- Jeszcze się przekonamy... Teraz ustawiaj te przeszkody, zaskocz nas. - słysząc jej ciche, jednak dobitne prychnięcie pod nosem, dokończyłem wcześniej nam przerwaną rozgrzewkę w kłusie, chwilę później zsiadając na ziemię, uprzednio jeszcze kilka kółek stępując. Podczas gdy ja ustawiałem szereg, niezbyt skomplikowany a jednakże nowy, Dreamer najspokojniej w świecie stępował, z siodłem uwieszonym na grzbiecie. Widząc jednakże, jak wodze już prawie dotykają ziemi, skończyłem majsterkowanie przy drągach, ponownie dosiadając gniadosza.
- Jak teraz spadniesz, to sprawa pozamiatana. Nie żebym coś sugerowała, ale to raczej Tobie dziś niekoniecznie wszystko wychodzi. - jakże pokrzepiające słowa brunetki obiły się po mej głowie, a umysł jakby nie pozwolił, aby przedwcześnie ze mnie uleciały - chwilę później, już jakiś czas galopując, myślałem tylko o tym, aby Dreamer wszystko ładnie przeskoczył, a Melissa wyłamała w siną dal. Choć nie byłoby to zbyt dobre w skutkach, zwłaszcza dla mnie - jakby nie patrzeć, Melissa była w "połowie moja", co oznaczałoby osobistą klęskę dla mnie, gdyby moje metody zawiodły pod innym jeźdźcem.
Chwilę później, holsztyn gnał już w kierunku pierwszej przeszkody - na oko dziewięćdziesięcio centymetrowej koperty, poprzedzonej wskazówką. Jako, że nie takie się już skakało - prędko ją przeskoczył, robiąc jeszcze dwie foule przed następną - lekko ponad metrową stacjonatą. I ta, choć wyższa, została za nami - duży zapas nad przeszkodą spowodował, że ogier ciut później dotknął przednimi kopytami podłoża, aniżeli było to w moim zamierzeniu, gdy ustawiałem szereg. Szczytem idiotyzmu (którego niewątpliwie mi nie brakowało) byłoby najechanie na ogromnego doublebarra, co pochwalił także mój wierzchowiec - zanim na dobre wróciłem do siodła, ten już wybił na lewo, zatrzymując się po środku placu. Brunetka skwitowała to zwycięskim uśmieszkiem, jednak ja, jak to miałem w zwyczaju w jej towarzystwie, z powagą wymalowaną na twarzy, zaprosiłem ją gestem na szereg.
Po chwili i Melissa galopowała, widocznie spragniona prędkości - jakie było moje zadowolenie, kiedy to nie ja tym razem, musiałem siłą utrzymać ją w pionie. Wydawało się, że przeskoczy z pełną gracją przeszkody, jednakże jej bystry móżdżek postanowił inaczej - zadarła wysoko pysk, na tyle, na ile pozwolił jej wytok, po czym ignorując sygnały Lily, ruszyła wprost na nas. W jednej sekundzie okazało się, że jazda niezbyt ogarniętego ogiera z na wpół dziką klaczą nie skończy się niczym dobrym. Zacząłem od razu żałować, że Dreamer nie ma wyciętego tego, "co trzeba". Choć z początku ignorował myszatą kobyłę, to kiedy tylko ta wykazała zainteresowanie jego osobą, nie mógł sobie odpuścić - na placu wraz z naszymi cichymi "prośbami" rozległ się jeden wielki kwik i rżenia, dodatkowo spotęgowane innymi końmi, które słysząc ich śpiew, wiernie im wtórowały.
Ostatecznie skończyło się na tym, że wraz z gniadoszem opuściliśmy plac, czekając na Lilkę przed Akademią. Nie byłem pewien, czy znajdę poparcie w moim nowym, jakże mądrym pomyśle - w końcu, wyjazd na polany, gdzie trzeba będzie przejechać przez las, oświecony jedynie łaskawym księżycem... Mogło być ciekawie. W końcu, po policzeniu chyba już wszystkich gwiazd, zjawiła się brunetka, o dziwo wciąż dosiadająca Melissę. Byłem w prost pewien, że przesiądzie się na pierwszego lepszego konia, jednakże, jak widać na załączonym obrazku - pozory lubią mylić.
Lily dosyć szybko zgodziła się na moją propozycję, która ostatecznie mogła rozstrzygnąć, komu dziś gorzej szło - aktualnie między nami był remis, a tor do crossu to idealne miejsce do rzeczy tego typu, zwłaszcza, że nikogo o tej porze tam nie było.
