niedziela, 8 grudnia 2019

Od Aidena C.D Caroline

Tęczówki dziewczyny pobłyskiwały lekko w żółtym świetle starodawnej lampy. Moje serce doznało uczucia, którego nie poczuło od około roku, uczucia ciepła i radości, na widok drugiego człowieka, na widok mojej Caroline. Słowa dziewczyny odbijały się w mojej głowie głuchym echem, ale chciałem, by zostały one w niej jak najdłużej, bym mógł się nimi napawać. Część mnie usilnie chciała spleść nasze dłonie jak najmocniejszym węzłem, ale możliwość odmowy Caroline, była na tyle przytłaczająca, że od razu odpuściłem, pragnąc raczej zabrać ją na spacer.
- Czy chciałabyś wyjść na spacer? Łatwiej by się nam rozmawiało, niż tutaj, w czterech obrzydliwie brzydkich ścianach. - mruknąłem, siląc się na jak najszczerszy uśmiech. - Zrozumiem jeśli odmówisz. - dodałem bez większego namysłu. Dziewczyna podniosła się jednak z łóżka i przez głowę nasunęła grubą bluzę z kapturem, który pozostawiła na swojej czuprynie. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznałem znajomą część garderoby, która właściwie należała do mnie. Caroline wyszczerzyła się tylko na moje zdziwione spojrzenie i opuściła naszą wynajętą klitkę.Narzuciłem na siebie skórzaną kurtkę i ruszyłem w ślady mojej towarzyszki. Odetchnąłem z ulgą, gdy ujrzałem dziewczynę, która cierpliwie czekała pod całym budynkiem. Ruszyliśmy w milczeniu, w towarzyszącym nam akompaniamencie cykad i szeleszczącej folii na napoczętej paczce papierosów. Z przyzwyczajenia poczęstowałem koleżankę obok, która z chęcią przyjęła jedną bibułkę.
- Palisz jak smok. - mruknęła cicho, zapalając końcówkę białego papierku. - Nie spodziewałabym się.
- Lepsze to, niż narkotyki. - wzruszyłem ramionami i bezgłośnie wypuściłem dym. Dziewczynka posłała mi tylko potwierdzające spojrzenie i zwolniła tempa, gdyż właśnie wkraczaliśmy na teren plaży, która skąpana w świetle księżyca, była niesamowicie piękna. Fale cicho rozbijały się o brzeg, jakby zachecając do wymiany zdań między nami. Pragnąłem zacząć jakikolwiek temat, by móc po raz kolejny rozpłynąć się w głosie szatynki. Na szczęście to dziewczyna wykazała się inicjatywą i zwróciła się w moją stronę, nadal zachowując kierunek.naszego marszu.
- Właściwie to co robiłeś przez ten rok? Nie widziałam Cię na żadnych zajęciach, sporadycznie.mijałam w drodze do stajni. Czemu aż tak się wycofałeś z życia? Z poznawania nowych ludzi? Kompletnie nikt Cię nie kojarzył. - powiedziała na jednym tchu, kończąc palenie papierosa.
- Właściwie to pierwsze dwa miesiące poświęciłem na całodobowe ćpanie. Wiem, że brzmi to dość brutalnie, ale rzeczywistość bywa okrutna. Nic nie było w stanie pokazać mi właściwego kierunku i krzywdy, którą właśnie sobie wyprawiam. Dopiero w momencie, gdy pieniądze na kolejne porcje narkotyku zaczęły się kończyć, dostrzegłem, co ja właściwie najlepszego robię. Obudziłem się z tą przysłowiową ręką w nocniku, Caroline. Detoks był okropny, potrafiłem robić sobie krzywdy, by nie odczuwać bólu i próśb mojego organizmu, zadawać sobie bardziej świadome cierpienie, niż błagalne wołania o heroinę. Płakałem, wrzeszczałem i właściwie, czułem, jak po prostu cząstka mnie umiera. Na szczęście umarła ta cząstka kochająca te substancje, udało mi się jakkolwiek wyjść na prostą. Skupiałem się wtedy na dwóch rzeczach. Na rozwoju i unikaniu Ciebie. Nie ukrywając, zrobiłem duże postępy dzięki masy treningów z Rose'm i nie tylko. Nauczył mnie nie tylko jeździć, ale i myśleć, i czuć, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Ciebie nie chciałem widzieć, bo bolało, jak uśmiechałaś się do Victora, a nie do mnie. Jak to mu zwierzałaś się ze swoich problemów, a nie mnie. W pewnym momencie starałem się zacząć to olewać, ale czułem do Ciebie tak niesamowite przywiązanie, że po prostu nie potrafiłem odpuścić. Czułem się zobowiązany do pilnowania Cię, do pełnienia troski nad Twoim życiem. - westchnąłem przeciągle, gdy skończyłem swój mały wywód. Szatynka zatrzymała się i wlepiała we mnie swoje ciemne tęczówki, jakby starała ułożyć się sensowne zdania w głowie. Nie powiedziała jednak nic, tylko zrobiła krok w moją stronę, by oprzeć swoją potylicę na mojej klatce piersiowej i lekko mnie objąć. Moje dłonie automatycznie splotły się na lędźwiach Caroline, która oddychała głęboko, lecz lekko niemiarowo, jakby stresując się zaistniałą sytuacją. Czułem, jak dziewczyna się trzęsie, najpewniej przez wiatr,  który zaczął gwałtownie okalać nasze ciała.
- Chodź, wracamy, bo zmarzniesz. - uśmiechnąłem się lekko i wyprowadziłem delikatnie Caroline przed siebie, by to ona prowadziła nas do hotelu. Dziękowałem losowi za to, że zesłał mi tak wspaniałą kobietę.
Droga do budynku trwała niebywale krótko. Będąc już po szybkich prysznicach, leżeliśmy w jednym łóżku po raz pierwszy, od pieprzonych dwunastu miesięcy. Zajmowaliśmy jak najbardziej oddalone miejsca, ta przestrzeń frustrowała mnie bardziej, jak nigdy wcześniej.
- Caroline, jeśli chcesz, mogę spać na podłodze. To dla mnie żaden problem, naprawdę. - mruknąłem ospale, wlepiając spojrzenie w sufit.
- Przytul mnie.
- Co?
- Po prostu mnie przytul. Proszę. - syknęła, odwracając się do mnie.plecami. Delikatnie zmieszany, zbliżyłem się do drobnego ciała dziewczyny i lekko objąłem je ramieniem, by zachować jakąkolwiek prywatność. - Przytul mnie, jak dawniej. - wysyczała, tym razem jakby wywierając na mnie lekki nacisk. Nic bardziej mylnego. Moje serce oszalało z bliskości tej cudownej dziewczyny. Poczułem, jak moja klatka piersiowa przylega do smukłych pleców. Poczułem się w końcu spełniony.

