niedziela, 18 czerwca 2017

Od Lamberta C.D Valerie

To uczucie było nieznośne. Wydawało mi się, że niewypowiedziane, tak długo skrywane słowa zżerają mnie od środka. Dlaczego nie mogłem jej tego po prostu wyznać?! Czy ona naprawdę niczego się nie domyślała?! Stała tuż przede mną, tak blisko, że wystarczyłoby się pochylić, aby sny zmieszały się z rzeczywistością. Boże, chyba miałem obsesję na punkcie tej dziewczyny! Jej uważne, zaniepokojone spojrzenie tylko rozpraszało moje myśli. Czekała. Czekała aż wyjaśnię jej wreszcie, o co mi chodzi. Serce waliło mi jak młotem, a oddech przyspieszył. Musiałem jej powiedzieć.
- Valerie... - zacząłem - Ja wcale nie chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi.
Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze. Zanim zdążyła się jednak odezwać, wyrzuciłem:
- Chcę żebyśmy byli kimś więcej.
No, i proszę. Oto, wyznałem jej prawdę. Teraz wszystko zależało od niej. Mogła się zgodzić albo powiedzieć mi, żebym spadał. Problem w tym, że sekundy mijały, a ona nie mówiła nic. W końcu zniecierpliwiony przeniosłem na nią spojrzenie starając się odczytać jej reakcję, ale na jej twarzy malowało się tylko zaskoczenie.
- Ja... Ty... To znaczy, my... - wymamrotała cicho, po czym nagle zmarszczyła brwi. - Chwileczkę, a co z Leną?!
No tak, Lena. Żałowałem, że w ogóle poruszyła jej temat, ale chyba było to nieuniknione. Ja i Lena spędzaliśmy ostatnio dużo czasu razem i muszę przyznać, że sam nie wiedziałem czasem, co o niej myśleć. A szczególnie, jak ona wyobrażała sobie naszą relację. Sfrustrowany zacisnąłem zęby. Nie mogłem pozwolić, żeby tamta dziewczyna stanęła między mną a Valerie. Decyzja była trudna i nie był to moment na jej podjęcie, ale w tej chwili wiedziałem i pragnąłem tylko jednego.
- Żałuję, że w ogóle ją spotkałem. - powiedziałem po chwili milczenia - Gdyby nie ona, wszystko byłoby łatwiejsze. Co nie oznacza, że jej nie lubię. Ale ona jest moją przyjaciółką. Tylko przyjaciółką. To ciebie chciałbym nazywać swoją... - wziąłem głęboki oddech. No dalej Lambert, powiedz to! - swoją dziewczyną. - dokończyłem. - Nie jestem jednak pewien, czy ty chciałabyś ze mną być.
Znów zapadła cisza. Myślałem, że zwariuję, kiedy ni stąd, ni zowąd, Valerie zaniosła się gromkim śmiechem, zginając się przy tym wpół.
- Wow! Ale mnie zaskoczyłeś! - wykrzyknęła, gdy tylko udało jej się wyprostować i złapać oddech - Lambert i wyznania? Tego się nie spodziewałam. Hmm... - powiedziała zamyślając się - Jeżeli sądzisz, że do siebie pasujemy... No i jeżeli faktycznie nie chcesz być z Leną - dodała trochę ostrzejszym tonem - To chyba nie zaszkodziłoby spróbować, nie? - zapytała uśmiechając się zawadiacko.
Wypuściłem ze świstem powietrze, które wcześniej mimowolnie wstrzymywałem. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i zastanowiłem, co powinienem powiedzieć. Momentalnie zdałem sobie jednak sprawę, że nie na rozmowę miałem teraz ochotę. Wraz z tą myślą, krew jeszcze szybciej zawrzała w moich żyłach. Nie tracąc czasu na zastanawianie, powoli pokonałem dzielącą mnie od Valerie odległość. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Ostrożnie przyłożyłem dłoń do jej ciepłego policzka, głaszcząc go kciukiem i odszukałem jej spojrzenie. Gdy nasze oczy się spotkały, nieznacznie pochyliłem się, tak, że niemal stykaliśmy się nosami. Owionął mnie jej słodki oddech. A potem, sam nie wiem kiedy, nakryłem jej miękkie wargi swoimi.
