czwartek, 3 stycznia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

- Harry, ja… Ja nie wiem, co powiedzieć. – Wymamrotałam bezmyślnie, zaskoczona jego nagłym wyznaniem. Dopiero po chwili, zrozumiawszy, że zabrzmiało to dość niefortunnie i co najmniej niezdecydowanie, objęłam jego twarz dłońmi. Rozpogodziłam bladą twarz uśmiechem, otrząsając się z niespodziewanego zdumienia.
- Oczywiście, że tak. – Dodałam niemalże od razu, szepcząc dla poszanowania intymności wypowiedzianych wyznań. Nie mogłam powstrzymać coraz wyraźniejszego unoszenia się kącików ust, czując, jak po moim policzku mimowolnie spłynęła niekontrolowana łza. Stan absolutnego rozanielenia nabrał na intensywności, gdy Harry, odetchnąwszy lekko, starł mokrą stróżkę z mojej zarumienionej twarzy. – Po prostu mnie… Zaskoczyłeś, nawet bardzo, ale oczywiście, że chcę.
Szatyn odwzajemnił uśmiech, spoglądając  na dłuższą chwilę w moje oczy. Dość szczelnie przytuleni do siebie nieśmiało, zupełnie tak, jakbyśmy robili to po raz pierwszy, złączyliśmy usta w delikatnym pocałunku. Z uwielbieniem muskałam jego ciepłe wargi, nie mogąc nacieszyć się wzajemną bliskością mimo nieustannie upływającego czasu. Czułam się niewyobrażalnie błogo i bezpiecznie, gdy obejmował mnie swoimi ramionami. Odstąpiłam od niego na nieznaczną odległość, kiedy lekko napuchnięte wargi zaczęły stopniowo odbierać mi przyjemność z subtelnego pocałunku. Pozostałam jednak ciągle w ramionach współlokatora, opuszkami palców przejeżdżając po jego szczęce. Korzystając z najcudowniejszej chwili, w której nie liczyło się absolutnie nic innego, niż my, wtuliłam się na powrót w tors mężczyzny.
- Trzeba zadzwonić do właściciela, Skarbie. – Mruknął mi wkrótce na ucho, obdarowując mnie ówcześnie rozczulającym całusem na czubku głowy. Odsunęłam się wówczas od niego na tyle, by swobodnie mógł wyciągnąć z kieszeni spodni telefon, nie krępując przy tym jego ruchów. Ostatecznie odstąpiłam na odległość kilku kroków, zyskując możliwość bezkarnego przyglądania się szatynowi, skupionemu na prowadzonej rozmowie.
- Przyśle żonę, ale nie był zadowolony. – Skwitował, opierając się o ścianę tuż obok mnie. Powstrzymywałam się przed większymi czułościami niż oparciem się o jego ramię tylko dlatego, że na uwadze miałam spodziewane przybycie właścicielki. Mimo tego, Harry przyciągnął mnie do siebie, prawdopodobnie nie mając zamiaru rozluźnić szczelnego uścisku.
- Mam nadzieję, że wam, Gołąbeczki, nie przeszkadzam?
Kobieta jak gdyby znikąd zjawiła się nieopodal, ku naszemu zadowoleniu będąc wyposażoną w zapasową kartę. Odsunęłam się nieznacznie od mężczyzny, z ogromną ulgą przyglądając się procesowi pomyślnego otwierania naszego pokoju.
- Uratowała nam pani życie. – Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, gdy po wejściu do pokoju, zgodnie z oczekiwaniami instruktorki odnalazłam własną, niezagubioną właściwie kartę. – Dzięku…
Nie dała mi jednak dokończyć, wcinając się w rozpoczęte już zdanie:
- Wy za to możecie uratować moje.
Obydwoje, posyłając sobie lekko zmęczone spojrzenia, przenieśliśmy na kobietę wzrok.
- Przyjeżdżają dzieciaki z rodzicami, obejrzeć Akademię przed planowanym obozem, co prawda tylko dwójka, ale… - Sama jakby otrząsnęła się z nieszczególnie istotnego dla nas monologu, przechodząc do konkretów. Podziękowałam jej za to w myślach, przysiadając na pobliskim parapecie. – Weźmiecie chłopców za godzinę na kucyka. Może być Blanca albo Ferro.
Nie mieliśmy szczególnego wyboru, bo właścicielka wydawała się niechętna do prowadzenia jakichkolwiek dyskusji. Powiedziała nam w zasadzie tylko tyle, że następnym razem proponuje poszukanie pomocy w recepcji i będzie wdzięczna, kiedy za godzinę pojawimy się na hali. Byłam zniechęcona do granic wszelkich możliwości, ale nie zamierzałam testować cierpliwości instruktorki, prędko szykując się do wyjścia. Przebrana w znacznie wygodniejsze bryczesy i stajenną, ciepłą kamizelkę, czekałam jeszcze tylko na Harry’ego.
- Tym razem może będziesz pamiętać o karcie? – Zaśmiał się lekko, obejmując mnie ramieniem, gdy po opuszczeniu przez niego łazienki zmierzałam do wyjścia z pokoju.
Odesłałam mu szeroki uśmiech, upewniając się krótkim przejrzeniem kieszeni, że zabrałam ze sobą papierosy.
- Tym razem może też ją weźmiesz? – Odgryzłam się, na co szatyn wrócił się w głąb pokoju. Nie zamierzałam wyprowadzać go z niewiedzy, że w szczelnie zamkniętej kieszonce schowałam także zbawienny prostokąt. Przynajmniej tym razem mogłam mieć pewność, że mimo jego hipotetycznego zgubienia własnej karty i tak dostalibyśmy się do pokoju.
Nie minęła zbyt długa chwila, jak Harry dołączył do mojej wędrówki, starannie zamykając za sobą drzwi. Co prawda nie byłam chętna nadprogramowemu spędzaniu czasu w sposób inny, niż wybrałabym dobrowolnie, ale obecność mężczyzny odbierała mi myśli o dłuższym okazywaniu niezadowolenia. Dzielnie podążałam ramię w ramię ze swoim towarzyszem do największej stajni, w której nie bywaliśmy już tak często, odkąd zdecydowaliśmy się na dzierżawę innych wierzchowców. Niemniej jednak z uśmiechem przywitaliśmy dosiadane jeszcze nie tak całkiem dawno temu przez nas wierzchowce, rozglądając się za boksami fiordów.
- Ferro jest znacznie czystszy. – Zauważył szatyn, częstując wałacha kawałkiem niedaleko składowanej marchwi. Do przyjazdu dzieci mieliśmy jeszcze chwilę, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przygotowanie jednego wierzchowca przez dwie osoby nie było nadzwyczajnym osiągnięciem. Nie spieszyliśmy się więc z oporządzaniem fiorda, choć już po kilku minutach był gotowy do osiodłania. Korzystając z nadmiaru czasu, stanęłam lekko na palcach, by z łatwością móc musnąć wargi szatyna. Z uśmiechem odwzajemnił pocałunek.
-To jak, mój mężczyzno? – Przygryzłam własną wargę, obejmując jego kark.- Dzisiaj znowu planujesz jakiś męski wieczorek?
Prychnął rozbawiony, mocniej ściskając palce na moich biodrach.
- A co, wyganiasz mnie?
- Tak właśnie. – Wywróciłam oczami, choć wciąż szczerze się uśmiechając.
Nie dane było mi jednak dokończyć swojej myśli, gdy przy boksie pojawił się właściciel. Standardowo w złym momencie i zupełnie nieproszony.
- Możecie już powoli wychodzić. – Odsunęłam się na krok od współlokatora, zerkając na sprzęt, który przyniósł nam instruktor. Dziękując mu, zanim ponownie rozpłynął się w nieznanych okolicznościach, sięgnęłam po ogłowie, dość sprawnie zakładając je na pysk wałacha. Harry natomiast, ku mojemu zdziwieniu, w międzyczasie zdołał założyć całą resztę ekwipunku.
Znajdując się już na hali, śmiałam lekko podważyć sensowność organizowania jakichkolwiek obozów. Mimo tego, że w zasadzie przepadałam za dziećmi, a obcowanie z nimi zazwyczaj sprawiało mi czystą przyjemność.
- Nie wyobrażam sobie jak ma wyglądać ten cały obóz, jak dzieciaki pewnie widziały konie tylko na zdjęciach. – Mruknęłam na ucho szatynowi, gdy oczekiwaliśmy na właścicieli i oprowadzaną przez nich rodzinę. Mogłam przypuszczać, z uwagi na rozwój wydarzeń, że kilkunastodniowy pobyt dzieci na terenie Akademii wprowadzi absolutny chaos i zaangażowanie wszystkich możliwych uczniów. Na samą myśl miałam ochotę zaszyć się na ten czas w zamkniętym na wszystkie spusty pokoju.
- Może stąd wtedy wyjedziemy?
Nie musiał mnie zbyt długo namawiać.


