niedziela, 28 października 2018

Od Navarro C.D Winter

-Kiedyś Cię uduszę.- warknąłem, odstawiając kubek z czarnym napojem na stół.
Moje słowa spotkały się z drwiącym chichotem ze strony Winter, która w najlepsze tworzyła tajfuny w swoim kubku. Nim się spostrzegłem, na moje spodnie spadło kilka dość sporych kropel gorącego płynu, jakim najpewniej była zielona herbata blondynki, wnioskując po zapachu. Syknąłem lekko, czując wrzątek na swoim udzie. Zimka szybko odwróciła wzrok, zauważając, że z jej kubka wypłynęło parę kropel wskutek dość gwałtownego mieszania.
-Do cholery jasnej.- mruknąłem, przypominając sobie moje zacne zdejmowanie soczewek.- Przecież ja rąk nie umyłem.- Tak właśnie Navarro nabawi się jakiegoś zakażenia gałki ocznej, którego na pewno by nie dostał, gdyby nie ta uwodzicielska żmija w spokoju popijająca herbatkę.

*~*

Do Akademika wróciliśmy w dość pozytywnej atmosferze, pomijając fakt połowicznie pustego portfela i zakażenia oka. Zimka poszła odłożyć zakupy do pokoju, więc i ja postanowiłem zawitać do mojej ukochanej siedemnastki, którą stęskniona Tabaca przewróciła do góry nogami. Przy wejściu powstrzymałem się nawet przed zemdleniem, gdy zobaczyłem mój laptop na ziemi. W myślach rzuciłem adekwatne do sytuacji przekleństwo, miałem szczerą ochotę podnieść urządzenie, jednak w środku czułem, że nie byłem gotowy na tak drastyczny widok. Na "raz, dwa, trzy" chwyciłem laptop i z nieukrywaną ulgą, stwierdziłem, iż jest cały.
-Tabaca!- krzyknąłem, nie widząc nigdzie sprawczyni całej demolki.
Kotka z charakterystycznym miauknięciem przytuptała do mnie, parę razy otwierając pyszczek z zamiarem miauknięcia, a raczej cichej tego imitacji. Jej kolorowe oczka popatrzyły na mnie ze zdziwieniem, gdyż rzadko kiedy unosiłem na nią głos, prawie w ogóle tego nie robiłem. Posadziłem swoje cztery litery na miękkim łóżku i zachęcając Tosię do wskoczenia na moje kolana, poklepałem miejsce na nich. Kociczka niedługo potem już smacznie chrapała, co chwila wbijając swoje pazurki w moje spodnie - nie było to najprzyjemniejsze uczucie, jednak odbieranie jej tej przyjemności byłoby chamstwem. Nieopodal leżący telefon zawibrował, więc natychmiast go odblokowałem. Na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech - to Lauren, moja przyjaciółka z liceum.

Od: Lauren
Do: Navarro
Cześć, mogę zadzwonić?

Od: Navarro
Do: Lauren
Jasne, dzwoń.

Już po chwili usłyszałem jej głos po niemal 5-miesięcznej rozłące. Mogę wam jedynie przybliżyć, po co dzwoniła: Ojciec. Podobno już zdążyła go spotkać na ulicy, na dodatek gadała z nim i jak zwykle wypaplała coś, czego nie powinna: to, że przebywam w Akademii. Nie wiem, ile gadałem przez telefon z dziewczyną, w każdym razie nie zwróciłem na to uwagi, kończąc połączenie, gdy bateria umierała. Białaska chwilę po zakończonej rozmowie udała się do pełnej miseczki, a ja z niezadowoleniem zająłem się nauką, a precyzyjniej przemian jądrowych czy powtarzaniem liczby Avogadro, rozszerzona maturka z chemii się kłania - matury dopiero za rok, a ja już powtarzam. Około 10 minut zmarnowałem na czytaniu tych tematów z książki, więc gdy okazało się, że tam nie ma nic wartego uwagi, wstukałem temat w internet i zacząłem czytać pierwszy lepszy artykuł - okazał się całkiem ciekawy, czego nie można powiedzieć o tym z książki. Godziny mijały powoli, a mi coraz bardziej ciążyły powieki. W końcu oderwałem się od rozpisywania wzorów, zeszyty wrzuciłem do torby, a ja sam poszedłem pod prysznic.