~~~
Następny dzień był wyjątkowo deszczowy i pochmurny. Wszystkie czynności wykonywałem automatycznie, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Szczerze mówiąc cały czas wspominałem wczorajszy pocałunek. Był krótki i delikatny, ale wystarczył, by przyprawić mnie o zawroty głowy. Myśląc o nim uśmiechnąłem się pod nosem. Nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, dopóki nie rozbrzmiał nade mną zirytowany głos
- Nawiązujesz telepatyczne znajomości ze śniadaniem? To dlatego postanowiłeś zacząć mnie ignorować, tak? Lepiej rozmawia się z kanapkami?
Podniosłem niechętnie wzrok z trzymanej przeze mnie w dłoniach parującej kawy i wbiłem go w wyzywające spojrzenie Leny. Nie lubiłem, kiedy ktoś przeszkadzał mi w rozmyślaniach. A w dodatku, to nie ją miałem ochotę teraz widzieć. Jeszcze bardziej mąciła moje i tak skłębione myśli.
- A masz z tym jakiś problem? - zapytałem ostrzejszym głosem niż zamierzałem - Chyba mogę spędzać czas z kimś innym niż z tobą? No wiesz, tak dla odmiany?
Brunetka zmrużyła gniewnie oczy. Kilka siedzących nieopodal osób odwróciło się z zainteresowaniem w naszą stronę. Nie robiąc sobie nic z tego, warknęła:
- Czy to taki problem oddzwonić lub napisać SMS-a? Mieliśmy spotkać się wczoraj wieczorem, a ty tymczasem nagle wyparowujesz. Co zabawne, nie mogłam też nigdzie znaleźć Valerie. - powiedziała cedząc imię dziewczyny przez zęby - Dzwoniłam do ciebie 10 razy. 10 razy, rozumiesz?!
Niespiesznie upiłem łyk gorącego napoju i z rozbawieniem zauważyłem:
- To wyjątkowo silny objaw desperacji.
Dziewczyna zacisnęła ze złości pięści. Już miała się odgryźć, kiedy sytuację uratowała Miranda. Przyjaciółka Valerie wyrosła jak spod ziemi, stając pomiędzy mną a Leną. Całkowicie ignorując Lenę, odsunęła ze zgrzytem krzesło i dosiadła się do mnie do stolika.
- Cześć. - rzuciła jakby nigdy nic - Co słychać?
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nie do końca nad odpowiedzią, co nad pytaniem, które nagle przyszło mi do głowy. Czy Miranda wiedziała o pocałunku? Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej oczy, by się upewnić. Wiedziała.
- Nic specjalnego. - odpowiedziałem znacząco. Miranda uśmiechnęła się, odsłaniając rząd białych zębów. Bez wątpienia wiedziała. W tym momencie Lena chrząknęła znacząco, przypominając nam o swojej obecności. Miranda zesztywniała i obróciła się w kierunku brunetki.
- Och, Lena?! - wykrzyknęła z udawanym zaskoczeniem - Nie spodziewałam się ciebie w stołówce. Myślałam, że boginie piękności nie jedzą.
Puszczając uwagę mimo uszu, Lena opadła na krzesło obok mnie, ocierając się "przypadkiem" swoim gołym ramieniem o moje. Założyła nogę na nogę, westchnęła teatralnie i wyrzuciła:
- Przepraszam, Lambert. Nie powinnam się była tak denerwować. W końcu... - zamruczała pochylając się ku mnie - nie mam chyba powodów do zazdrości, prawda?
Odwróciłem się, udając, że sprawdzam godzinę na wielkim zegarze na ścianie i dyskretnie odsunąłem krzesło do brzegu stolika. Od odpowiedzi ponownie wybawiła mnie Miranda. Miałem już u niej podwójny dług wdzięczności.
