sobota, 5 stycznia 2019

Od Riley C.D Any

Zerknęłam kątem oka na przyjaciółkę, która z bliżej nieznanych mi przyczyn parsknęła teraz cichym śmiechem. Pokręciłam tylko głową, spoglądając na oddalającego się już trenera. Zgaduję, że pan Blythe nie był na tyle miły, by wykrzesać z siebie choć krótkie "dziękuję", czy coś w tym stylu. Termos. Nie no, brawa za fatygę. Eh, nadal jestem zdania, że miejsce tego faceta jest na płonącym stosie...
- Dobra, mniejsza - mruknęła pod nosem dziewczyna, odwróciwszy się do mnie - Jak sprawował się Charles?
- Wybiegany i szczęśliwy, wsunął dziś kilkanaście marchewkowych ciastek i znając życie flirtuje teraz z Melindą w stajni - zażartowałam, poprawiając szalik - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na kawę.
W sumie, dobry pomysł. Coś mi się widzi, że nie wypiję tego świństwa, nie zdziwiłabym się, gdyby czegoś tam dolał - parsknęła niepohamowanym śmiechem, zakręcając termos, nim jednak zdążyłam powiedzieć cokolwiek, dodała - Ale tym razem u mnie.
- Okay, skoro tak wolisz. - wzruszyłam ramionami, zrównując krok z przyjaciółką. W zasadzie to nie robiło mi to dużej różnicy, a może i było nawet na rękę, zważywszy na to, iż odkąd zostaliśmy z Nilay'em siłą rzeczy przeniesieni do pokoju 22, przez cały czas przybywa tam nowych osób, toteż czasem ciężko jest paplać z przyjaciółką, podczas gdy wszyscy jesteśmy w tym samym pomieszczeniu (nie żebym miała coś do swoich współlokatorów, czy coś w tym stylu, bo dogadujemy się całkiem nieźle, zwłaszcza z Duą; niemniej jednak z przykrością przyznaję, że chyba jednak jestem i na zawsze pozostanę typem samotnika). Ponieważ Ana zdawała się być wyczerpana po całym dniu odśnieżania (co wcale mnie nie dziwiło), jakiś czas później postanowiłam dać jej spokój, zasłużyła na odpoczynek.
Z racji tego, że nie miałam aktualnie niczego ciekawszego do roboty, a jakoś nie uśmiechało mi się spędzenie reszty dnia w czterech ścianach pokoju, postanowiłam zabrać Pannę ADHD na krytą halę. Na moje szczęście, Czarna wciąż była pełna wigoru, co więcej, przez prawie cały trening na placu chodziła jak w zegarku. Miła odmiana, nie powiem.
~•~●~•~
Wprowadziwszy Mel do środka odpięłam linkę od kantara, uprzednio dokładnie zamykając za sobą drzwi, by zbytnio nie schłodzić pomieszczenia; podczas gdy karoszka bez dłuższego namysłu potruchtała pod boks Mon'a, głośnym rżeniem obwieszczając mu, że powróciła szczęśliwie do stajni.
- Meli, chodź tutaj. Jeszcze zdążycie poplotkować z Charlie'm. - zacmokałam, zachęcając ją do przejścia do sąsiedniego pomieszczenia. Po niedługiej chwili chyba ogarnęła o co chodzi i podążyła za mną.
Tia, solarium to jedno z nielicznych miejsc, do których nie trzeba upychać jej siłą. Zaraz po dokładnym osuszeniu futerka kobyłki, zaprowadziłam ją do boksu i narzuciłam na jej grzbiet ciepłą, czerwoną derkę. Trzeba przyznać, że w takim "ubranku" wyglądała naprawdę uroczo.
W zasadzie mogłabym posiedzieć jeszcze trochę z Melindą, ale nie miałoby to chyba żadnego większego sensu, gdyż Czarna zdawała się być zainteresowana jedynie towarzyszem z boksu obok, tak więc postanowiłam im nie przeszkadzać.
Nim jednak zdążyłam opuścić budynek, dobiegło do mnie dość głośne skrzypienie otwierających się drzwi, a mym oczom ukazała się...
