sobota, 7 grudnia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

Nie potrafiłam choćby drgnąć czy głośniej odetchnąć, gdy dotarła do mnie powaga słów szatyna. W całkowitym osłupieniu przyglądałam się jego twarzy, próbując odnaleźć choćby cień kpiny bądź żartu. Nie dostrzegając jednak niczego podobnego, musiałam się szybko otrząsnąć, przybierając na twarzy najbardziej wiarygodny uśmiech.
- Tak, jasne. - Założyłam kosmyk swoich ciemnych włosów za ucho, bawiąc się w drugiej dłoni rękawem bluzy. Z coraz większym trudem przychodziło mi patrzenie w tęczówki mężczyzny. - Nie mam nic przeciwko. - Dodałam, z ogromną ostrożnością dobierając każdy wypowiadany wyraz. Rozpraszało mnie jednak bicie mojego serca, które z żalu zaczynało boleśnie kłuć.
Wyglądało na to, że moja odpowiedź usatysfakcjonowała szatyna. Znacznie bardziej rozluźniony także się uśmiechnął, jednak z całą pewnością zrobił to szczerzej.
Chwila ta nie trwała zbyt długo. Dosłownie moment później odnalazł nas trener, chcąc pokazać Harry'emu jednego z wierzchowców.
- Też zaraz przyjdę. - Zapewniłam cicho, coraz gorzej radząc sobie z kontrolowaniem targających mną emocji. Maskowanie ich jednakże wychodziło mi z zadowalającym skutkiem, bo wkrótce zostałam sama, mogąc w spokoju zaszyć się na uboczu.
- Bliscy znajomi. - Rzuciłam do siebie pod nosem, gdy usiadłam pod jednym z rosłych drzew. Fakt, że wszyscy wybrali się już na halę aukcyjną, zapewniał mi dostatecznie dużo prywatności.
Nie potrafiłam już dłużej udawać. Zresztą, nie było takiej potrzeby. Wybuchnęłam głośnym, niepohamowanym płaczem, wyrzucając z siebie cały żal i obezwładniającą gorycz. W myślach nieustannie nazywałam siebie skończoną idiotką - w końcu to ja powiedziałam szatynowi, że oczekuję jedynie neutralnych relacji, co nakłoniło go do wysunięcia takich, a nie innych wniosków. Sama byłam sobie winna. Trudno było mi określić, czego oczekiwałam - jakaś część mnie tęskniła za Stylesem, dając się uwolnić pod wpływem jego decyzji. Tymczasem stwarzałam pozory względnie zadowolonej z naszego zerwania, trzymając się z Victorem i unikając byłego chłopaka, równocześnie próbując zadbać o swoją przyszłość i dalszy rozwój. Nic dziwnego, że Harry uważał, że porzuciłam jakąkolwiek myśl o nim. Było to słuszne spostrzeżenie, bo właśnie taką postawę próbowałam sobie narzucić od kilku ostatnich miesięcy. Dogłębnie zraniona naszym zerwaniem przyjęłam, że znacznie łatwiej będzie mi odtrącać nie tylko Harry'ego, ale także wszystkich innych w zasięgu własnego wzroku. Pogubiłam się na tyle, że już sama nie potrafiłam zrozumieć sytuacji, w której się znalazłam.
"Jakby nigdy nic się nie wydarzyło."
Chciał o nas zapomnieć? O naszym związku? Udawać, że nigdy nic nas nie łączyło? Że od zawsze byliśmy co najwyżej przyjaciółmi?
Nie mogłam w to uwierzyć. Wolałam założyć, że źle zrozumiałam jego słowa, niż dać pochłonąć się myśli, że mógł nas skreślić. Przecież mówił, że wciąż mnie kocha, ale czy mogłam od niego wymagać stałości w tych uczuciach? Nie wiedziałam, jak zachowałabym się na jego miejscu. Gdyby to on odrzucał mnie na każdym możliwym kroku i skutecznie udawał, że jestem mu obojętna. Bałam się samego wyobrażenia, widząc, jak bardzo wpłynęła na mnie nawet krótka rozmowa z nim.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wywoływał u mnie skrajne emocje, ale czułam, że nasze rozstanie było słuszne. W końcu było to mu potrzebne, by zrezygnował z narkotyków, a ja musiałam dostać życiową nauczkę, żeby móc przewartościować swoje życie. Obawiałam się jednak, że nie potrafiłabym nikogo pokochać tak, jak kochałam jego. Łącząca nas więź niewątpliwie była wyjątkowa i wciąż nie chciałam ostatecznie jej odpuścić.
Musiałam w końcu się podnieść, obawiając się, że ktoś mógłby mnie zacząć szukać. Na chwiejnych, drżących nogach dotarłam z powrotem przed halę, ocierając po drodze mokre policzki. Na całe szczęście rano byłam na tyle zaspana, by zrezygnować z makijażu. Standardowo zadbałam o usta, nie kłopocząc się jednak z pozostałymi częściami twarzy. Okazało się to wtedy niezwykle przydatne - mogłam przysiąc wręcz, że wypłakałam dużo więcej, niż wypiłam w ciągu ostatnich kilku dni.
Przed wejściem na aukcję kilkukrotnie głęboko nabierałam powietrza. Nie chciałam pokazać po sobie, że cokolwiek się stało, a jedynie skupić się na prezentowanych wierzchowcach i jak najszybciej porzucić wszystko to w niepamięć. Okazało się to co prawda trudniejsze, niż zakładałam, gdy dostrzegłam Harry'ego, ale z narzuconym uśmiechem ruszyłam w stronę dobrze znanych mi osób.
- Dużo mnie ominęło? - Spytałam najradośniej, jak tylko potrafiłam, zajmując miejsce przy szatynie. Przyglądał mi się przez ułamek sekundy badawczym wzrokiem, ale szybko odpuścił, wzdychając.
- Wycofano klacz, na którą byłem gotowy się zdecydować. - Z widocznym niezadowoleniem odgarnął włosy ze swojego czoła, przecierając je płynnym gestem. Widziałam, że mu na niej zależało. - Właściciel w ostatniej chwili się rozmyślił.
- Zamierzasz oglądać tu jeszcze jakieś konie?
Mężczyzna rozglądnął się wzrokiem po hali, szybko wracając do mnie wzrokiem.
- Raczej nie. - Odparł, bawiąc się pomiędzy palcami rąbkiem jednej ze stron katalogu. - A przynajmniej nie z zamiarem kupna.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo podzielałam jego decyzję.
- Trochę się zorientowałam, wiedząc, że mamy tutaj przyjechać. Szczerze mówiąc, obawiałam się, że może nic nie przyciągnąć mojej uwagi i dowiedziałam się, że całkiem niedaleko znajdują się dwie kameralne stajnie. - Tym razem uśmiechnęłam się naturalnie, szczerze, podekscytowana wizją wcielenia mojego planu w życie - Pomimo mniejszego rozgłosu, mają w swojej ofercie konie na międzynarodowym poziomie. Podobno hodowla to dla nich nie tylko zysk, ale też i satysfakcja, więc dbają o te zwierzęta lepiej, niż o własne dzieci. Wypadałoby jednak zobaczyć wszystko na własne oczy, bo opieram się jedynie na tym, co usłyszałam od znajomych i przeczytałam w internecie.
Nie dodałam co prawda, że od znajomych Victora i jego samego, ale nie wydawało mi się, by robiło to jakąkolwiek różnicę. Harry wydawał się szczerze zainteresowany.

