wtorek, 10 grudnia 2019

Od Aidena C.D Caroline

Zacisnąłem dłonie, by po chwili podnieść się z łóżka i  z głębokich czeluści kieszeni dresów, wyjąć niebieski kartonik, który wypełniony był białymi bibułkami, ściśniętymi lekko przez gazową zapalniczkę. Jeden z filtrów spoczął w moich wargach, by niespokojnie raczyć mnie dawkami dymu nikotynowego. Bezszelestnie zbliżyłem się do okna, przy którym stała młoda dziewczyna i w jej stronę wyciągnąłem dłoń, proponując jej papierosa. Smukłymi palcami złapała jednego i trzęsącą dłonią sięgnęła po ogień. Nigdy nie widziałem kobiety, która z papierosem w ręcę wyglądałaby równie pięknie jak Caroline. Jej blada cera, smukłe i długie palce, tak cudownie wyglądały, gdy oplatane były smugami szarego dymu, który pozostawiał niesmaczny, ale uzależniający zapach we włosach dziewczyny. Trwaliśmy w milczeniu, nie obdarowując się nawet ukradkowymi spojrzeniami, wykonując tylko flegmatyczne i przeciągane ruchy, niezbędne do trucia swojego organizmu. Wydawało się, że chwila ta trwa wiecznie, a wszystko trwało maksymalnie pięć minut. Niedopałki wyrzuciliśmy niechlujnie za okno, a po zamknięciu go, oparliśmy się o przeciwne framugi okienne, patrząc sobie głęboko w oczy, jakby doszukując się resztek jakichkolwiek emocji. Po słowach brunetki czułem się wypłowiały, dziwnie pozostawiony na lodzie, jakby odrzucony przez swoją kochankę. Czułem, jak moje serce przyśpiesza, a oddech staje się lekko nierównomierny. Coraz bardziej chciałem uciec i zaczynałem nie dowierzać w to, co ta kobieta robi ze mną, z moimi zmysłami i uczuciami. Słabe światło uwydatniało jej rysy, rysy, na których powinni wzorować się malarze i rzeźbiarze.
- Caroline, nie chcę, żebyśmy pluli na siebie jadem i uprzykrzali sobie życie, bo nie mam w tym interesu, naprawdę. Uwielbiam Cię i jeśli potrzebujesz czasu, to ja Ci go dam, nawet, jeśli będę musiał czekać wiecznie na normalną rozmowę z Tobą. Zawsze możesz liczyć na moje wsparcie, bo jesteś osobą, która nauczyła mnie kochać. Dzięki Tobie mogłem popatrzeć w nocne niebo, uśmiechnąć się, i powiedzieć do samego siebie, że jestem szczęśliwy. Szczęśliwy dzięki Twojej osobie. W końcu poczułem, jak to jest, gdy zależy mi na jakiejś relacji, dlatego proszę, nie zapominaj o mnie i wiedz, że możesz do mnie przyjść ze wszystkim. - powiedziałem półszeptem, zbliżyłem się do dziewczyny i pocałowałem w czoło. Nie dając jej czasu na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, opuściłem pokój i udałem się do swojego, by znowu pogrążyć się w nostalgii, trzymając w palcach papierosa.

