poniedziałek, 14 stycznia 2019

Od Any - prezent dla Rilley

Długo myślałam nad prezentem dla Riley.
Na tyle długo, że zajęło mi to kilka wizyt w galerii, kilkanaście w mniejszych sklepach i parę godzin przeglądania różnych stron internetowych.
Ostatecznie coś godnego uwagi znalazłam na jarmarku bożonarodzeniowym, a że nie należę do osób, które lubią chodzić po takich imprezach samotnie, na wypad przewidziany na kupowanie prezentów zabrałam ze sobą brata, który postanowił zrobić mi niespodziankę i tydzień przed świętami (na które, swoją drogą, i tak miałam wracać do domu) przyjechał do mnie w odwiedziny. Przy okazji zobaczyć, co tam u Charlesa. I Ghosta. Husky nie odstępował Lore'a na krok, odkąd zobaczył go w progu naszego pokoju, toteż i teraz pies nam towarzyszył.
- Może to? - mój brat wskazał ruchem głowy stoisko z masą różnych bibelotów. - Dziewczyny chyba mają do takich słabość - za swoją uwagę zarobił kuksańca pod żenbra, skwitowanego szczerym śmiechem jednej i drugiej strony, oraz wesołym szczeknięciem Ghosta.
- Co tam u rodziców? - zapytałam, gdy przeglądaliśmy bąbki wystawione na innym stoisku.
- To co zwykle - Lore wzruszył ramionami. - Mama marudzi w zasadzie o wszystko, a tata stara się jej wyperswadować, że przesadza. Chociaż odkąd zapowiedziałaś, że przyjeżdżasz na święta, obydwoje chyba myślą tylko o tym.
- Niech zgadnę - tata nie może usiedzieć z radości, a matka rzuca garnkami w kuchni zła, że nie będzie mnie wcześniej, żeby pomóc.
- Ha - Lore uśmjechnął się, nieco tylko smutno. - Zgadłaś.
Kilka stoisk dalej natrafiliśmy na budkę z domowej roboty ciastami. Przez chwilę zastanawiałam się, czy może czegoś z niej nie wybrać na prezent, ale uznałam, że równie dobrze sama mogę coś upiec. A dla Ril chciałam coś, czego nie dostaje w zasadzie na co dzień.
- A może zrobisz tej swojej koleżance tą mieszankę na świąteczną czekoladę, którą dałem ci kilka lat temu? - rzucił Lore pomysłem. - Zakładając, że lubi gorącą czekoladę. No ale z drugiej strony, kto jej nie lubi?
- Też nad tym myślałam - przyznałam. - Ale to nie to.
- Albo ta twoja przykaciółka jest strasznie skomplikowana, albo ty przesadzasz. Znając ciebie, druga odpowiedź jest bliższa prawdy.
Prychnęłam, obruszona jego insynuacją, ale nic nie powiedziałam. Bo po prawdzie, chyba miał nieco racji.
- Moim zdaniem powinnaś przestać się aż tak bardzo tym przejmować - rzucił w którymś momencie Lore, gdy odeszliśmy już chyba od setnego stoiska, nic nie wybrawszy. - W dawaniu prezentów chodzi o gest, nie o to, co się dostanie.
- Chyba nie chciałabym dostać czegoś, czego potem nie wykorzystam.
- Więc pomyśl, co może się przydać tej twojej koleżance i to kup.
- Nazywa się Riley.
- Ładnie.
- Nie mówię ci tego, żebyś je oceniał. Ta "moja koleżanka" ma imię, więc mógłbyś go używać.
- Wybacz, siostrzyczko, memu ubodzeniu w twe uczucia - w głosie mojego brata pobrzmiewała lekka kpina.
- Odwal się.
Naprawdę tęskniłam za tym kretynem.
W międzyczasie kupiliśmy sobie po kubku grzanego wina. Popijając je, zbliżyliśmy się do kolejnego stoiska.
- Tutaj już musisz coś kupić - zawyrokował Lore, oglądając wystawiony na sprzedaż towar.
A były to czapki z puchatymi pomponami, szaliki, rękawiczki, wełniane skarpetki i wiele innych temu podobnych rzeczy. W śród nich dostrzegłam specjalne podgrzewacze do rąk z rysunkami zwierząt. Uznałam, że coś takiego w stajni może okazać się błogosławieństwem. W końcu nie możne nazywać siebie prawdziwym, zagorzałym koniarzem ten, kto zimą nigdy nie doprowadził swoich palców przed, po, albo w trakcie jazdy do stanu bliskiego odmrożeniu.
Zdecydowałam się w końcu na ten drobiazg. W końcu, jak słusznie zauważył wcześniej Lore, nie chodzi o to, jak wielki i niesamowity jest prezent, ale o gest. Że pamiętało się o danej osobie.
~•~
Wróciliśmy do Akademii i mojego pokoju w akademiku. Korzystając z tego, że zajmowałam go tylko ja z Camille'm, a trzy łóżka były wolne, Lore miał się gościć u nas. Jeszcze tego samego wieczoru pomógł mi przygotować proszek na czekoladę, którą chciałam dodać do prezentu dla Riley. Do późna siedziałam nad ładnym udekorowaniem słoika, w którym chciałam umieścić proszek. Pokryłam go z zewnątrz czymś na kształt sztucznego śniegu. Górę, tuż przy nakrętce, obwiązałam srebrnym sznurkiem, do krótego przykleiłam klejem na gorąco małe laski cynamonu i pomalowaną wcześniej na srebrno małą szyszkę.
- Widzę, że zmysł artystyczny cię nie opuścił - zauważył Lore, który przez cały czas półeżał wyciągnięty z Ghostem na kanapie, czytając książkę, tylko od czasu do czasu zerkając na postępy mojej pracy.
- Ktoś w tej rodzinie musi go mieć - zauważyłam, posyłając mu niewinny uśmiech. Mój brat wybuchnął tylko w odpowiedzi śmiechem.
- Cóż, masz rację, reszta z nas zupełnie się na tym nie zna.
~•~
- Hej - rzuciłam od progu, gdy następnego dnia weszłam do pokoju nr 22, przed umówionym z Riley i Adą treningiem.
- Hejka - Riley pomachała do mnie od stołu, przy którym siedziała. - Ada jeszcze się szykuje, więc musisz chwilę poczekać - oznajmiła od razu.
- To dobrze się składa - podeszłam do przyjaciółki i z uśmiechem na ustach wyciągnęłam zza pleców pakunek. - Wiem, że Święta dopiero za kilka dni, ale wiesz, wyjeżdżam do USA, więc mnie nie będzie... Dlatego chciałam ci dać prezent już teraz. Mam nadzieję, że się spodoba - wręczyłam torebkę zaskoczonej Ril. - Wesołych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)