Z właścicielami obu stajni umówiliśmy się, że przyjedziemy na następny dzień, by obejrzeć ich konie. Na szczęście pan Rose nie miał żadnego problemu z tym, że postanowiliśmy wrócić do Akademii dopiero w poniedziałek, więc z czystym sumieniem zarezerwowaliśmy sobie pokój w hotelu i zaplanowaliśmy cały przebieg wyjazdu. Pod hotelem znaleźliśmy się jednak dopiero wieczorem, postanowiwszy wcześniej, że będziemy towarzyszyć innym uczniom do samego końca aukcji i wszystkich zaplanowanych wydarzeń.
- Mówiłem wyraźnie, naprawdę cię przepraszam. - Odparł sfrustrowany szatyn, zaraz po tym, gdy weszliśmy do przydzielonego nam lokum. Nie spełniał on dokładnie naszych oczekiwań, głównie ze względu na to, że do dyspozycji mieliśmy jedynie ogromne, dwuosobowe łóżko. Jak na złość, nie było też żadnego fotela czy choćby sofy. Była jednak już zbyt późna pora, by domagać się zmiany pokoju. Przyjęliśmy po prostu to z pozorną akceptacją.
- Harry, bo to nie jest tak, że w ogóle przestałam o ciebie dbać, a cala ta sytuacja nie wywarła na mnie żadnego wrażenia... - Odezwałam się nagle, gdy usiedliśmy naprzeciwko siebie na wygodnym łóżku. - Wciąż nie mogę spokojnie zasypiać. Każdej nocy budzę się kilkukrotnie, a od jakiegoś czasu śpię nawet z pluszową żyrafą, byleby mieć się do kogo przytulić i... Żeby było jasne, nic nie czuję do Victora. Wiem, że on mnie kocha, ale nie odwzajemniam jego uczuć nawet w najmniejszym stopniu. I tak, wiem, że nie muszę ci się tłumaczyć, ale chcę po prostu, żebyś wiedział, że nie wymazałam cię tak po prostu ze swojego życia.

Hazzunia? ❤
1113 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)