- Tylko nie zacznij się rozbierać. - poprosiła na tyle głośno, by usłyszały ją siedzące w pobliżu grupki znajomych. Kilka oglądających scenę osób zachichotało. - Wolałabym nie zwrócić jedzenia.
Lena najwyraźniej zdecydowała się udawać, że nikogo oprócz nas nie ma, bo i tym razem nie zareagowała na zaczepkę. Zamiast tego przysunęła się do mnie jeszcze bliżej. Świetnie, teraz nie miałem dokąd uciec.
- Wiesz, Lambert... - wyszeptała - dobrze ci w tej koszuli. Podkreśla kolor twoich oczu.
Tym razem Miranda nie wytrzymała. Machnęła gwałtownie ręką, trącając miskę z owsianką. Mleko z rozmiękłymi płatkami momentalnie rozlało się po stole i spłynęło na krótkie szorty dziewczyny i jej gołe nogi. Lena pisnęła zaskoczona.
- Ups! Tam mi przykro. - powiedziała Miranda tonem, który niekoniecznie na to wskazywał - Niestety nie mam chusteczek.
Lena warknęła coś gniewnie pod nosem i odsunęła się ode mnie aby przeszukać leżącą na podłodze torbę. Korzystając z okazji Miranda posłała mi znaczące spojrzenie. Odgarnęła z twarzy fioletowe włosy i niby od niechcenia wspomniała:
- Wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie Valerie. Co prawda, miała zadzwonić wcześniej, ale powiedziała, że była bardzo zajęta. No wiesz, spędzała sobie miło czas z...
- Późno już. - zauważyłem, wstając raptownie od stołu. - Miranda, masz może chwilę? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do wyjścia.
- Tylko nie zapomnij, że jutro mamy konkurs! - krzyknęła jeszcze za mną Lena. Nie oglądając się za siebie, wypadłem ze stołówki. Zaraz za mną wyszła poddenerwowana Miranda. Wyraźnie była na mnie wkurzona.
- Błagam, chociaż ty spróbuj mnie zrozumieć. - poprosiłem.
- Zrozumieć? - powtórzyła - Chyba żartujesz. Dlaczego nie chcesz jej powiedzieć? Z iloma laskami masz zamiar się umawiać?
- Przecież to ona podrywa mnie! - zaprotestowałem.
- Tak, a tobie to bardzo przeszkadza, więc poprosiłeś ją grzecznie, aby przestała, bo masz dziewczynę. Lambert, kogo starasz się oszukać? Ją? Valerie? Samego siebie?
Odwróciłem spojrzenie, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Po prostu zastanów się nad tym. - dodała trochę spokojniej - Bo przez umawianie się z nimi dwiema jednocześnie, stracisz w końcu je obie.
- Masz rację. - westchnąłem - Po prostu muszę sobie to wszystko przemyśleć.