- Czy ja mam jakieś spierdolone i wygórowane wymagania co do koni, czy trafiają mi się sami przygłupi właściciele, którzy próbują wcisnąć mi jakieś powykręcane konie? - warknąłem z wściekłością, odpalając kolejnego już papierosa. Silnik wściekle ryczał, gdy dodawałem jeszcze większe ilości gazu. Nocna pora sprzyjała pustym drogom, więc jazda była samą przyjemnością. Dziewczyna zaśmiała się lekko pod nosem i postukała lekko w czoło, posyłając mi pełne rozbawienia spojrzenie.
- Uspokój się, po prostu były drobne, nie ich wina, że jesteś olbrzymem. - wzruszyła ramionami, z lekkością wyrywając mi papierosa. - Nastepnym razem może uda Ci się coś znaleźć, a jeśli nie, to zdobądź kontakt do właściciela tamtej klaczy i zaproponuj dobrą ofertę.
- Najlepsza heroina w mieście. - bąknąłem. Szatynka przewróciła oczyma i zwiększyła głośność w i tak bębniącym już radiu. Oddaliśmy się chwili, po raz kolejny, tak jak na samym początku naszej znajomości. Śpiewaliśmy i śmialiśmy się wspólnie, nawzajem siebie przekrzykując, by informować o tym, że pozostała nam już niewielka ilość kilometrów do pokonania. Rockowe utwory zdawały się jeszcze bardziej podkręcać tempo mojej jazdy, skracając nam tym samym drogę. Uśmiech na twarzy Caroline miał właściwości.kojące. Był czymś, co wynagradzało mi każde moje cierpienie podczas naszej przerwy od siebie. Nim się obejrzeliśmy. przejechaliśmy bramę naszej Akademii, ponownie wstępując na teren objęty ścisłą ciszą nocną. Chcąc urozmaicić końcówkę naszej podróży, zahamowałem z piskiem opon i z szelmenowskim uśmiechem zwróciłem się w stronę roześmianej kobiety.
- Co powiesz na małą kontynuację? Tanie wino i tytoń. dostępne tylko u mnie.

Caroline? ❤
1028 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)