lekko rozchyliła swoje powieki. Nie mając siły na jakąkolwiek gwałtowniejszą reakcję, spojrzała na mnie z lekką pogardą i obrzydzeniem, czymś co zraniło mnie jeszcze bardziej niż dotychczas.
- Teraz śmiesz się o mnie troszczyć? Martwić się o mnie? - wybełkotała i ponownie opadła na moje kolana. Zaciskając szczękę uniosłem kobietę, niczym pannę młodą i chybotliwym krokiem ruszyłem z nią do akademika. Otwarte drzwi umożliwiały mi swobodę ruchów, w salonie każdy już spał, czuć było obleśny zapach wymiocin, potu i alkoholu, który wylewał się z niedopitych jeszcze kieliszków, czy szklanek. Chcąc jak najszybciej opuścić to pobojowisko, ruszyłem na górę i pewnym krokiem zmierzałem do swojego pokoju, nie mając zamiaru pozostawiać Caroline w jej osobistym lokum. Niezbyt sprawnie otworzyłem ciemno brązowe drzwi, by ujrzeć całe pobojowisko, które pozostawiłem na podłodze. Ułożyłem kobietę na jednym z wolnych łóżek i chcąc zapewnić jej komfort snu, postanowiłem ją przebrać w możliwe najszybszy i najmniej inwazyjny sposób. Obdarowując ją jedną z najmniejszych moich koszulek i dresów, poruszałem nią jak najdelikatniej się dało. Mój wzrok był spokojny, po raz pierwszy, gdy Caroline pozbawiona była ubrań, nie błądziłem po niej wzorkiem, ani dotykiem, czy pocałunkami. Było to uderzająco trudne, lecz nie chciałem naruszać i tak naruszonej już prywatności młodej dziewczyny. Przykryłem Caroline puchatym kocem i czule ułożyłem jej głowę na poduszkach. Sam zacząłem zgarniać cały pierdolnik do szafy, by szatynka nie przestraszyła się jutro porozrzucanych rzeczy. Pusta butelka wina ustawiona została przy całej ich kolekcji, gdzie malowały się przeróżne rodzaje i gatunki, pochodzenia i smaki, wspaniałe było to, jak ten trunek potrafi się od siebie różnić. Odczuwając silną potrzebę wzięcia prysznicu, ruszyłem do łazienki. Po wrzuceniu wszystkich dzisiejszych ubrań do kosza na brudną bieliznę, wszedłem pod deszczownicę i odkręciłem gorącą wodę. Napawając się ciepłem, znowu oddałem się rozmyślaniom.
Wschód słońca skutecznie obudził mnie z krótkiej nocnej drzemki. Widok śpiącej w moim pokoju Caroline wywołał u mnie machinalny uśmiech. Dziewczyna spała bardzo spokojnie, wtulona w jedną z poduszek. Wzdychając, wstałem z łóżka, by narzucić na siebie robocze ubrania i ruszyć do stajni, by pomóc w porannym wyprowadzaniu koni. Czarne bryczesy połączyłem z koniakowym paskiem i beżowym golfem, który wyjątkowo dobrze wyglądał w tym zestawieniu. Kto jak kto, ale Styles nawet na olbrzymim kacu musi wyglądać jakkolwiek przyzwoicie. Wsunąłem brudne oficerki i sprawnym ruchem je zasunąłem, zgarnąłem z szafki klucze i opuściłem pokój z wciąż śpiącą dziewczyną. Wiedziałem, że będę dzisiaj sam ze stajennym w stajni, bo nikt nie zechciałby wstawać o tej porze po całonocnej niemalże imprezie. Dobywając paczkę papierosów, odpaliłem jednego z nich i zaciągnąłem się najmocniej jak potrafię. Siarczące kłucie rozlało się po moich płucach, stosownie informując mnie o tym, że ma dość zatruwania siebie nikotyną. Niespiesznie sunąłem w stronę stajni, oddając się raczej napawaniu słoneczną pogodą i smaku tytoniu. niż obowiązkom, które tak naprawdę były moją własną, dobrą wolą. Wyrzuciłem niedopałek centralnie przed wrotami do budynku z akademickimi wierzchowcami. Chwytając za pierwszy uwiąz, wyprowadziłem z boksu Hollywood'a, który wesołym parsknięciem zaakceptował fakt wyjścia na pastwisko. Między poranną mgłą czułem się jak zjawa, duch, który nie może zaznać spokoju. Właściwie, to właśnie takim duchem jestem bez swojej ukochanej, Caroline, która nie jest chyba tego do końca świadoma. Wyprowadzenie koni zajęło więcej niż dwie godziny, ale satysfakcja ze szczęścia rumaków, była tego warta. Wracając do stajni, nie spodziewałem się tam jednak widoku Victora, pochylonego nad skuloną Caroline, która widocznie coś mu opowiadała. Na twarzy Victora malowała się wściekłość, coraz bardziej marszczył brwi, a zauważając mnie, agresywnym krokiem niemalże podbiegł i przyszpilił do ściany.
- Czy ty w ogóle jesteś poważny? Zaciągasz pijane dziewczyny do swojego pokoju?! - wrzasnął, myśląc, że krzyk sprawi na mnie jakiekolwiek wrażenie. Z nonszalancją przymrużyłem oczy i rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę niewzruszonej Caroline.
- W takim razie, gdzie był nasz Romeo, gdy Julia zasypiała na oszronionej trawie przed akademikiem? - prychnąłem, ale nie dane było mi usłyszenie odpowiedzi. Czarnowłosy wzburzył się na tyle, by zadać mi pierwszy cios. Nie pozostając dłużny, skontrowałem go, wymierzając mu solidnego sierpowego prosto w twarz.
Caroline?
1023 słowa = 6 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)