poniedziałek, 15 października 2018

Od Riley C.D Ansela

- Wy dwoje zostajecie. - nakazał oschłym jak zawsze tonem Blythe, zamknąwszy drzwi za wychodzącą z sali klasą, by chwilę potem zaszyć się gdzieś na zapleczu, najpewniej układając sobie już w głowie plan jak pogrążyć nas za incydent sprzed kilku minut. Phi, jakby ktoś w ogóle uważał na jego zajęciach.
Westchnęłam cicho, krzyżując dłonie na piersiach, w oczekiwaniu aż szanowny nauczyciel pofatyguje się, by do nas wrócić i łaskawie obwieścić jakąż to okrutną karę nam wymyślił. Znając życie i podejście Gilberta czeka nas ciekawy początek dnia...
Po upływie kilku minut mężczyzna powrócił ze stosem niechlujnie ułożonych kart, po czym wyłożywszy materiały na ławkę podsunął jedną z nich pod nasze ręce.
- Zrobicie referat i przedstawicie go całej grupie na następnej lekcji. Tutaj macie wszystkie zagadnienia, które powinny się w nim znaleźć. Jak sami wiecie, pan Rose jest teraz na zawodach i wraca dopiero w przyszłym tygodniu, tak więc kolejne zajęcia będą prowadzone przeze mnie. - obwieścił nauczyciel, ostatnie zdanie wypowiadając z wyraźną... hm, uciechą? No coś w tym rodzaju. - Więc radzę dobrze się przygotować. - dorzucił i dałabym sobie rękę odciąć, że na jego twarzy zawitał cień pobłażliwego uśmiechu. Chyba naprawdę działamy mu na nerwy.
Z racji tego, iż pan Blythe nie miał już nic więcej do powiedzenia, podniósłszy się z krzeseł szybko opuściliśmy salę.
- Teoretyczną wiedzę o koniach mamy pojutrze, więc się wyrobimy. Raczej... - przygryzłam wargę, nie odrywając wzroku od świstka papieru pełniącego obecnie rolę planu lekcji, jak i notatnika do wyżej wspomnianego przedmiotu. Chyba najwyższa pora zacząć prowadzić prawdziwy zeszyt, choć z drugiej strony nie wiem czy miałoby to jakikolwiek większy sens, zważywszy na to, iż pan Blythe nie przykłada się zbytnio do ciekawego prowadzenia lekcji i rzadko dyktuje cokolwiek. Tia, nie ma to jak nauczyciel z pasją.
Tak czy inaczej, czy tego chcieliśmy czy nie byliśmy skazani z Anselem na swoje towarzystwo przez najbliższe parę godzin. Nie żeby mnie to jakoś specjalnie przerażało, zwyczajnie nie przywykłam do pracy w grupie, ale cóż poradzić? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że chłopak choć w niewielkim stopniu przyłoży się do tego projektu i jakimś magicznym sposobem w dzienniku nie zawitają piękne łyse pały.
- Yhm... - mruknął wyraźnie znudzony moją paplaniną Elgort, wędrując wzrokiem gdzieś po białym pustkowiu sufitu. Miło.
Zmarszczyłam brwi z wymownym westchnieniem.
- Słuchaj, wiem, że myślami pewnie jesteś już gdzieś bardzo daleko stąd... - pstryknęłam palcami tuż przed jego nosem (a raczej szyją, biorąc pod uwagę jego i mój wzrost, ale to już mało istotne), starając się by choć na moment zwrócił na mnie uwagę, co chyba nawet się udało - ...ale bądź tak miły i wpadnij do mnie dziś po lekcjach. Ogarniemy szybko temat i każde z nas szczęśliwie będzie mogło cieszyć się błogą wolnością. To jak będzie? - popatrzyłam na bruneta wyczekująco.
- Przyjdę. I tak nie mam wyboru. - odparł niewzruszony, po czym spokojnym krokiem oddalił się korytarzem w wyłącznie sobie znanym kierunku, zaś ja powędrowałam na drugie piętro, pod salę językową, gdzie dokładnie za cztery minuty miała odbyć się lekcja chorwackiego, którego nauka swoją drogą idzie mi coraz lepiej, mimo że w niektóre zdania wciąż zdarza mi się wplatać rodzime słowa. No nic, uczymy się przez całe życie, czyż nie? Zresztą, z tego co się orientuję jest tu całkiem sporo osób z poza Chorwacji.
