czwartek, 25 października 2018

Od Esmeraldy do...


Dla niewtajemniczonych - brat Esmeraldy - William - zginął w wypadku samochodowym, w którym ona sama brała udział.


Każdy dzień był tak cholernie nudny, zaczynał się płaczem i kończył tym samym, płaczem. Pozbieranie się po stracie bliskiej osoby zajmuje dużo czasu, podobno czas leczy rany, minął miesiąc, czas niczego nie wyleczył, rana na sercu nie ma zamiaru się zabliźnić, wbrew wszystkiemu jeszcze bardziej boli, krwawi. Nie dajesz o sobie zapomnieć Will, wiesz? Kolejne opakowanie chusteczek wylądowało obok mnie na łóżku, drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich jak zwykle Winter, pojawiająca się tu by tylko sprawdzić co ze mną.
-Znowu płaczesz?- blond włosy opadały jej na twarz, a na ustach pojawił się cień uśmiechu.
Poprawiłam nieco włosy, które już mokre od łez smagały mi podrażnione policzki, z każdą chwilą robiące się coraz bardziej czerwone. Na każdym kroku widziałam Williama, z uśmiechem witającego mnie w drzwiach, to było tak dawno, a mi się wydaje, jakby to wczoraj wychodził, by pojechać do matki.
-Już nie.- wyjąkałam, ocierając z twarzy ostatnie, gorące krople, które spłynęły mi na szyję.
-Przynieść Ci coś?- Winter usiadła obok mnie, strzelając kilka razy palcami.
-Nie, dziękuję.- odparłam szybko, pociągając nosem.
Dziewczyna zabrała bluzę i wyszła na korytarz, za sobą zamykając drzwi, które wydały niepokojące skrzypnięcie, zaraz po tym usłyszałam oddalające się kroki. Spod wzburzonej kołdry wygrzebałam telefon, próbując go odblokować, za pierwszym razem błędnie wpisując kod. Kiedy na ekranie pojawiło się parę bordowych ikonek, musnęłam palcem kwadracik z aparatem, by następnie zmienić perspektywę kamery na przednią. Sama na swój widok skrzywiłam twarz, sprawnie wykrywając masę suchych skórek na nosie jak i wielkie wory pod oczami, najpewniej przez nieprzespaną noc. Z trudem uniosłam się z łóżka, wsuwając zdrętwiałe stopy w kapcie. Nogi na szczęście miałam w pełni sprawne, po krótkotrwałym paraliżu, spowodowanym wypadkiem. Na drugi plan odrzuciłam ból, przynajmniej starałam się - weszłam do łazienki, przepłukując usta zimną wodą, poczułam, jak ciecz lekko nawilża ścianki mojego gardła.

*~*

Pierwszy raz od kilku dni udało mi się dojść do stajni bez wykorzystywania dziesięciu płatków chusteczek, a na widok karego łba wychylającego się z boksu, na twarz wstąpił mi kwaśny uśmiech. Mój karosz stał w boksie, jakby nic się nie stało - lekko kuśtykając na chorą nogę, oparłam się o drzwi boksu, gładząc jedwabiście miękkie chrapy ogiera, chwilę później składając na nich mokry pocałunek. Bezczelny wiatr wtargnął do stajni, przez otwarte przez kogoś drzwi, a ja od razu skierowałam wzrok w tamtą stronę.

Anyone? :>


381 słów = 3 pkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)