- Hej, a ty jeszcze w stajni? - przywitała się Ana, zmierzając wraz z Ghost'em w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami, zerkając na stojącego u jej boku czworonoga. Oblepiony śniegiem wyglądał jak jedna, wielka, biała kulka z okrągłymi, błyszczącymi oczkami. Wyjątkowo komiczny widok.
- Trochę ci się przeciągnęła ta "chwilka" - zauważyła dziewczyna, podszedłszy do sąsiedniego boksu, by przywołać do siebie Siwego, który z zadowoleniem lekko trącił ją pyskiem w ramię, po czym dokładnie obwąchał na wypadek gdyby zupełnie przypadkiem miała przy sobie coś do jedzenia.
- Trochę. Jakoś tak straciłam dzisiaj poczucie czasu. - posłałam przyjaciółce szeroki uśmiech, zamknąwszy drzwiczki boksu - A ty co tutaj właściwie robisz?
- Ach, jakoś tak nie mogłam wysiedzieć w pokoju, więc przyszłam sprawdzić co tam u Księcia, zresztą, Ghost potrzebuje wieczornego spaceru. - odparła poprawiając szalik - To co, zrobimy sobie krótką rundkę dookoła stajni i wracamy do akademika?
Skinęłam głową i ściągnąwszy Melindzie ogłowie, podążyłam za przyjaciółką w stronę wyjścia.
Wszedłszy do pokoju, odłożyłyśmy kurtki na wieszak. O dziwo, żadnego z moich współlokatorów nie zastałyśmy. Już miałyśmy skierować się do kuchni, gdy nagle dostrzegłyśmy kłęby białego pyłu wydobywające się z sąsiedniego pomieszczenia.
- Nie no, bez żartów! - stęknęłam z goryczą, zmierzając szybkim krokiem w stronę rozbitej na maleńkie kawałeczki kosmetyczki i rozsypanego pudru - Nilay, ty draniu! Coś narobił?!
Kruk spojrzał na mnie z miną pod tytułem: "Mnie tu nie było, nic nie widziałem". Podczas gdy ja zajęłam się ogarnianiem rozsypanego pudru, który oczywiście musiał znaleźć się na czarnym dywanie, przyjaciółka nagle zamilkła lustrując wzrokiem podłogę.
- Co to? - zauważyła, wskazując na niewielki, podłużny kształt przemieszczający się po drewnianej posadzce.
Po chwili wyszło na jaw, iż owych "lokatorów" po pokoju spaceruje znacznie więcej niż mogłybyśmy przypuszczać.
- Riley... - Ana zacisnęła zęby, patrząc z niemałym obrzydzeniem na stworzonka - Skąd TO się tutaj wzięło?!
- Stąd... - wycedziłam przez zęby, podnosząc z podłogi płaski, plastikowy pojemniczek - Widocznie Nilay zrzucając kosmetyczkę, rozsypał także swoją karmówkę. Spokojnie, to tylko larwy drewnojadów. Są nieszkodliwe... - bez dłuższych wyjaśnień, które w obecnej chwili i tak pewnie niewiele by zmieniły, przystąpiłam do zbierania insektów z paneli.
- Tylko...? - dziewczyna zmarszczyła brwi - Dzięki, ale nie zamierzam ich dotykać.
Na jej twarzy wciąż malował się wstręt, połączony z odrobiną zaskoczenia - Chyba mi nie powiesz, że trzymasz te robaki odkąd tu przyjechałaś?!
- Nie... Wszystkich to nie... - podrapałam się po głowie z lekkim zakłopotaniem - Nilay dostaje je prawie codziennie, zawsze zostawiam tylko jedną dorosłą parę, od której stale są nowe jaja... Zaraz... Parę! O, nie! Gdzie one się podziały?! - spanikowałam, biegając wzrokiem po pomieszczeniu.
- Oj tam, dwa robaki mniej chyba nie robią ci różnicy, nie?
- No właśnie w tym problem, że dorosłe osobniki stanowią tu największy problem, bo w ciągu swojego życia samica jest w stanie powiększyć populację o nawet 500 jaj, a więc... - nie musiałam mówić nic więcej, bo to się rozumiało samo przez siebie.
