I to była prawda. Cholernie się bałem, ale spróbowałem mimo woli zdusić w sobie ten najgorszy scenariusz. Zamiast tego ścisnąłem mocno dłoń Alex by móc przekazać jej tą ostatnią cząstkę odwagi którą w tym momencie dysponowałem i spróbowałem skupić wszystkie zmysły na filmie. Nie był za ciekawy - zresztą już zapomniałem o czym on był. Po prostu potrzebowałem jakiegoś ruchu w ekranie, bo pusta biała ściana nigdy nie pomagała w uspokojeniu się, bynajmniej tak działało na mnie.
Nie wiem ile minęło czasu kiedy siedzieliśmy bez ruchu - w każdym razie trwało to na pewno więcej niż tylko piętnaście minut, bo poczułem jak dziewczyna się rozluźnia a kiedy na nią zerknąłem miała oczy zamknięte i już dawno spała w objęciach Morfeusza.
Po dłuższej chwili kiedy miałem stuprocentową pewność że nie obudzi się kiedy się ruszę, zsunąłem nogi na podłogę i delikatnie przykryłem Alexandrę. Spakowałem niezgrabnie kubki do plecaka i wyłączyłem telewizor, przez co zaległa kująca w uszy cisza. Wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą ostrożnie drzwi.
Spojrzałem na zegar wiszący po drugiej stronie pustego, białego korytarza - wynikało z niego że jest kwadrans po dziewiątej wieczorem. W poczekalni nie było już prawie nikogo - tylko jeden, samotny mężczyzna wbijał wzrok w smartfonową szybkę. Ulotniłem się więc z ponurego szpitala na chłodne, wieczorne powietrze.
Gdy wreszcie znalazłem się pod drzwiami Akademii (czyli coś koło jedenastej) ledwo przez te egipskie ciemności przeszedłem przez dziedziniec. Nakierowałem swój wewnętrzny kompas na akademik, kiedy nagle zatrzymałem się w półkroku i skręciłem w lewo. Nie zasnę póki nie wyrzucę u kogoś zbędnych emocji.
Uchyliłem lekko drzwi małej stajni i zacząłem szukać znajomej odmiany na pyszczku. Większość koni już spało, ale jeden z nich czując znajomą woń wysunął łeb zza boksu.
- Cześć Jutrzenko. - szepnąłem cicho głaszcząc ją po kości nosowej. - Wybacz że cię obudziłem ale potrzebowałem czyjegoś końskiego umysłu i toku rozumowania.
Klacz zarżała cicho by nie zbudzić swych kopytnych przyjaciół i szturchnęła lekko moje ramię. Prawdopodobnie łasiła się o smakołyki albo wycierała mokry nos, ale przyjąłem to jako rodzaj otuchy. Zaśmiałem się cicho, poklepałem ją po szyi i zamknąłem za sobą wrota.
Odetchnąłem głęboko gdy zamknął się za mną autobus a ja wyszedłem na świeże powietrze. Koniec pół godzinnemu siedzeniu między marudnymi ciotkami. Jak ja kocham te transporty miejskie...
Mina mi jednak nieco zrzedła gdy przypomniałem sobie po co jestem przy tym przeklętym, białym budynku, gdzie czekała na mnie przyjaciółka.
Kopnąłem z rezygnacją jakiś kamień ale tak czy tak zaraz potem znalazłem się w pokoju zamieszkanym na ten czas przez Alex. Widząc mnie uśmiechnęła się łagodnie jednak kiedy przemówiła, głos miała trochę zmarnowany:
- Za chwilę przyjdzie po mnie lekarz. - mruknęła cicho, ale nie udało jej się ukryć zaciśniętej dłoni którą trzymała na kołdrze.
<Alex?>
Nie wiem ile minęło czasu kiedy siedzieliśmy bez ruchu - w każdym razie trwało to na pewno więcej niż tylko piętnaście minut, bo poczułem jak dziewczyna się rozluźnia a kiedy na nią zerknąłem miała oczy zamknięte i już dawno spała w objęciach Morfeusza.
Po dłuższej chwili kiedy miałem stuprocentową pewność że nie obudzi się kiedy się ruszę, zsunąłem nogi na podłogę i delikatnie przykryłem Alexandrę. Spakowałem niezgrabnie kubki do plecaka i wyłączyłem telewizor, przez co zaległa kująca w uszy cisza. Wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą ostrożnie drzwi.
Spojrzałem na zegar wiszący po drugiej stronie pustego, białego korytarza - wynikało z niego że jest kwadrans po dziewiątej wieczorem. W poczekalni nie było już prawie nikogo - tylko jeden, samotny mężczyzna wbijał wzrok w smartfonową szybkę. Ulotniłem się więc z ponurego szpitala na chłodne, wieczorne powietrze.
Gdy wreszcie znalazłem się pod drzwiami Akademii (czyli coś koło jedenastej) ledwo przez te egipskie ciemności przeszedłem przez dziedziniec. Nakierowałem swój wewnętrzny kompas na akademik, kiedy nagle zatrzymałem się w półkroku i skręciłem w lewo. Nie zasnę póki nie wyrzucę u kogoś zbędnych emocji.
Uchyliłem lekko drzwi małej stajni i zacząłem szukać znajomej odmiany na pyszczku. Większość koni już spało, ale jeden z nich czując znajomą woń wysunął łeb zza boksu.
- Cześć Jutrzenko. - szepnąłem cicho głaszcząc ją po kości nosowej. - Wybacz że cię obudziłem ale potrzebowałem czyjegoś końskiego umysłu i toku rozumowania.
Klacz zarżała cicho by nie zbudzić swych kopytnych przyjaciół i szturchnęła lekko moje ramię. Prawdopodobnie łasiła się o smakołyki albo wycierała mokry nos, ale przyjąłem to jako rodzaj otuchy. Zaśmiałem się cicho, poklepałem ją po szyi i zamknąłem za sobą wrota.
Odetchnąłem głęboko gdy zamknął się za mną autobus a ja wyszedłem na świeże powietrze. Koniec pół godzinnemu siedzeniu między marudnymi ciotkami. Jak ja kocham te transporty miejskie...
Mina mi jednak nieco zrzedła gdy przypomniałem sobie po co jestem przy tym przeklętym, białym budynku, gdzie czekała na mnie przyjaciółka.
Kopnąłem z rezygnacją jakiś kamień ale tak czy tak zaraz potem znalazłem się w pokoju zamieszkanym na ten czas przez Alex. Widząc mnie uśmiechnęła się łagodnie jednak kiedy przemówiła, głos miała trochę zmarnowany:
- Za chwilę przyjdzie po mnie lekarz. - mruknęła cicho, ale nie udało jej się ukryć zaciśniętej dłoni którą trzymała na kołdrze.
<Alex?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)