- OK. I pa - rzuciłam gdy chłopak wychodził z pokoju.
Ryan wyszedł z pokoju. Moja mama podała mi biały kubek w renifery i rzekła:
- Podoba ci się on? - z jej twarzy nie znikał lekki uśmieszek.
- Trochę - poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się dwa wielkie rumieńce.
Kobieta zaśmiała się tylko lekko i wyszła z pokoju. Ja zaś zabrałam się za picie napoju rozgrzewającego.
***
Następne dwa dni spędziłam w moim pokoju. Kilka osób przychodziło porozmawiać, pytali jak się czuje itp. Na Cortesiw jeździła Helen, na Paris Amber, a na Cortanę wsiadał Ryan. Konie podobno były bardzo grzeczne i nie sprawiały problemu. Tego dnia miałam zamiar wie zerem pojechać w teren. Odpuścili nam teoretyczne więc była to idealna pora. Robiło się coraz zimniej, zapowiadali śnieg co było rzadkosvią na Florydzie. Wygrzebałam z szafy najcieplejsze bryczesy, bluzkę z śmiejącym się Mikołajem i kurtkę. Przy wyjściu założyłam oficerki i skierowałam się do stajni. Przywitało mnie wesołe rżenie moich koni. Ryan właśnie czyścił Cortanę.
- Cześć - uśmiechnęłam się dając klaczy marchewkę.
- Hej - rzekł rozczesujac grzywę.
- Masz ochotę na teren? - spytałam.
- Chętnie - rzekł chłopak.
- Oki. Ja wezmę Cortesa
Podeszłam do Hanoweru wystawiającego łeb z boksu. Dałam mu marchewkę i poszłam po jego osprzęt.
Ryan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)