środa, 24 października 2018

Od Naomi C.D Ansela

Jednym, szybkim ruchem zdejmuję zimne, przemoczone ubranie, mimochodem zbliżając się do własnej paki jeździeckiej. Obejmuję wzrokiem nową, dokładnie wykonaną na moje zlecenie szafkę - trwała, wykończona wysokiej jakości winylem stal z wygrawerowanym na złoto nazwiskiem, świeża duma. Całkiem ciekawe, ile przetrwa bez wgnieceń w kształcie kopyt i w pierwotnym kolorze. Otwieram metalowe drzwiczki, których ówcześnie nie raczyłam zamknąć, teraz wyjątkowo na wyraźną korzyść, po czym przeczesuję zaszufladkowane wnętrze, doszukując się na półkach zawalonych rzeczami Szczurzego i Pędzla zapasu sportowych koszulek. Po chwili przychodzi mi na myśl, iż mokry t-shirt mógł być ostatnim, jaki nie został umiejscowiony w koszu do prania oraz że z tej przyczyny nie pozostaje mi opcja inna, niż przebywanie z tym chłopakiem w jednym pomieszczeniu przez dłuższy czas, mając na sobie sam stanik sportowy. Niech już będzie, co najmniej brzuch mam ładnie wyrzeźbiony.
Podczas poszukiwań podkoszulka udaje mi się natomiast wychwycić podręczną kosmetyczkę, na dodatek z całkiem zdatnym ekwipażem. Zadowolona przynajmniej taką nagrodą pocieszenia, łapię zdobycz w ręce, po czym, uprzednio w miarę wygodnie opierając się o pakę, zaczynam w niej grzebać, próbując znaleźć lusterko.
Dopiero po wykonaniu powyższych czynności przenoszę większą uwagę na słowa, które przed chwilą wypowiedział Ansel.
- Gdybym tylko mogła, polemizowałabym - prycham, zerkając na ledwo widoczną przez zakrywające ją siodła szybę. Stan pogody na zewnątrz rzeczywiście nie jest zachęcający do poddania się pięciu minutom ostrego biegu, jakie dzielą nas od akademika, ale ja za to wyczuwam pod opuszkami palców śliskie szkło kieszonkowego zwierciadełka. - Chociaż... Nie wierzysz w moje możliwości?
Szatyn parska śmiechem, widocznie istotnie nie wierzy w moje możliwości. Silę się obrzucić go beznamiętnym spojrzeniem, ale wypełnia mnie ostateczna satysfakcja ze znalezionego w kosmetyczce łupu. Wyjmuję specjalny płyn służący do zmywania wodoodpornej, zresztą również niezawodnej na wszelkie tereny, maskary, po czym z perfekcyjną dokładnością zaczynam pozbywać się tuszu z rzęs. Nie przeszkadza mi szczególnie urwana wymiana zdań oraz to, że wiodącym dźwiękiem zostaje teraz głuche dudnienie kropel o dach budynku. Ansel najwyraźniej wykazuje większą potrzebę kontaktu z resztą społeczeństwa.
- Jeździsz jakiegoś konia, jeśli można wiedzieć? Podejrzewam, iż posiadanie własnej paki musi mieć coś na celu.
Przerywam na chwilę poprawianie makijażu, rzucając mężczyźnie rozbawione spojrzenie.
- Ja też podejrzewam, iż kupno takiej szafki podlegało jakiejś poważnej argumentacji - odpowiadam, zupełnie mijając się z pytaniem, co zresztą śmieszy mnie jeszcze bardziej. Nie ukrywam jednak zdziwienia - nie przewidywałam, że zaryzykuje wyjściem ze swojej bezpiecznej strefy lakonicznych, unikających jakiejkolwiek prywatności rozmów i krycia się za sporą warstwą sarkazmu. Zastanawiam się, czy może miał jakieś głębsze motywy, niemniej szybko porzucam przemyślenia. W rozmowie używam w końcu dokładnie tych samych chwytów, postanawiam poświęcić się tak, jak on - ciągnę dalej:
- Całe trzy, choć uciekałabym się raczej do dwóch i trzech czwartych. Siedmioletni gniadosz selle francais z dużym potencjałem skokowym, pięciolatek KWPN w treningu wszechstronnym wraz z najmłodszą, kasztanką w trakcie zajeżdżania. Wszystkie mają spory talent, a pochodzenie mówi samo przez się, najstarszy po Baloubecie. Z pewnością masz czego zazdrościć.
Nie raczę wspomnieć o tym, kto tydzień temu przemielił mi kolejny w tym roku polar, ale jak się okazało, bardzo słusznie, bo pierwszy raz zauważam na twarzy chłopaka uczucie, które w najmniejszym choćby stopniu przypomina uznanie. Zdaje się, że zaskoczeni jesteśmy teraz oboje - ja, bo przelotny wyraz twarzy towarzysza pochlebił mi jak nic, a więc może jednak darzę go tym najmniejszym stopniem sympatii, czego wcześniej nie przypuszczałam (szansa na zareagowanie podczas nieplanowanego spotkania go na stołówce gwałtownie wzrosła), oraz on, faktem, iż komunikacja ze mną jest w ogóle możliwa.
Wtedy zauważyłam, dudnienie ciężkiego deszczu o dach przestało. Obejrzałam się za siebie, żeby potwierdzić moje przypuszczenia na widoku za szybą. Rzeczywiście, po mocnej ulewie pozostała zaledwie mżawka, nie licząc kałuż i innych pokładów wody na zewnątrz. Po zamknięciu paki, o czym tym razem nie zapomniałam, szybkim, sprężystym krokiem udałam się do drzwi.
- Panie przodem - rzucił Ansel, otwierając drzwi siodlarni. Zmierzyłam go drwiącym spojrzeniem, ale nie odmówiłam uprzejmości. Wewnętrznie siliłam się na jakąś radość z ostatecznie skończonych katuszy, tylko coś mi nie wychodziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)