Kiedy wróciłem do
swojego pokoju od razu przebrałem się w piżamę i próbowałem zasnąć co było
trochę trudne, gdyż zawsze spało ze mną moje ogromne psisko rasy berneński pies
pasterski o imieniu Lord. Co prawda nie miałem tylko jednego psa, ale był to
mój najukochańszy "kundel" z którym nigdy nie mogłem się nudzić.
Jednak jakoś zasnąłem oczywiście w przedziwnej pozycji, która pewnie spotkałaby
się ze śmiechem nie jednego obserwatora.
*****
Rano obudził mnie dźwięk budzika w telefonie, którego
najchętniej przestawiłbym jeszcze na miliony drzemek, lecz przypominając sobie,
że już od wczoraj jestem w Akademii i mamy niedzielę jakoś odgoniłem się od tej
myśli oraz wstałem porządnie się przeciągając. Następnie przebrałem się w nowe
rzeczy i poszedłem coś zjeść na śniadanie. Pamiętałem jak Irma mówiła mi, że w
kuchni można zrobić sobie samemu jedzenie dlatego tam poszedłem i bez wahania
zrobiłem sobie trzy kanapki z serem żółtym i pomidorem, które zjadłem ze
smakiem w pokoju. "Wreszcie coś normalnego i nikt się nie dziwi" -
pomyślałem a przed moimi oczami pokazały się wszelakie, drogie potrawy, do
których jedzenia zawsze chciał mnie zmusić wujek a mi to nie bardzo smakowało
dlatego dużo gadania na ten temat zawsze przy stole było. "Czemu ja o tym
akurat teraz muszę myśleć?" - rzekłem sobie w myślach kończąc posiłek.
Jeszcze dzisiaj miałem wolne, ale od jutra do piątku zacznie się moje chodzenie
na treningi. Z tego co się zorientowałem należę do grupy gdzie znajdują się
tylko cztery osoby w tym ja więc dużego zamieszania nie powinno być. Miałem
nadzieję, że instruktor bądź instruktorka pozwolą mi jeździć na Lemon, gdyż
wydawała się to być odpowiednia klaczka dla mnie i mogę śmiało stwierdzić, że
po pierwszym spotkaniu jakie odbyło się wczoraj zaczynam ją rozumieć. Siedząc
na łóżku zacząłem zastanawiać się co dzisiaj mogę porobić dla zabicia czasu.
Nie mogąc nic wymyślić spojrzałem przez okno gdzie w oddali zobaczyłem las,
który warto byłoby odwiedzić. Nie chcąc dłużej czekać szybko wskoczyłem w strój
jeździecki, który oczywiście był nowy, gdyż wujek Maks nie przeżyłby gdybym
pokazał się wszystkim w tym co jeździłem u niego. Oczywiście nie spakował mi
tylko jednego, lecz ja zdecydowałem się dzisiaj na ten z Paryża, który w ogóle
tani nie był a o cenę wolałem się go nie pytać, bo pewnie upadłbym na tyłek z
szeroko otwartą buzią... No cóż wujaszek na pieniędzy nie szczędzi, ponieważ
potrafi wszystko nadrobić nawet tego samego dnia, gdyż zyski ciągle rosną. Gdy
uznałem, iż wszystko mam wyszedłem najpierw z pokoju a potem z domu
Akademickiego by iść do Lemon, która przywitała mnie cichym rżeniem.
- Cześć mała co powiesz na przejażdżkę w lesie? - zapytałem
głaszcząc ją po jej pięknej głowie z czego była zadowolona a na moje słowa od
razu uniosła łeb i zarżała nieco głośniej ciesząc się z mojego pomysłu. Szybko
poszedłem do siodlarni po jej sprzęt oraz prędką osiodłałem hanowerkę, której
przed wskoczeniem na jej grzbiet dałem kosteczkę cukru, którą prędko spałaszowała.
Jadąc w stronę lasu spokojnym stępem nagle usłyszałem za
sobą stukot kopyt dlatego obróciłem głowę przez ramię i ujrzałem Irmę, która
minęła mnie szybkim cwałem. Nie wiedziałem co się stało dziewczynie dlatego
chciałem ją dogonić, lecz zanim zdążyłem popędzić Lemon do najszybszego tępa
ona zniknęła mi już z oczu pewnie gdzieś się zaszywając. Sam już nie wiedziałem
co o tym sądzić, ale chciałem jej poszukać dlatego zacząłem uważnie rozglądać
się po terenie by móc ją prędko dostrzec. W pewnym momencie poszukiwań poczułem
się dziwnie obserwowany i to z pewnością niebieskooka nie była! Miałem już
zawracać, lecz w tedy hanowerka sama zaczęła mnie prowadzić jakąś nieznaną mi
drogą, która zaprowadziła mnie do Irmy! Dziewczyna siedziała pod drzewem a
dokładniej to wierzbą płaczącą oraz czytała książkę. Była chyba zła na coś lub
kogoś, ale ja odważyłem się zejść z klaczy i usiąść na przeciwko niej przez co
zyskałem trochę jej uwagi, ponieważ na mnie spojrzała.
- Hej! Coś się stało? Tak nagle się zerwałaś... - stwierdziłem
patrząc na nią uważnie.
- Hej! To nic takiego - odparła nieco zmiesza na co
westchnąłem.
- Nie smutaj! Nie wiem co się stało, ale będzie dobrze -
rzekłem wstając szybko i wskakując na Lemon - Jesteś berek! Gonisz! - zaśmiałem
się poganiając klacz w stronę północy. Pędziłem dość szybko a Irma chyba
dopiero po chwili zorientowała się o co mi chodzi, ale ja nie zamierzałem
zwalniać i za nią czekać, bo w końcu zabawa to zabawa! - Nie złapiesz mnie! -
śmiałem się podpuszczając ją by się tak łatwo nie poddała. Na naszej drodze
stanęło kilka przeszkód w postaci przewróconych drzew, które gładko
przeskoczyliśmy aż w końcu Irma mnie dopadała. Ze śmiechem poklepałem klacz po
szyi po czym zeskakując z konia poczekałem za dziewczyną.
- Wygrałam! Jesteś mi winien pizze! - zaśmiała się a ja
przewróciłem ją ostrożnie na ziemię, po której zaczęliśmy się tarzać śmiejąc
się głośno.
- Postawię ci nawet dwie! - stwierdziłem z ogromnym
uśmiechem zaczynając ją łaskotać.
<Irma? :3 Mam nadzieję, że sie podoba xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)