Chłopak spuścił wzrok przez następne paręnaście sekund nie odzywając się słowem. Początkowo trochę mnie to zirytowało, jednak po chwili uświadomiłam sobie, jak głupio moje pytanie mogło zabrzmieć w jego odczuciu i westchnąwszy cicho powiedziałam:
- Wybacz, nie chciałam cię w żaden sposób urazić. Zwyczajnie przywykłam do tego, że większość ludzi utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy - wytłumaczyłam spoglądając na dumnie galopującą za ogrodzeniem Paris, która swoją drogą tryskała dziś niewyobrażalną energią, nawet jak na nią. W międzyczasie zdążyła lekko skubnąć w ogon Paint'a, który gdy tylko ogarnął co się dzieje postanowił odpłacić się jej pięknym za nadobne. Przyznam szczerze, że miło było popatrzeć na ich beztroską zabawę.
- Szkoda, że Mlaskacz nie integruje się tak dobrze z innymi końmi. Niby jest łagodna, a jak przychodzi co do czego wszystkie wierzchowce od niej uciekają. W sumie chyba nie ma się co dziwić, nachalna z niej kobyłka. - uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie jej ostatniego spotkania z Red Royal, kiedy to postanowiła kulturalnie uszczypnąć swą nową koleżankę w zad. Komiczny widok, nie powiem.
- Mlaskacz? - uniósłszy brwi chłopak popatrzył na mnie pytająco. No tak. Nie wie o kim mowa.
- Mój koń, klacz tak właściwie... - sprostowałam naprędce - Ma na imię Melinda. Jeśli chcesz to możemy do niej podejść, jest w stajni dla koni prywatnych.
Po niedługim namyśle Peter dał się namówić i w ciągu następnych kilku minut znaleźliśmy się w owym budynku. Czarna jak zawsze zarżała radośnie kręcąc łbem na prawo i lewo, najpewniej starając się w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, bądź zwyczajnie obwieścić, iż miło nas widzieć.
- Wariatko, spokój! - roześmiałam się delikatnie poklepując klacz po szyi, na co ta parsknęła tylko i korzystając z okazji zaczęła już przeszukiwać mój płaszcz, jak zawsze spodziewając się jakichś smakołyków - Meli, to jest Peter. Przywitaj się. - powiedziałam otwierając boks, by brunet mógł wejść za mną. Po chwili wygrzebałam z kieszeni kilka marchewkowych ciastek, które jakimś niewytłumaczalnym cudem umknęły uwadze łakomczucha; po czym podałam jedno z nich koledze - Śmiało, możesz ją nakarmić.
Kąciki ust chłopaka delikatnie uniosły się ku górze, gdy czarna łapczywie pochłonęła łakoć z jego ręki.
- Faktycznie ma apetyt - stwierdził z rozbawieniem przypatrując się uważnie lustrującej nas wzrokiem klaczy, jakby nie dowierzała, że nie mamy dla niej nic więcej.
- Wybacz Mel, następna porcja smakołyków dopiero wieczorem - westchnęłam cicho nakładając na jej pyszczek fioletowy kantar, do którego po chwili podpięłam uwiąz.
Wyszedłszy z boksu skierowaliśmy się spokojnym spacerkiem w stronę pobliskich pastwisk, gdzie później spuściliśmy Czarną.
- Zaraz wracam - poinformował Peter odchodząc od ogrodzenia.
W zasadzie to nie miałam zielonego pojęcia dokąd mu tak spieszno, ale postanowiłam nie wnikać w to zbytnio, zwłaszcza, że już od rana zalewam go masą pytań. Pozostaje mieć tylko nadzieję, iż moje towarzystwo nie jest dla niego za bardzo męczące...
Zanim się obejrzałam, Yurchuk przybył z powrotem przed bramę pastwiska, tym razem z futrzastym kompanem u boku.
- Jaki cudny! - pisnęłam zachwycona - To wilczak, tak? - zapytałam po chwili. Nie ukrywam, że zawsze podobały mi się wilkopodobne rasy.
- Tak. Wabi się South - odparł ciemnooki, gmerając pupila za uchem. Psiak zamerdał puszystym ogonem, po czym odbiegł kawałek dalej w celu obwąchania pobliskich krzewów.
- Co ty na to żebyśmy zrobili sobie mały wypad w teren? Mógłbyś zabrać któregoś z koni stajennych... - zagaiłam z uśmiechem na twarzy, jednak widząc niepewność w oczach chłopaka, dodałam - Oczywiście jeśli masz ochotę.
Peter? :3
540 słów = 3 punkty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)