sobota, 13 października 2018

Od Any do ... - zadanie 13

- Parada?
- W mieście. W tę sobotę - zaśmiała się Riley, ponieważ nie po raz pierwszy przedstawiała mi już swój pomysł, a ja nadal zdawałam się nie ogarniać, o co jej chodzi. - Z okazji jakiegoś miejscowego święta.
- Yhym? - mruknęłam, wbijając wzrok w bok Charliego, po którym właśnie metodycznie przesówałam szczotką.
- No, nie bądź tak pesymistycznie nastawiona - zarobiłam od przyjaciółki zaczepnego kuksańca w bok, na co nie mogłam się nie uśmiechnąć. - Akademia chce wystawić swoich przedstawicieli, pewnie będzie dużo chętnych, ale co ci szkodzi spróbować? W końcu Mon Cherie już nie raz brał udział w takich przedsięwzięciach, prawda?
- Tak w zasadzie, nie były to nigdy parady. Masa ludzi, różnych pojazdów i innych rzeczy mogących go potencjalnie wystraszyć - odłożyłam szczotkę, wzięłam od Ril uwiąz, który podczepiłam następnie do kantaru na pysku Księcia. - Do tej pory był wystawiany w pokazach, ale raczej sztuczek pokazujących zgranie konia z opiekunem - wyszłam z boksu z brunetką u boku, prowadząc za sobą konia, żeby spóścić go na padok.
- No i co? - wiecznie optymistyczna Riley nie dostrzegała problemu.
- No i to, że ani on, ani ja, w takim przedsięwzięciu nie uczestniczyliśmy. Przez co prawdopodobnie wszystko, co może pójść źle, tak właśnie będzie.
Kątem oka zobaczyłam, jak Ril załamuje nade mną ręce.
- A od kiedy jesteś taką pesymistką? - zapytała zaczepnie.
- Odkąd padł pomysł włączenia mnie do tej parady - warknęłam, nieco już zirytowana całym zajściem. - Daj mi się trochę zastanowić, dobrze? Dam znać jutro.
- Jak wolisz - Riley wzruszyła ramionami, nie zważając na mój ostry ton. Spóściłyśmy ogiera na jego pastwisko, po czym ruszyłyśmy powolnym krokiem do akademika, urządzić w końcu dawno obiecany maraton filmowy.
~•~
Ostatecznie się zgodziłam. Chciaż po prawdzie nie miałam większego wyboru. Gdy tylko pani Rose usłyszała o pomyśle włączenia mnie do parady, na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech, za którym kryła się również ulga. Wyszło na to, że w tym roku nie ma zbyt wielu chętnych, ze względu na zbliżające się zawody skokowe w Akademii, do których przygotowywała się większość uczniów posiadających własne konie. Ja byłam swego rodzaju wyjątkiem - skupiałam się głównie na ujeżdżeniu, dlatego też nie planowałam brać w nich udziału. Do tego dochodziło to, że byłam właścicielką andaluzytana, która to rasa bardzo dobrze czuje się w tego typu imprezach... No i BACH!, zostałam wrobiona. A u mego boku stanąć miał David z Miriam oraz Riley na Mel, także zapowiadało się ciekawie...
No więc jest właśnie sobota, godzina 6:00 rano, a ja biegam po padoku za Charlesem, który jak na złość postanowił akurat dzisiaj popsioczyć przy ściąganiu z pastwiska. Z drugiej strony, nie wygląda na specjalnie uwalanego apetyczną mieszanininą błota z kupą końską, więc czyszczenie go nie powinno mi zająć zbyt wiele czasu...
Wróć, jednak nie. Właśnie spuścił nos do ziemi przeszedł do kłusa, a potem do stępa. Zanim zdążyłam do niego dopaść, położył się na błotnistej po wczorajszym deszczu ziemi i popisowo wytarzał, a gdy się podniósł, zadowolony z siebie dał mi się w końcu złapać za kantar.
Nie mając siły na cackanie się z Księciem, zabrałam go od razu do myjki. Około godziny i połowy butelki szamponu później, udało mi się go doczyścić. Rozczesałam grzywę i ogon, po czym wstawiłam do solarium, żeby wysechł.
Mniej więcej w tym momencie do stajni przyszedł David. Zajrzał do mnie się przywitać, zanin skierował się do stajni koni dzierżawionych, żeby zacząć przygotowywać swojego wieżchowca.
Dalej z zabiegów pielęgnacyjnych, uplotłam ciasną siateczkę przy samej szyji Charliego, wplatając w nią czerwone gerberki, a większość włosów zostawiłam rozpuszczone. Następnie przyszła kolej na ogon, który zaplotłam w klasyczny warkocz, również z wplecionymi gerberkami. Kolejnym elementem paradnego rynsztunku były czerwone owijki na nogach.
Zostawiłam ogiera na chwilę w boksie, żeby skoczyć do pokoju się przyszykować (strój czarno-czerwony, włosy zaplecione w warkocz na bok). Gdy wróciłam, zarzuciłam na grzbiet siwego czerwony czaprak, podkładkę i w końcu siodło, a pod ogłowiem zostawiłam czerwony (pożyczony) kantar, żeby zachować kolorystykę.
Gdy wyprowadziłam Mon Cherie na plac, gdzie mieliśmy się zebrać, zanim wyruszymy razem na miejsce startu parady, czekała już tam Riley z pięknie wyszykowaną Melindą. Zdecydowała się na kolorystykę niebieską, co trzeba przyznać, zarówno klaczy, jak i dziewczynie ubranej w te same kolory, pasowało. Zaraz potem pojawił się David z Miriam - kolorystyka zielona.
Kilka minut później, gdy Charlie przyzwyczaił się do towarzystwa klaczy i przestał się przed nimi popisywać, udało mi się na niego w końcu wsiąść. Nie tracąc już więcej czasu, wyjechaliśmy wziąć udział w paradzie.
~•~
Przy miejscu startu zebrała się masa ludzi. Mieliśmy być jedynymi osobami jadącymi konno, reszta uczestników miała przygotowane samochody albo przebrania. Organizator umieścił nas na czele, zaraz po dzieciach niosących napis - coś związanego z tym świętem - ja z Charlesem pomiędzy Davidem i Miriam oraz Riley i Mel.
W końu parada ruszyła. Mimo moich obaw, Man Cherie sprawił się doskonale. Tylko co chwilę rozglądał się na boki, co jakiś czas rżał i nienaturalnie wysoko podnosił nogi - wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę. Ale to cały on. Dobrze, że obecność klaczy go nie podkusiła do kombinowania.
Po paradzie, gdy tylko wróciliśmy do Akademii, zsiedliśmy całą trójką z koni i ruszyliśmy rozsiodływać nasze wierzchowce. Riley spóściła Melindę na padok, David i ja zostawiliśmy nasze konie w boksach, żeby dać im chwilę odpocząć. Ja przed popołudniowym treningiem indywidualnym, David przed terenem, z uwagi na zawody przesuniętym na godzinę 15:00.
Właśnie przechodziłam koło padoków, kierując się w stronę stołówki, na której miałam nadzieję zjeść obiad, gdy zobaczyłam, że po jednym z padoķów ktoś biega, próbując złapać konia, który co i rusz uciekał z zasięgu rąk człowieka. Na moje usta wypłynął mimowolny uśmiech, wywołany wspomnieniem mojej porannej ganianiny za Charliem. Nie zastanawiając się długo, podeszłam do ogrodzenia.
- Pomóc ci? - zawołałam.

Ktoś chętny? :3

Punkciki :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)