- Grunt, żeby szybko. Jeżeli ty nie powiesz Lenie, wiedz, że ja to zrobię - zagroziła jeszcze, po czym oddaliła się w swoją stronę, zostawiając mnie samego. Stałem tak jeszcze kilka minut podczas gdy jej słowa kołatały mi się w głowie, po czym chcąc uniknąć spotkania Leny, ruszyłem wolno do swojego pokoju. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, zacząłem machinalnie przechadzać się nerwowo w tę i z powrotem po niewielkim pomieszczeniu. 7 kroków w jeną stronę, 7 kroków w drugą stronę. Gdzieś na dworze zaczął szczekać pies. Ktoś inny śmiał się głośno na korytarzu. Nie mogłem wytrzymać. Musiałem wyjść. Jednym ruchem chwyciłem wiszącą na wieszaku kurtkę i wybiegłem z pokoju. Gdy tylko wyszedłem z akademii, uderzył mnie podmuch chłodnego wiatru, przynosząc orzeźwienie. Narzuciłem na głowę kaptur, usiłując nie tyle odgrodzić się od deszczu, co od wszystkiego dookoła. Ruszyłem przed siebie, sam nie wiedząc dokąd zmierzam. Ziemia zdążyła się rozmoczyć i zamienić w błoto, które mlaskało w zetknięciu z moimi butami. Szedłem miarowo, koncentrując się na szumie deszczu i swoim oddechu. Czułem, że zdenerwowanie powoli mnie opuszcza, zwolniłem więc kroku, aby dłużej nacieszyć się spacerem. Będąc już całkowicie spokojnym, zacząłem jeszcze raz zastanawiać się nad słowami Mirandy. Teraz, idąc samotnie ścieżką, potrafiłem spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Zrobiło mi się głupio, że tak mnie poniosło. Rzadko pozwalałem sobie stracić nad sobą panowanie. Co prawda, już wcześniej umawiałem się z dziewczynami, ale nigdy nie traktowałem żadnej z nich poważnie. Dopiero kiedy pojawiła się Valerie... Pokręciłem wolno głową, myśląc o dziewczynie. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Z kolei Lena... wyobraziłem ją sobie w szortach, i odsłaniającej zbyt wiele bluzce, którą dzisiaj na sobie miała. Musiałem przyznać, ze Lena była bardzo ładna. I atrakcyjna. Bardzo atrakcyjna... Chwileczkę - pomyślałem i przystanąłem raptownie. Czy to właśnie o to chodziło? Czy ona najzwyczajniej w świecie mnie pociągła? Nagle zdałem sobie sprawę, że właśnie tak było. Leciałem na Lenę, ale to Valerie kochałem. Zaśmiałem się cicho, bo nagle wszystko wydało się być takie oczywiste. Już nie miałem wątpliwości, co mam robić. Odwróciłem się na pięcie i biegnąc w deszczu, wróciłem do akademii.
~~~
Stałem przed drzwiami wpatrując się w przyklejone na nie ciemne, błyszczące cyfry. Z wahaniem podniosłem rękę i po chwili z powrotem ją opuściłem. No dobra, najpierw obowiązki, potem przyjemności. W zasadzie, zawsze mogę dać nogę. Może nawet będzie to konieczne kiedy będzie próbowała rozerwać mnie na strzępy. Z tą pokrzepiającą myślą ponownie uniosłem dłoń do drzwi, gdy te bez ostrzeżenia rozwarły się z hukiem na oścież pod wpływem silnego kopnięcia. W progu stanęła kipiąca ze złości Lena. Gdy tylko mnie ujrzała, jej twarz wykrzywił grymas wściekłości. Przez chwilę byłem pewny, że mi przyłoży, gdy nagle jakby zmieniła zdanie. Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu... Chwilę, jaki był numer do domu wariatów?
- Lambert. - stwierdziła po chwili.
- Yym, tak to ja. - potwierdziłem - Przyszedłem, żeby wyjaśnić kilka spraw... Może wejdziemy? - zapytałem stawiając krok do wnętrza pokoju. Bez ostrzeżenia Lena przesunęła się blokując mi drogę. Zdziwiony uniosłem brwi do góry.
- Nie kłopocz się Lambert - powiedziała - Już wszystko wiem.
Zakląłem pod nosem. Miranda najwyraźniej nie rzucała słów na wiatr. Nie musiała się jednak tak spieszyć!
- Lena... przykro mi, że dowiedziałaś się tego od Mirandy. Wiem, że powinienem był powiedzieć ci wcześniej, ale...
- Shh! - przerwała mi - Nie musisz się tłumaczyć. Bardzo się cieszę, że jesteś z Valerie. Uważam, że tworzycie wspaniałą parę.
Wpatrywałem się w nią tępo niczego nie rozumiejąc. Czy ona naprawdę to powiedziała? Uśmiechnęła się promiennie jakby na potwierdzenie swoich słów. Powoli pokręciłem z niedowierzaniem głową. Czyżbym błędnie interpretował jej zachowanie? Byłem przekonany, że ona...
- Czyli ty... nigdy nie byłaś we mnie...