W pokoju znaleźliśmy się dopiero wieczorem. Pomijając już nawet nadprogramowy obowiązek narzucony przez właścicieli, to dodatkowo zaglądnęliśmy do dzierżawionych siwków i o dziwo dotarliśmy wyjątkowo na kolację o czasie. Na szczęście mieliśmy już czas wtedy tylko dla siebie i wyglądało na to, że żadne z nas nie miała ku temu  nic przeciwko.
Leżeliśmy na łóżku szatyna. Ostrożnie ułożywszy głowę w zagłębieniu jego szyi, mogłam wsłuchiwać się w spokojne bicie jego serca podczas kreślenia na mięśniach brzucha bliżej niezidentyfikowanych kształtów. On sam w tym czasie leniwie podwijał tył mojej koszulki, uspokajając mnie samym swoim delikatnym dotykiem. Cisza sprzyjała jednak myśleniu i zastanawianiem się nad wszystkimi możliwymi sytuacjami.
- Jesteś tego wszystkiego… Pewien? – Odezwałam się cicho, w zasadzie bojąc się poruszyć ten temat. Podniosłam się jednak do siadu, by móc obdarzyć go spojrzeniem. – Jesteś pewien nas?
- Nie zrozum mnie źle, ale… - Dodałam po chwili, przenosząc wzrok na swoje dłonie. – Mam dopiero dziewiętnaście lat i w zasadzie to co ja ci mogę zaoferować? Nie chcę cię ograniczać, a wiem, że stały, poważny związek może być dla nas… Trudny. Kocham cię i uwielbiam myśl, że mam cię tylko dla siebie, ale nie chcę, żebyś był ze mną tylko dlatego, że tak wypada po tym wszystkim.

Harry? ♥
1185 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)