sobota, 5 stycznia 2019

Od Alice C.D Marco

Proszę, cóż za oryginalny sposób pożegnania. Trzaśnięcie drzwiami swemu wybawcy przed samym nosem na odchodne, to raczej powinna być moja działka, a przynajmniej zawsze była. Eh, Alice, miejże odrobinę godności, naprawdę masz ciekawsze zajęcia na głowie niż użeranie się ze świeżakami. No tak, myślisz tak jakbyś sama świeżakiem jeszcze parę dni temu nie była, ciekawe zjawisko. Prawdę mówiąc, nie za bardzo obchodziło mnie co dalej stanie się z wyżej wspomnianym osobnikiem, aczkolwiek z bliżej nieznanych przyczyn, odczuwałam wtedy potrzebę udzielenia mu pomocy, co za dobrą wolę w moim przypadku raczej nie uchodzi, prędzej obstawiałabym litość. Dobra, nie ma sensu bardziej zagłębiać się w ten temat. Swoją drogą, zastanawia mnie jaki trzeba mieć tupet, żeby od tak sobie wparadować do stajni i na dzień dobry serwować nieznajomym ludziom gadkę pt. "Pomocy, zgubiłem drogę". No błagam... Od tego chyba jest gabinet państwa Rose'ów, ewentualnie informacji mogliby udzielić inni nauczyciele, założę się, że prosząc się o przysługę przy nich zachowałby trochę więcej szacunku. A zresztą, przecież to nie mój interes. Niech sobie żyje tutaj spokojnie, byle z dala ode mnie.
Westchnąwszy cicho złapałam za klamkę i niespiesznym krokiem udałam się w stronę swojego pokoju. W zasadzie to zastanawiam się czemu większość pokoi na tym korytarzu jest już dawno pozajmowanych, a moja kwatera wciąż świeci pustkami. Hm, może to i lepiej? W końcu nigdy nie wiadomo na jaką ofiarę losu się trafi, a coś mi się widzi, że nie byłabym w stanie spędzać nawet nocy w towarzystwie jakichś irytujących współlokatorów.
Z racji tego, iż nie miałam obecnie nic ciekawszego do roboty, uwaliwszy cztery litery na miękkim materacu owinięta kocykiem odpłynęłam w objęciach muzyki i taki stan rzeczy pozostał do godziny szesnastej. Przyznam szczerze, że nie za bardzo chciało mi się dziś w ogóle opuszczać akademik, ale cóż poradzić? Głupio byłoby spóźnić się na jedne z pierwszych treningów, zwłaszcza, iż dzisiejszą jazdę poprowadzić ma pani Cooper, która jako jedna z nielicznych trenerek wydawała mi się naprawdę spoko, jeśli można tak to ująć.
Założywszy czarne bryczesy szybko ogarnęłam się przed lustrem i czym prędzej opuściłam pokój. W końcu trzeba jeszcze przygotować któregoś z koni do jazdy, a znając życie moje ulubione wierzchowce są już dawno przez kogoś zaklepane. Ku wielkiemu zaskoczeniu (jak i po części także uldze) dotarłszy do stajni głównej, zastałam w niej jeszcze Rosabell, Lemon i Paris, po niedługim namyśle wybierając tę trzecią, gdyż ostatnimi czasy całkiem dobrze nam się razem jeździ, a sama dama wyglądała na podekscytowaną perspektywą opuszczenia boksu i już po praktycznie paręnastu minutach byłyśmy gotowe na trening. Wszystko układało się idealnie, aż do momentu gdy mym oczom ukazała się znajoma sylwetka. No nie! Serio, tutaj?
- Hej... - odezwał się w końcu obojętnym głosem.
W odpowiedzi kiwnęłam tylko lekko głową, siląc się na sztuczny uśmiech. Um, życie chyba naprawdę mnie nie lubi. Jedynym co pocieszało mnie w obecnej sytuacji to to, iż mój nowy "kolega", czy jak tam mogę go inaczej nazwać; również nie był skory do jakichkolwiek rozmów. Przynajmniej nie próbuje być miły. I dobrze, nie lubię fałszywych ludzi, co oczywiście nie zmienia faktu, iż jego także nie trawię, ale to już z innych przyczyn. Tak czy inaczej, kilka minut później każde z nas zajęło się już swoimi sprawami, wykonując polecenia trenerki. Na szczęście pani Laura oszczędziła nam dziś (jak na mój gust zbędnych) gier grupowych.
Kiedy już wszyscy powoli zbieraliśmy się do opuszczenia hali, na której niestety byliśmy zmuszeni dzisiaj ćwiczyć ze względu na dość niesprzyjające warunki pogodowe; wyprowadzając Paris nieoczekiwanie usłyszałam głos za swymi plecami.
- Marco! Alice! Wy zostajecie! - zawołała praktycznie z drugiego końca pomieszczenia. - Dziś zajmiecie się boksami w stajni głównej... - Że co?! - ... po zakończeniu sprzątania, przydałoby się też sprawdzić jak sprawa wygląda u koni do dzierżawy. Czy wszystko jasne?
Doprawdy, sądziłam, że tego typu rzeczami zajmują się zazwyczaj stajenni, ale no dobra, nie będę narzekać, zwłaszcza, że mieszkając z mamą byłam na taką robotę skazana na co dzień. A tak przy okazji, ciekawe kogóż to szanowna instruktorka postanowiła do tej pracy zatrud... O nie! Nie, nie, nie, nie, nie! Przecież... Nie, to nie może być on! Popatrzyliśmy na siebie z lekka zdezorientowani. A nikogo innego z całej grupy to już do tej roboty nie mogła wyznaczyć? Super. Chyba już nie lubię pani Cooper.
Skrzyżowałam dłonie na piersiach odwracając wzrok w kierunku przeciwnym niż jego twarz, przy czym chłopak westchnął tylko cicho przewróciwszy wymownie oczyma. Zapowiada się ciekawa "współpraca".

Marco? Oni się tam pozabijają, czuję to XD

722 słowa = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)