- Zakochana? - dokończyła i zaśmiała się perliście - Zwariowałeś głuptasku? Jesteśmy przecież przyjaciółmi. Myślałeś, że nie widzę jak patrzysz na Val? To takie urocze! Będę musiała jej pogratulować... A teraz wybacz, ale spieszę się trochę. Muszę odebrać sukienkę na jutrzejszy konkurs. - powiedziała mrugając do mnie zabawnie i już jej nie było. Wpatrywałem się zdezorientowany w miejsce, w którym zniknęła, jakby miała za chwilę wrócić i krzyknąć: "Prima Aprillis!". Kiedy wreszcie uświadomiłem sobie, że nic takiego się nie wydarzy, zamrugałem gwałtownie powracając do rzeczywistości. Jedno było pewne - problem Leny miałem z głowy. Tylko co nią kierowało? I czy mówiła prawdę? Zastanowiłem się nad tym, ale odpowiedź nie nadchodziła. W końcu prychnąłem lekceważąco. Dziewczyny! Kto je zrozumie?! Teraz miałem inny cel. W kilku krokach dopadłem schodów i zacząłem wskakiwać po dwa stopnie. Po chwili otwierałem już drzwi swojego pokoju. Wszedłem do środka i złapałem leżący na stole telefon. Niecierpliwie wystukałem na klawiaturze treść wiadomości i wysłałem ją. Odpowiedź przyszła po chwili. "Daj mi kilka minut" - głosiła. Świetnie, tyle czasu powinno mi wystarczyć. Podszedłem do stojącej w rogu szafy, aby znaleźć jakąś pasującą do okazji bluzkę. Po rozgrzebaniu ułożonych wcześniej starannie ubrań zdecydowałem się w końcu na czarną koszulkę z logo ulubionego zespołu Valerie. Ledwie zdążyłem się przebrać, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Otworzyłem je z dudniącym sercem. W progu stała Valerie. Miała na sobie pomarańczową szyfonową sukienkę sięgającą za kolano, włosy upięła w wysoki kok, a w dłoniach trzymała bukiet żonkili. W porę udało mi się zamknąć usta.
- Cześć Lambert. Co u ciebie słychać? Chyba nie czekałeś za długo, no nie? Starałam się pospieszyć, no ale wiesz jak to... Och, Joan Jett & the Blackhearts, skąd wiedziałeś?! - spytała nagle podekscytowana, a ja pogratulowałem sobie w duchu wyboru ubrania.
- Wspominałaś kiedyś, że ich lubisz - zauważyłem - Może wejdziesz?
- Tak, tak, jasne. - wymamrotała mijając mnie w przejściu. Zamknąłem drzwi i odwróciłem się z powrotem do dziewczyny. Mój wzrok padł pytająco na trzymany przez nią bukiet kwiatów.
- Ach, to - pospieszyła wychwytując moje spojrzenie - pomyślałam, że ładnie rozjaśnią twój pokój. No wiesz, nie obraź się, ale jest troszkę ponury.
Chciałem odpowiedzieć, że to ona rozjaśnia mój pokój, ale zamiast tego podziękowałem jej i wsadziłem kwiaty do wazonu na biurku. Po chwili razem usiedliśmy na kanapie.
- Więc? - zapytała Valerie - O co chodzi? Co takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć?
- Widzisz... jest coś, co chciałbym ci wyznać.
- Tak?
- Ja... myślę, że do twarzy ci w pomarańczowym.
I myślę, że powinienem powalić chwilkę głową o ścianę. Jezu, chyba bardziej nie mogłem tego schrzanić!
Valerie uśmiechnęła się tylko z rozbawieniem i wywróciła oczami.
- Dziękuję ci Lambercie, to było bardzo poruszające. A teraz - zaczęła chwytając mnie za rękę - czy mógłbyś przejść już do sedna?
Spojrzałem na nasze splecione dłonie, moją białą jak mleko, jej ciemną jak czekolada. To była Valerie, moja Valerie, kto jak kto, ale wiedziałem, że ona mnie nie wyśmieje.