*~*

Gdy otworzyłem powieki, nieco przerażony stwierdziłem, iż jest godzina zdecydowanie za późna, jeszcze parę minut i mógłbym nawet nie wstawać z łóżka. Natychmiastowo zerwałem się z łóżka, z szafy wygrzebując koszulę i jakieś randomowe spodnie, które po chwili ubrałem, z niezadowoleniem stwierdzając, że mam za mało czasu na szpachlowanie ryja, więc chwytając torbę z wszystkimi przyborami, wybiegłem z pokoju, uprzednio sprawdzając, czy Tośka jest w nim. Niemal spadając ze schodów, przebiegłem hall oraz odległość między Akademikiem a uczelnią, po czym wpadłem do sali od chorwackiego, w nadziei, że Pani Novak jeszcze się nie zjawiła. Błąd. Kobieta spojrzała na mnie spod byka, rzucając swoim notesem o biurko.
-Skoro już Pan przyszedł, Panie Lavinelle, to może pan zdiagnozuje nam ten tekst.- wskazała ruchem głowy na tablicę, na której z rzutnika wyświetlał się dość długi tekst, czyżby „Makbet"? William Szekspir właśnie wykopał mi grób, nigdy nie byłem dobry z analizy tekstów, a tym razem nawet nie przeczytałem tej książki. Wydałem z siebie niezadowolony pomruk, rzucając torbę na miejsce obok Zimki i siadając na krześle. Chwileczkę zajęło mi przeczytanie fragmentu, lecz po chwili zadanie okazało się nie tak trudne, jakby się wydawało (co nie jest prawdą, bo było trudne w ch*j), wyróżniłem parę spraw, a Pani Novak uznała to za odpowiedź "jako-tako". Czas się nauczyć analizy tekstów, bo z miny nauczycielki wynikało, że jeszcze będzie mnie tym męczyć. Blondynka z uwagą słuchała tłumaczenia nauczycielki, lecz ja swój punkt zaczepienia znalazłem na jej szyi - czyżby udało jej się zatuszować moją wczorajszą zbrodnię? Po około 30 minutach tłumaczenia, kobieta podała nam zadanie i oczywiście mieliśmy na to czas do końca lekcji - i tak nie udało mi się tego skończyć... Dzwonek rozległ się punktualnie o ósmej czterdzieści pięć, więc po zapisaniu pracy domowej, spakowałem manatki i wyprułem na korytarz, jeszcze czekając na ślimaczącą się Zimkę.
Ogólnie zakończmy temat lekcji, gdyż prócz fizyki, nie odbyło się tam nic ciekawego - na fizyce była po prostu kartkówka.
-Jak Ci poszło, kociaku?- zapytałem, otulając dziewczynę ramieniem.
-Uh, może być, ale nie jestem pewna trzeciego zadania.- mruknęła, opierając głową na moim boku.
-Jeśli chcesz, mogę Ci trochę pomóc. A ty pomożesz mi. Zgoda?- uśmiechnąłem się lekko, kiedy dziewczyna rzuciła mi przelotne spojrzenie.-A teraz chodź na obiad, bo zaraz zdechnę.
-No dobrze.- Zimka przyśpieszyła kroku, ciągnąc mnie za sobą.
-Może panienkę zanieść?- zaśmiałem się cicho, nie czekając na odpowiedź, chwyciłem dziewczynę pod kolanami.
Droga na stołówkę zajęła nam mniej niż 5 minut, ze względu na to, że Zimka nie drobiła kroków, jak to ma w zwyczaju. Szybko sprawdziłem dzisiejsze menu, by po chwili przynieść do stołu dwa talerze. Jeden z nich podstawiłem dziewczynie centralnie pod twarz, a ona przyglądnęła się temu z nieukrywaną niechęcią. Właściwie po chwili do stolika przyszedł jakiś brunet, najwyraźniej z grupy jeździeckiej Winter, a zarazem mojej. Dziwne, że nawet go nie kojarzyłem. Zimka parę razy mu coś tłumaczyła, a on podziękował i odszedł - nie spodobał mi się ten typ, nie żebym był zazdrosny, ale...no nie, byłem zazdrosny.
Po skończonym posiłku odłożyłem za nas talerze i wyszliśmy ze stołówki, kierując się na górę, do mojego pokoju. Winter jeszcze zahaczyła o swój pokój, by wziąć zwierzaki, a ja widząc, jak bardzo Toro urósł, przełknąłem głośno ślinę, cholerny wielkolud. Zimka jak zwykle zajęła swoje miejsce na moim łóżku, wyciągając zeszyty. Gdzieś w środku czułem pulsującą złość w stosunku do chłopaka i musiałem dowiedzieć się, kim on był.
-Kto to był, ten chłopak?- zapytałem, spoglądając na dziewczynę.
-No człowiek, nie zauważyłeś?- Winter odpowiedziała, nie bardzo zwracając na mnie uwagę.
-Facet, k*rwa facet.- mruknąłem niezadowolony.
-A może jesteś zazdrosny i zakażesz mi rozmowy z przeciwną płcią?- warknęła, spoglądając na mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem.
-Kocham Cię kurwa, tak trudno to zrozumieć, że jestem zazdrosny?!- uniosłem nieco głos, po chwili orientując się, że powiedziałem za dużo, zdecydowanie za dużo.
Pięknie Navarro, p.i.ę.k.n.i.e.
Czas wyjść, tak, zdecydowanie. Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tchórz? Jak najbardziej. Odgarnąłem włosy z twarzy, kierując swoje kroki w stronę stajni, Jumper potrzebuje się przewietrzyć, ja też.


1162 słowa = 6 pkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)