Reszta zajęć upłynęła dość... no, nudno. Czas dłużył się niemiłosiernie, czego nie ułatwiali nauczyciele cytujący jakieś książkowe formułki, z których prawdę mówiąc skapowałam niewiele, ale mniejsza z tym. I tak lepiej przyswaja mi się wiedzę samej, w pokoju z kubkiem gorącej herbatki i Nilay'em na ramieniu (okey, tego ostatniego to do nauki akurat nie potrzebuję, aczkolwiek przyznać trzeba, że humor potrafi poprawić). Wraz z chwilą, gdy rozległ się długo wyczekiwany, dudniący sygnał dzwonka, wszyscy wylecieli z sali szczęśliwi niczym wolne ptaki. Nie wiem czy tylko ja jestem tak leniwa i zawsze grzebię się z wyjściem, czy też oni mają jakieś potwornie ważne plany na dzisiejsze popołudnie, ale szczerze powiedziawszy mało mnie to obchodziło. Ta, dodatkowe godziny matematyki to bez wątpienia jedna z najskuteczniejszych metod na wyssanie z człowieka wszelkich sił do życia. Pocieszać się można jedynie faktem, iż dzisiejsza mordęga dobiegła już końca. Powoli zwlokłam się z krzesła i upchnąwszy notatnik w boczną kieszeń wypełnionej już do granic możliwości, czarnej torby skierowałam się w stronę wyjścia.
Niestety, jesień to jedna z najokrutniejszych pór roku, przynajmniej dla takich ciepłolubów jak ja. Mimo, iż ledwie zaczął się październik i do ostrzejszych mrozów jeszcze daleko, mnie i tak zamarzały nogi i zapewne gdyby nie to, że maszerowałam żwawym krokiem, pewnie przeistoczyłyby się w dwa sople lodu. Z litanii rozmyślań zdołał wyrwać mnie dopiero czyjś dotyk. Delikatny, ale nie na tyle, bym go nie poczuła. Odwróciwszy się przez ramię ujrzałam oczywiście Ansela.
- Ello. Już po zajęciach? - uniosłam kąciki ust w lekkim uśmiechu. W odpowiedzi skinął tylko głową, przez następne paręnaście nie odzywając się słówkiem. Z wyrazu jego twarzy wywnioskowałam, że kac chyba nadal go trzyma.
- Może jednak przełożymy to spotkanie na jutro? - zasugerowałam spoglądając na chłopaka ze współczuciem - Nie wyglądasz najlepiej...
- Już to dziś mówiłaś. - zauważył kolega, patrząc na mnie jak na idiotkę.
Przewróciłam ostentacyjnie oczyma na ułamek sekundy odwracając wzrok - Wszystkich traktujesz z taką wyższością, czy tylko mnie? - bąknęłam niezbyt uprzejmie, poprawiając pasek torebki, która oczywiście musiała zacząć zsuwać mi się z ramienia akurat teraz.
- A ty zawsze masz tyle do powiedzenia? - wycedził przez zęby papugując mój głos sprzed chwili. No nie wytrzymam!
- Powiedziałam to z troski, panie wyniosły.
- Och, dobrze wiedzieć - rzekł z miną nie wyrażającą totalnie nic. Żadnych emocji. To tak się da? Hm, ciekawy przypadek, nie powiem. To zapewne jego metoda na zbywanie potencjalnych rozmówców. Zapomina chyba jednak o małym, dość istotnym szczególe - Blythe zadźga nas żywcem, jeśli nie skończymy tego pieprzonego referatu do piątku!
- To... o której masz zamiar mniej więcej wpaść? - zagaiłam, starając się odbiec myślami od wyżej wspomnianej, mrocznej perspektywy pojutrza (eh, coraz częściej dochodzę do wniosku, że czytam za dużo powieści kryminalnych...).
- Ee, zrozumiałem, że mam przyjść zaraz po lekcjach - podrapał się po głowie z lekkim zmieszaniem.
Serio? Kurde, to teraz jeszcze skleroza?
- Okey. Wobec tego nie traćmy czasu - chwyciwszy chłopaka za rękę pociągnęłam go za sobą do swojego pokoju, który na nasze szczęście mieścił się dość blisko wejścia, tak więc dotarliśmy tam stosunkowo szybko.
Gdy tylko znaleźliśmy się pod drzwiami dziewiątki, szybko wygrzebałam klucze i otwarłszy drzwi teatralnym gestem ręki zaprosiłam kolegę do środka.

Ansel? ^-^

1038 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)