- Kocham cię - wyszeptałem po chwili.
Pomału podniosłem wzrok, aby zobaczyć jej wyraz twarzy. Tym razem niczego nie mogłem z niej wyczytać.
- Lambercie, czy nie wdychałeś dzisiaj żadnych podejrzanie wyglądających substancji i jesteś całkowicie pewien tego, co mówisz? - zapytała w końcu.
- Tak. - odpowiedziałem tylko, bo na więcej nie było mnie stać.
- To dobrze, bo ja też cię kocham. - odpowiedziała.

~~~

Chwytałem ciężko powietrze starając się z całych sił skupić wzrok na swoich lśniących czarnych lakierach, które jednak wirowały uparcie jak na karuzeli. Przełknąłem ślinę, aby tylko nie zwymiotować na wypolerowaną posadzkę. Entuzjastyczne głosy jury następowały po sobie podając liczbę przyznanych nam punktów i jakiś "cenny" komentarz. "Daję 10. Cudowna para i cudowne wykonanie!". "9. Lena, jesteś zdecydowanie naszą mistrzynią." "Bez dwóch zdań 10. Zachwyciliście mnie!". Po ostatnim werdykcie ryk tłumu wzmógł się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Lena uniosła nasze ręce do góry w zwycięskim geście. Podniosłem wzrok, nie widziałem jednak niczego prócz ostrych świateł skierowanych wprost na nas. Tłum wiwatował, wykrzykiwał nasze imiona. Miałem dziecięcą ochotę skulić się i zasłonić uszy rękoma. Zamiast tego, mrużąc oczy przeczesywałem wzrokiem trybuny, szukając jednej konkretnej osoby. Przez ułamek sekundy wydało mi się, że wreszcie ją dostrzegam, zaraz jednak wszystko na powrót zlało się w jedną kolorową masę, zamazywało się i wyostrzało bez końca. Jakiś mężczyzna po 40-ce podszedł do nas i wręczył nam uroczyście trofeum, a następnie zawiesił na naszych szyjach połyskujące medale. Jeden z organizatorów rozpoczął monolog o dzisiejszych występach, po chwili dał sobie jednak spokój, bo publiczność skutecznie go zagłuszała. Nie pamiętam jak długo tam staliśmy, spoceni i zdyszani. Ani kiedy zaczęliśmy się przedzierać do wyjścia próbując ominąć największy tłum. Ani nawet kiedy wydostaliśmy się na chłodne nocne powietrze. Jakimś cudem jednak siedziałem w końcu w samochodzie z Leną, która mknęła pustymi ulicami prosto do akademii.
- Ale czad nie? Skopaliśmy im tyłki. - powiedziała wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Tak.. - odpowiedziałem nieprzytomnie.
- To co teraz robimy? Chyba warto byłoby to uczcić, no nie? To w końcu pierwsze miejsce!
- Przykro mi, ale może innym razem. Umówiłem się na randkę z Valerie.
- Ach, no tak, jasne. - odpowiedziała całkowicie nieporuszona. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do tej nowej, niezawistnej Leny.
- Może lepiej do niej zadzwonię. - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej, po czym schyliłem się po plecak. Otworzyłem wewnętrzny suwak i ze zdziwieniem stwierdziłem, że kieszeń była pusta.
- Hmm, Lena, widziałaś gdzieś może mój telefon? Chyba musiałem go zgubić.
Brunetka zerknęła na mnie zaniepokojona.
- Kurczę, jeżeli zostawiłeś go na sali, to lepiej módl się, aby ci go nie ukradli. Jak chcesz, to pomogę ci go jutro poszukać.
- Chętnie, dzięki. - odpowiedziałem i na powrót zamilkłem. Wjeżdżaliśmy już na parking. Wyjrzałem przez szybę mając nadzieję zobaczyć Valerie w umówionym miejscu, nigdzie jednak nie było po niej śladu.
