poniedziałek, 21 listopada 2016

Od Armina do ...

Jak zwykle obudziłem się dużo wcześniej przed czasem. Jak zwykle nic nie zjadłem tylko się ubrałem. Szybkim, ale i też cichym krokiem poszedłem do stajni gdzie zawitał mnie mój koń. Pobiegłem po szczotki aby go wyczyścić. Zajęło to małą chwilę gdy koń był już czysty. Założyłem na jego szyję cordeo, a następnie wyprowadziłem ze stajni i zaprowadziłem na padok który był pusty. Uwielbiałem jeździć w ciszy, tylko lekki śpiew ptaków oraz stukot kopyt wierzchowca, to było jedyne czego potrzebuje każdy jeździec by dobrze wypaść. Wsiadłem na ogiera, a następnie go rozstępowałem. Był bardzo posłuszny co bardzo mnie ździwiło gdyż gdy się tak zachowuje to święto. Później rozstawiłem drągi na prędkość kłusa i tak też przejeżdżałem. Robiło się coraz jaśniej jednak ja nie miałem zamiaru rezygnować z jazdy. Z czasem zaczęło robić się głośniej i głośniej. Ptaki powoli milkły razem z moim zapałem do jazdy. Ogier od razu zaczął sztywniej stąpać, musiałem go uderzać zamiast kierować. Nienawidziłem tego robić jednak byłem zmuszony. Uznałem że jeżdżenie dalej na padoku nie ma sensu więc postanowiłem pojechać w teren.

(ktoś? e.e)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)