niedziela, 8 grudnia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

Do środka pokoju przez odsłonięte okno wpadało nikłe światło. Nadawało niepowtarzalnego klimatu, który zwykłam ostatnio doceniać, siedząc wieczorami przy zgaszonym świetle. Wspierałam się jedynie dwoma świeczkami o zapachu czekolady.
Zajęłam swoje ulubione miejsce na parapecie. Przebywanie w tym pokoju za każdym razem wprawiało mnie w bolesną nostalgię, gdy miałam możliwość przyjrzenia się tak dobrze mi znanym zakamarkom. Tęskniłam za swoim dużym łóżkiem, widokiem z okna na pastwiska, za dosłownie każdym najdrobniejszym detalem pomieszczenia. Nieśmiale musiałam przyznać, że współlokatora także zaliczałam do brakujących mi elementów.
Zyskałam jednak namiastkę dawnego porządku. Paliłam papierosa przy uchylonym oknie, w towarzystwie Harry'ego, czując się po prostu dobrze i spokojnie. Jedynym problemem był fakt, że przebywanie przy nim bywało ryzykowne. Dużo śmielej niż zwykle otwierałam się przed nim, ukazywałam swoje słabości i byłam gotowa posunąć się znacznie dalej, czego mogłam żałować.
Kiedy zasypialiśmy w hotelu, wtuleni w siebie, biłam się z własnymi myślami. Sama go o to poprosiłam, żeby poczuć się jak dawniej, ale szybko dopadły mnie wyrzuty sumienia. Bałam się, że spędzając z mężczyzną coraz więcej czasu, dawałam mu złudne przeczucie, że możemy wrócić do tego, co nas łączyło. Nie mogłam mu tego obiecać, a trzymanie go w takiej sytuacji było co najmniej nie w porządku. Nie zasłużył na to.
Oglądanie go tak odprężonego powodowało jednak, że nie potrafiłam tak po prostu odpuścić. W pewnym sensie wciąż zależało mi na jego szczęściu i bolała mnie sama myśl, że mogłabym ponownie doszczętnie go zranić. Nie wiedziałam, czy powinnam w to brnąć, czy całkowicie się odciąć i pozwolić mu żyć własnym życiem.
Moje przemyślenia przerwał sam zainteresowany, pojawiając się z trunkiem w pięknym, burgundowym odcieniu.
- Więc chcesz mnie upić? - W rozbawieniu uniosłam brew, uśmiechając się mimowolnie. - Nie najlepiej się to ostatnio skończyło.
Szatyn tylko prychnął śmiechem na moją uwagę.
- Przynajmniej znów będę mógł o ciebie zadbać. - Wzruszył lekko ramionami, a w jego oczach igrało wyraźne rozbawienie. - Mam tylko nadzieję, że tym razem nikt nie będzie chciał mnie za to zrównać z ziemią.
No tak, Victor. Westchnęłam, odgarniając nerwowo swoje włosy.
- Zaczęłam już z nim rozmowę na ten temat, ale nie wiem, jak zareaguje jutro, bo zamieniliśmy zaledwie kilka zdań, kiedy pojechaliśmy na aukcję. Bywa czasami impulsywny... - Uśmiechnęłam się lekko, doskonale wiedząc, że Harry wiedział, do czego nawiązuję.
Skinąwszy głową, podał mi lampkę wina.
- Za nową, koleżeńską relację?
Miał szczęście, że usłyszałam w jego głosie nutkę drwiny. Posyłając mu ostrzegawcze, ale żartobliwe spojrzenie, uniosłam swój trunek.
- Za twój idiotyzm i urok osobisty. - Wywróciłam oczami, upijając jednak łyk wina z szerokim uśmiechem.
Miałam rację, uważając, że towarzystwo Harry'ego było wyjątkowo inwazyjne. Spoglądanie w jego tęczówki przyprawiało mnie o szybsze bicie serca, a widok miękkich ust szatyna sprawiał, że niemalże nieustannie chciałam go pocałować. Wciąż pamiętałam to przecudowne uczucie, które towarzyszyło naszej bliskości, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Trzymałam jednakże na wodzy wszystkie te emocje, wiedząc, że muszę stwarzać dla naszego dobra pozory obojętności. Wierzyłam w to, że wkrótce powinno mi to przychodzić z naturalną łatwością.
- Częstuj się. - Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy kładł na parapecie obok mnie otwartą paczkę papierosów. Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z takiej okazji. - Nie powinienem pewnie tego mówić w momencie, kiedy właśnie sam ci je zaproponowałem, ale wiesz, że...
- Shh. - Przerwałam mu, kładąc swój palec wskazujący na jego ustach. Przynajmniej w taki sposób mogłam ich dotknąć. - Dobrze wiesz, że i tak mnie dostatecznie zdemoralizowałeś. Trudno to odkręcić.
W rozbawieniu pokręcił głową, zabierając z mojej drugiej dłoni odpaloną bibułkę. Nic sobie nie robił z mojego karcącego wzroku. Przypomniał mi tym ruchem podobną sytuację z początku naszej znajomości.