- I co? Widzisz ją? - zapytała Lena rozglądając się dookoła.
- Nie. - odpowiedziałem, nie potrafiąc ukryć w głosie rozczarowania.
Lena wydęła usta, jak to miała w zwyczaju, gdy myślała o czymś intensywnie.
- Mam pomysł. - powiedziała w końcu i odwróciła się szukając czegoś na tylnych siedzeniach samochodu. Po chwili odwróciła się uśmiechnięta promiennie, w obu dłoniach trzymała po dwie butelki wina. - Co ty na to, żebyśmy zaczęli świętowanie, a Val dołączy do nas, gdy tylko dotrze na miejsce? Możemy pójść do ciebie, na pewno domyśli się, że tam będziesz.
Zmarszczyłem brwi zastanawiając się nad propozycją.
- No dobrze. - zgodziłem się po chwili wahania. Wydało mi się, że przez oczy Leny przeszedł dziwny błysk, ale może była to tylko gra światła. Ignorując poczucie, że właśnie pakuję się w tarapaty, wysiadłem z Leną z samochodu. Nieskończoną ilość schodów i korytarzy później, siedzieliśmy razem przy okrągłym stoliku sącząc wino. Z ustawionej pod ścianą starej wieży stereo leciał jakiś marny kawałek o nieszczęśliwej miłości.
Wokalista zawodził z rozpaczą, podczas gdy Lena opowiadała o swojej tanecznej karierze. Było ciemno, jedynie światła świec rzucały na jej ciało ruchomy blask, wydobywając jego kształty. Obcisła sukienka, którą miała na konkursie, mieniła się złotem przy każdym jej ruchu. Z każdym kolejnym kieliszkiem koncentrowałem się coraz bardziej na ruchach jej ust, niż na tym, co mówiła. Alkohol chlupotał w mojej głowie, płynął przez żyły, krążył w całym ciele. Siedzieliśmy tu już od kilku godzin i zdążyłem wypić więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zapewne jutro będę się za to przeklinał. Wstałem chwiejnie i uchyliłem okno, ledwie unikając potknięcia o puste butelki po winie, które walały się po podłodze. Opierałem czoło o szybę rozkoszując się orzeźwiającym powietrzem. Po chwili poczułem jak ktoś wpycha się koło mnie.
- Gorąco tu. - westchnęła Lena siadając na parapecie. Jej sukienka podwinęła się ukazując niemalże całe uda, od których moją rękę dzieliły centymetry. Spoglądała na mnie spod wytuszowanych rzęs, na jej ustach błąkał się zagadkowy uśmiech. Niesforny kosmyk włosów spadł na jej policzek. Nie myśląc długo, uniosłem dłoń i niespiesznie założyłem go za ucho. Odchyliła szyję do tyłu, jej klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym rytmie.
- Tak, gorąco. - wyszeptałem i przywarłem do niej ustami. Jej rozgrzane wargi ocierały się o moje, z początku delikatnie, później coraz gwałtowniej i łapczywiej. Objęła mnie za szyję przyciągając bliżej. Któreś z nas jęknęło, co jeszcze bardziej podsyciło moje pragnienie. Jedną ręką wczepiłem się w jej włosy, drugą błądziłem po jej gołych ramionach. Podsunęła się bliżej, zaciskając nogi wokół moich bioder. Nie przerywając pocałunku zaczęła niecierpliwie rozpinać guziki mojej koszuli. W końcu zrzuciła ją ze mnie, by móc zbadać mięśnie na moim nagim torsie. Dysząc ciężko przesunąłem usta na jej szyję, jadąc niżej, w kierunku obojczyka. Przeszedł przez nią dreszcz, gdy polizałem jej ciepłą skórę. Chciałem więcej, chciałem być jeszcze bliżej niej. W momencie, gdy moja ręka znalazła się na jej udzie, drzwi otworzyły się z hukiem.
W drzwiach stała Valerie.

(Valerie? Czekam na reakcję Val i wybacz, że tak długo to trwało.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)