- Szybciej! Musimy je znaleźć! - ciemnowłosa w błyskawicznym tempie uklękła na podłodze, wciąż uważając na wędrujące obok larwy.
Część z nich znalazła się pod stołem, inne skryły się za szafkami, a jeszcze inne próbowały się wspinać po ścianach, innymi słowy - były dosłownie wszędzie! To jakiś koszmar...
A co robił sam winowajca? Siedział sobie spokojnie na parapecie i nawet kupra nie raczył ruszył. Podziwiam Anę, że nie zostawiła mnie z tym samej i choć nie odważyła się wziąć ani jednego insekta do ręki i tak bardzo mi pomogła w poszukiwaniach.
- Riley, patrz! Czy to jest to jest ten dorosły? - zawołała dziewczyna, zaglądając pod kaloryfer.
- Tak! To jest... - przyjrzałam się lepiej owadowi - Samiec... Musimy jeszcze znaleźć partnerkę... - odetchnęłam z ulgą, podnosząc chrząszcza, którego następnie przetransportowałyśmy do szklanego słoika z wykonanymi dziurkami wentylacyjnymi na zakrętce.
Na szczęście, większość stworzonek udało się bardzo szybko i bezproblemowo wyłapać. Nagle dostrzegłam, że kruk trzyma coś w dziobie. Oczywiście. Nie mogła być to larwa.
- Nilay, nie! Nie jedz jej! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi, nim jednak zdołałam dobiec do pupila było już za późno. Nili łakomie pochłonął insekta, spoglądając na nas z nieukrywaną dumą.
- Cudownie. Fajnie że ci smakowało... - tylko pokręciłam głową, spoglądając na pupila z politowaniem, po czym zwróciłam się do przyjaciółki - Dzięki, że mi pomogłaś to wszystko ogarnąć.
- Eh, to ja już chyba wolę dźwigać drągi... - westchnęła odgarniając opadające na ramię włosy - To co robimy przez resztę dnia?
- Po tym dzisiejszych perypetiach z trenerem i łapaniu robaków, nie pogardziłabym jakimś dobrym filmem - zaproponowała Ana, zmierzając spokojnym krokiem w stronę kuchni, najpewniej po popcorn i coś do picia (zwłaszcza, że miałyśmy wypić kawę dobre paręnaście minut temu, ale cóż, nie wyszło) - A tak w ogóle to gdzie się podziała cała reszta? - zagaiła po chwili, będąc już w posiadaniu miski z przekąskami.
Podszedłszy do blatu nastawiłam czajnik - A ja wiem? Ada miała mieć dodatkowy trening, a Gabriela i Marco to nie mam pojęcia gdzie wywiało - wzruszyłam ramionami, po czym sięgnęłam po paczkę kawy.
W pewnej chwili przypomniało mi się coś, co miałam zamiar zrobić jeszcze paręnaście minut temu, ale przez to całe zamieszanie z larwami, kompletnie wyleciało mi to z głowy.
- Um, zapomniałabym... - podrapałam się po głowie, nie za bardzo wiedząc, jak dobrze zacząć ten temat. W międzyczasie dopadły mnie także wątpliwości, czy w ogóle wybrałam odpowiedni prezent, no bo w końcu Anie może on nie przypaść do gustu... Czarna bransoletka, której wzór nawiązywał do jej chińskiego znaku zodiaku - smoka, ciepłe rękawiczki jeździeckie oraz paczka ciastek z owocami dla Mon'a... Czy to jej się w ogóle spodoba? Może powinnam była poczekać z tym do jej powrotu z USA? Ajajajaj! Dziewczyno, przestań... Przecież wiesz, że teraz już nie ma odwrotu. - Bo wiesz, pamiętam, że wspominałaś mi, że wyjeżdżasz na Święta i tak sobie pomyślałam... Chciałabym ci to dać wcześniej - wydusiłam wyjmując drobną, kolorową torebeczkę.
Początkowo niebieskooka popatrzyła na mnie tylko nieco zaskoczona, by po chwili odpakować podarunek.

Anuś? Ja przepraszam, że to opko takie dziwne XD

1418 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)