niedziela, 28 października 2018

Od Petera C.D Riley

- Pojadę.- Odparłem.
- Super! Jakie konie wybierzemy? Zadecyduj.- Powiedziała uśmiechnięta brunetka. Nie chciałem nic narzucać dziewczynie, ponieważ mogłaby pomyśleć, że jestem egoistą. - Oj weź... Powiedz. - Nalegała.
- Możemy pojechać na Ferro i Mount Blanc, na oklep.
- Oklep?
- To możemy w siodle, jeśli nie chcesz.
- Jasne, że chcę bez! To świetny pomysł. Mogę pojechać na Mount.

***

Gdy Fiordy były dobrze rozruszane, mogliśmy zacząć galopować. Ferro nie chciał reagować na dosiad, więc użyłem łydki. Po dynamicznym i pewnym impulsie koń ruszył zebranym, wyższym chodem. Jednak, żeby dogonić Riley, musiałem pośpieszyć zwierzę. Galopując ramię w ramię z dziewczyną, wjechaliśmy w rzadki las. Przed nami pojawiła się gałąź o mniej więcej wysokości 35 centymetrów. Konie chciały przyśpieszyć przed przeszkodą, ale razem z Riley trzymaliśmy równe tempo. Ferro przeskoczył dosyć płynnie. Samo wybicie nie wyrzucało mnie z grzbietu wierzchowca, sądzę, że to dzięki temu, iż uczyłem się jeździć bez siodła. Brunetka przy lądowaniu przesunęła się do przodu, przez co chwilowo straciła równowagę. Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna niezwykle szybko wróciła do poprawnej pozycji. Porobiliśmy kilka okrążeń, po czym powoli kłusowaliśmy do Akademii. Przejeżdżając przez łąki, podziwiałem śliczne kwiatki zakrywające całą trawę tuż pod nimi.
Będąc już w boksie z Ferrym, zdjąłem mu ogłowie i zabrałem się za ponowne szczotkowanie ogiera. Wciągnąłem z wcześniej przygotowanej skrzynki, szczotkę ryżową, którą rozczesałem powstałe błotne zlepki. Gładząc sierść wierzchowca, nuciłem pod nosem. Po wyczyszczeniu kopyt postanowiłem rozmasować konia. Żeby przyzwyczaić go do moich działań, zacząłem dotykać go od lewej strony przez głowę, szyję, łopatkę, pierś, grzbiet, zad po nogi. Poprzez dotyk wyraźnie wyczułem rozluźnienie Ferrego. Masaż zacząłem od mocniejszego gładzenia go po ciele w sposób, jaki można porównać do wcierania żelu. Kątem oka, obserwowałem konia. Tę samą czynność wykonałem z jego prawej strony. Krokiem drugim było wzmocnienie nacisku na mięsie zwierzęcia. Okrężne wykonywałem zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Przesuwając się, nie odrywałem rąk od Ferra. Ostatnim etapem było ugniatanie punktowe. I choć nazwa może wydawać się nieco brutalna, sam fakt zastosowania jest przyjemny dla konia. Ręce zacisnąłem w pięść i zacząłem masować mięśnie fiorda, który nie ukazywał żadnych oznak zaniepokojenia. Uważnie masowałem każde, nawet najmniejsze ścięgno, unikając kości.
- Wow.- Usłyszałem głos Riley zza moich pleców.- Nie wiedziałam, że umiesz masować konia.
- Wychowałem się u ludzi, którzy nie byli zamożni, jednak byli niezwykle mądrzy. Od nich nauczyłem się wszystkiego.
- Byli?- Zapytała zaciekawiona dziewczyna. Spojrzałem na nią. Nie chciałem mówić o ich śmierci, ponieważ jest to dla mnie bardzo trudne. Po tym, że trwałem w ciszy, Riley domyśliła się, co się z nimi stało. - Oj, tak mi przykro...
- Przecież nic nie możesz zrobić. Nikt nie może. Nikomu nie musi być przykro. - Powiedziałem, coraz bardziej uciekając myślami od rzeczywistości. Dokończyłem ostatni etap masażu na drugiej stronie, po czym dokładnie wygładziłem jego ciało. Po odstawieniu Ferrego do boksu mogliśmy już iść do pokoi. Na pożegnanie, poczęstowaliśmy konie smaczkami.


< Riley? :D >
465 słów - 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)