Minął tydzień od ostatniej rozmowy z brązowooką. Nie widziałem jej ani razu, nie słyszałem także ani razu jej imienia. Jedynie rozpiski hali przedstawiały jej nazwisko wraz z Victorem, który prowadził jej treningi na Rendes'ie. Była faworytką weekendowych zawodów, w których startowaliśmy w tej samej klasie. Cykl zawodów między wszystkimi Akademiami w Europie rozpoczynał się u nas, poprzez Włochy, Niemcy, kończąc na Austrii. System punktowy był zachęcający, a drużynowe konkursy cieszyły się największą popularnością. Drużyna AMH była ściśle ustalona, nie było tam miejsca na osoby, które są krótko w Akademii. Wszyscy trzymali mocno kciuki, błąkając się z ogromnymi nadziejami. Jadąc na Paris nie liczyłem na wysokie lokaty, bo wiedziałem, że kolejny etap będę jechał najpewniej na swoim już wierzchowcu, więc moje konto punktowe będzie oczyszczone. Dziedziniec placówki jeszcze nigdy nie tętnił aż takim życiem, różnej narodowości młodzi ludzie wprowadzali ogromne zamieszanie, ale i szczęście, bowiem gdzie nie poszłeś, usłyszałeś radosne tony głosów i śmiechy. Było mi to na rękę, mocno podnosiło moje morale i spokój ducha. Stroje konkursowe przeplatały się z codziennymi ubraniami trenerów, którzy podawali ostateczne rady dla swoich podopiecznych. Idąc z Paris na rozprężalnie nie myślałem, że natknę się na Caroline, która ze spokojną twarzą odbywała ostatnią pogawędkę z Victorem. Podsadził ją, a gdy ta znajdowała się już w siodle, delikatnie zebrała wodzę i wjechała na maneż. Lekko odetchnąłem i wzebrałem wszystkie siły, by dosiąść grzbietu niskiej klaczy, która z ciekawością rozglądała się w każdą stronę. Fukała na dosłownie wszystko i kłusowała w miejscu, podczas gdy dopasowywałem puśliska do swoich nóg. Z delikatną tremą ruszyłem na plac, starając się przy tym nikomu nie zawadzić. Klasa P była dzisiaj chyba najbardziej obłożonym, a zarazem wieńczącym dzień startowy konkursem. Wspaniałe wierzchowce przykuwał spojrzenia każdego, ale to jednak kary ogier wywoływał w każdym uczucie podziwu i zazdrości. Caroline wydawała się z tego faktu zadowolona, niewzruszenie podjeżdżając pod ścianę z publicznością. Pierwszym zawodnikiem okazała się Niemka dosiadająca gorącego kasztana, który wariował i tańczył, zarzucając głową i zagryzając wędzidło. Mały konik miał niesamowicie dużo wigoru i siły, którą pokazywał przy skokach. Dziewczyna jednak wygubiła się w trzyczłonowym szeregu, kończąc przejazd z dwunastoma punktami karnymi.
Dwudziesta piąta Caroline opuściła rozprężalnie, by z dumą przegalopować się po parkurze. Spieniony ogier był pod jej pełną kontrolą, rytmicznie wykonując kolejne skoki galopu. Publiczność bardzo szybko ożyła, dając głośne wiwaty jeszcze przed rozpoczęciem przejazu dziewczyny. Pierwsza stacjonata została pokonana bezbłędnie, karosz był skupiony i tryskał energią, puszczając baranek za barankiem, wesoło bijąc przy tym ogonem. Wykonywał serie lotnych zachwycając wręcz innych trenerów. Przy samym płocie stał jego dumny właścicieł, który wiwatował chyba najgłośniej ze wszystkich. Trzeba było przyznać, że ukuło mnie to, bo to ja powinienem stanąć tam i zagrzewać młodą kobietę do boju. Caroline znakomicie dawała sobie radę, nie zrzucająć również najtrudniejszej kombinacji. Krzywe linie nie robiły na niej wrażenia, a tempo jej jazdy zaskutkowało poprawnym czasem.
- Pierwszy zerowy przejazd należy do Caroline Wilson na niesamowitym ogierze Randes Vous! - wykrzyknął do mikrofonu spiker. Mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem zadowoloną twarz dziewczyny, która zjeżdżając z kwarcu klepała swojego rumaka. Moje serce przyspieszyło, gdy zdałem sobie sprawę, że nadszedł czas na mój przejazd.

- Kurwa. - warknąłem pod nosem, gdy usłyszałem, że drąg zawieszony na ostatniej przeszkodzie głucho odbił się od podłoża. Zacisnąłem zęby i oddałem luźniejszą wodze kobyle, która spieniona od potu rozluźniła się i dziarsko wykonywała okrężenie w galopie. Przeklinałem w myślach swoją o wiele za wolną reakcję, która skutkowała zdecydowanie za bliskim odbiciem. Paris nie miała szansy na wyratowanie naszej pary. Zwolniłem do stępa i na kompletnie luźnej wodzy wyjechałem na trawę, by rozstępować klacz w cichszym środowisku. Kilka osób również skorzystało z tej możliwości, a wśród nich była także Caroline. Bez wahania podjechałem do niej, mimo tego, że rozmawiała właśnie z Victorem. Cudownie obserwowało się wszystkich pasjonatów, którzy rozpoczęli zaciekłą analizę swoich błędów, które skutkowały punktami karnymi.
- Gratuluję Caroline, naprawdę niesamowity przejazd. - uśmiechnąłem się.

Caroline? Czy Ty zechcesz mi odpisać? ♡
1004 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)