- Naprawdę muszę iść. - Śmiałam się głośno, przyparta przez szatyna do ściany. Położyłam na jego barkach dłonie, by zwiększyć dzielącą nas przestrzeń. Obydwoje byliśmy nieźle podpici. - Nie żartuję.
- Jesteś tego pewna? - Spojrzał na mnie z góry, korzystając z diametralnej różnicy naszych wzrostów. Pomiędzy jego ramionami czułam się drobna i krucha.
- Nie, ale mam własny pokój. - Ciągle się śmiejąc, lustrowałam wzrokiem jego twarz. Znajdowaliśmy się zdecydowanie zbyt blisko siebie.
- Tutaj wciąż jest dla ciebie miejsce.
- Posłuchaj mnie, Kochaniutki. - Zadarłam podbródek jeszcze bardziej do góry, przeklinając w duchu jego wysokość. Patrzyliśmy na siebie długo i nieustępliwie. - Jutro zaliczam bardzo ważny przedmiot, a moja pluszowa żyrafa będzie za mną tęsknić. Przepuścisz mnie teraz grzecznie do drzwi, jasne?
Na szczęście wyczuł żartobliwe podłoże mojego poważnego tonu, w rozbawieniu unosząc swoje ręce w geście kapitulacji.
- Jak Słońce. - Mruknął, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Chwilę później sięgnął jednak po butelkę wina, dopijając pozostałą resztę.
Nie potrafiłam mimo wszystko tak po prostu wyjść. Poczekałam, aż odłoży naczynie, żebym mogła spokojnym krokiem podejść w jego kierunku i przytulić się do jego ciepłego ciała. Mężczyzna ułożył dłonie na moich plecach, by pocierać je co jakiś czas. Rozpływałam się w jego objęciach, mogąc niemalże natychmiastowo zasnąć. Nawet na stojąco.
- Widzimy się na treningu. - Szepnęłam mu przy uchu, obdarowując jego policzek krótkim, delikatnym pocałunkiem. Zdziwiłam tym czynem nie tylko jego, ale i samą siebie - moja niezależność i trzymanie szatyna na dystans poszły w cholerę. Odetchnęłam jednakże z ulgą, uświadamiając sobie, że z łatwością mogłam zrzucić to na upojenie alkoholowe. Wystarczyło tylko od rana traktować go z rezerwą.

Victor ze spokojem przyjął moją relację z całego wyjazdu. Prawdopodobnie udawał opanowanie, ale wyraźnie uspokoił go fakt, że zakopaliśmy ze Stylesem topór wojenny, nie będąc jednakże w związku. Nie wspominałam mu jednak o zeszłej nocy i spaniu w jednym łóżku, bo uznałam to za swoją w pełni prywatną sprawę, o której nie musiał wiedzieć. Nie miałam nakazu mu się spowiadać, zwłaszcza że się tylko przyjaźniliśmy, a ta informacja niczego by nie zmieniła.
Szybko zresztą zmieniliśmy temat. Brunet miał dzisiaj wyjątkowo dużo pracy, z którą musiał się prędko uwinąć, by móc pojechać później do miasta. W związku z tym powierzył mi pod opiekę swojego monumentalnego wręcz, karego ogiera, którego od czasu do czasu udostępniał mi na trening. Holsztyn charakteryzował się nie tylko wspaniałą techniką i imponującymi umiejętnościami, ale też, niestety, gorącą głową. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego konia, który mógłby mnie sprowadzić na ziemię przed zakupem własnego wierzchowca. Nie narzekałam jednak, bo dość szybko udało nam się zgrać.
Harry także wkrótce pojawił się w stajni. Znalazł się w zasięgu mojego wzroku na jedną krótką chwilę, by zaszyć się w siodlarni, widocznie mnie nie zauważając. Podążyłam za nim, stając tuż za jego plecami.
- Wyspał się książę? - Zaśmiałam się, posyłając mu lekki uśmiech.

Hazzunia? ❤
1043 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)