Jechaliśmy w ciszy, przerywanej jedynie oddechami wierzchowców - spokojnymi, równymi - i gdyby nie to, że wciąż poruszaliśmy się do przodu, mógłbym stwierdzić, że nasze konie wręcz śpią. Od czasu do czasu dało się usłyszeć trzask pojedynczych, połamanych gałązek, jednakże i one nie psuły ciszy, która widocznie była potrzebna. Zapominając jakby o bożym świecie, zacząłem rozmyślać nad wszystkim, oprócz tego, że Lily jedzie obok mnie, a mój gniadosz niewątpliwie przyspieszył. Chyba pierwszy raz, odkąd przyjechałem do Akademii, zacząłem zastanawiać się nad tym, co będzie - powoli żyłem chwilą, nie zważając na to, co będzie jutro, ale jak mogłem dalej tak myśleć? W końcu przyjdzie mi stąd wyjechać, wrócić do Southampton, poszukać mieszkania, jakoś to uporządkować.. Lata lecą, a ja w końcu wcale nie staję się coraz młodszy. Odepchnąłem jedynie myśl o tym, co będzie między mną, a Vivian - nie byłem stuprocentowo pewien, a i temat dla mnie był ciężki. Pozostała jeszcze kwestia kobiety, która podobno mnie urodziła - zaczęło mnie zastanawiać, czy wciąż stąpa po tym jakże cudownym świecie, czy udała się już do drugiego? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, a jakby na żadne nie było odpowiedzi. Może już przestała pić? Albo wręcz przeciwnie, jest tylko coraz gorzej? Po Delilah można było się spodziewać wszystkiego, tylko nie tego, że myśli o mnie pod innym kątem, aniżeli pożyczenia pieniędzy.
- Noah, myślenie Ci szkodzi. - Lilian White, czyli dziewczyna, która wku*wia tak, że bije w tym wszystkich na głowę. Nie wyobrażałem sobie bowiem nikogo, kto jednym zdaniem potrafi doprowadzić mnie do furii, a jednak wciąż trzymam "poziom"...
- Zabierasz mi cenny tlen, złotko. - wyraz twarzy brunetki nagle się zmienił, co doprowadziło mnie do totalnego braku kontroli - zarówno nad sobą, jak i nad koniem. Podczas gdy ona krzywiła się niemiłosiernie na określenie, jakie w jej kierunku użyłem, ja śmiałem się jak gdyby nigdy nic, trzepiąc ramionami niczym mokry pies, kot, czy też inny czworonog. Widocznie wzięła sobie do serca moją uwagę, bo chwilę później po niej, i ja zamilkłem, znów dając się pogrążyć w myślach.
~*~
- Wiem, że miałam być cicho.. - Do moich uszu dobiegł cichy, prawie niesłyszalny szept dziewczyny, przecinany przez mocno wiejący wiatr. Niekoniecznie byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy, w którym to miałbym się odzywać, ale jakby nie było, na tym polegał dialog. -.. Noah, spójrz na lewo.
Nie wiedziałem, czy wyskoczyło mi dudniące serce, czy tak właśnie odczuwam uczucie przerażenia, ale niewątpliwie moja reakcja była adekwatna do tego, co ujrzałem. Po mej lewej, od strony Lily i z lekka spłoszonej Melissy, między wysokimi krzakami dało się dosłyszeć powarkiwania, szybkie oddechy i szelest liści, całkiem niedawno przez kogoś zdeptanych. Pierwsza moja myśl zakładała, że jest to zaledwie kilka, może kilkanaście bezdomnych psów, które lubią się w tych rejonach włóczyć. Jak ja lubię się mylić, doprawdy.. - Zza liści bowiem wyszła spora wataha, zagradzająca nam drogę do toru, który miał być celem naszej praktycznie nocnej wyprawy.
Dream Catcher widocznie wyczuł moje zachowanie, a może i w nim obudził się instynkt - choć zakładałem, że po raz pierwszy widzi takowe zwierzęta, ten jakby ubezpieczony na każdy wypadek wiedział, co winny był zrobić. W jednym momencie wykonał naprawdę świetny zwrot na zadzie, którego pozazdrościłby nie jeden, ani nawet nie dwóch westernowców. Jednakże, dosyć głupie to było zagranie, gdyż przyciągnęło tylko uwagę wilków na nasze osoby.
Porozumiewając się na migi z Lily, przekazaliśmy sobie mini - plan ucieczki, który polegał na tym, aby "zapie*dalać gdzie popadnie". Nie zwlekając już ani minuty dłużej, jak tylko się dało, popędziliśmy konie przed siebie, dziwnym trafem trzymając się wciąż siodeł. Psowate, z typową dla nich krwiożerczością utkwioną w wzroku, jakby widząc w nas potencjalne śniadanie i spory obiad, biegły tuż za nami, o dziwo dotrzymując naszego kroku.
W jednym momencie, kiedy Akademia zamajczyła już gdzieś przed nami, przypomniało mi o sobie to chole*ne zmęczenie, zniewalające wszystkie moje kończyny. Choć prawdopodobnie tylko mentalnie, film mi się urwał podczas zwrotu akcji, niezbyt sprzyjającego, czy też wyczekiwanego. Jedyne, co zarejestrował mój jakże poczytalny stan umysłu, to fakt, że w którymś momencie wilki odbiegły. Nie zapamiętałem kiedy, jak i gdzie, ale potencjalne zagrożenie równie szybko zniknęło, co i się pojawiło - aż w takim stopniu, że przez chwilę zastanawiałem się, czy aby na pewno cokolwiek się zdarzyło.
Lily?
d0stajesz 25 p. i 10 $
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)