czwartek, 15 czerwca 2017

Od Rekera C.D Irmy

 Kiedy wróciłem do swojego pokoju od razu przebrałem się w piżamę i próbowałem zasnąć co było trochę trudne, gdyż zawsze spało ze mną moje ogromne psisko rasy berneński pies pasterski o imieniu Lord. Co prawda nie miałem tylko jednego psa, ale był to mój najukochańszy "kundel" z którym nigdy nie mogłem się nudzić. Jednak jakoś zasnąłem oczywiście w przedziwnej pozycji, która pewnie spotkałaby się ze śmiechem nie jednego obserwatora.
*****
Rano obudził mnie dźwięk budzika w telefonie, którego najchętniej przestawiłbym jeszcze na miliony drzemek, lecz przypominając sobie, że już od wczoraj jestem w Akademii i mamy niedzielę jakoś odgoniłem się od tej myśli oraz wstałem porządnie się przeciągając. Następnie przebrałem się w nowe rzeczy i poszedłem coś zjeść na śniadanie. Pamiętałem jak Irma mówiła mi, że w kuchni można zrobić sobie samemu jedzenie dlatego tam poszedłem i bez wahania zrobiłem sobie trzy kanapki z serem żółtym i pomidorem, które zjadłem ze smakiem w pokoju. "Wreszcie coś normalnego i nikt się nie dziwi" - pomyślałem a przed moimi oczami pokazały się wszelakie, drogie potrawy, do których jedzenia zawsze chciał mnie zmusić wujek a mi to nie bardzo smakowało dlatego dużo gadania na ten temat zawsze przy stole było. "Czemu ja o tym akurat teraz muszę myśleć?" - rzekłem sobie w myślach kończąc posiłek. Jeszcze dzisiaj miałem wolne, ale od jutra do piątku zacznie się moje chodzenie na treningi. Z tego co się zorientowałem należę do grupy gdzie znajdują się tylko cztery osoby w tym ja więc dużego zamieszania nie powinno być. Miałem nadzieję, że instruktor bądź instruktorka pozwolą mi jeździć na Lemon, gdyż wydawała się to być odpowiednia klaczka dla mnie i mogę śmiało stwierdzić, że po pierwszym spotkaniu jakie odbyło się wczoraj zaczynam ją rozumieć. Siedząc na łóżku zacząłem zastanawiać się co dzisiaj mogę porobić dla zabicia czasu. Nie mogąc nic wymyślić spojrzałem przez okno gdzie w oddali zobaczyłem las, który warto byłoby odwiedzić. Nie chcąc dłużej czekać szybko wskoczyłem w strój jeździecki, który oczywiście był nowy, gdyż wujek Maks nie przeżyłby gdybym pokazał się wszystkim w tym co jeździłem u niego. Oczywiście nie spakował mi tylko jednego, lecz ja zdecydowałem się dzisiaj na ten z Paryża, który w ogóle tani nie był a o cenę wolałem się go nie pytać, bo pewnie upadłbym na tyłek z szeroko otwartą buzią... No cóż wujaszek na pieniędzy nie szczędzi, ponieważ potrafi wszystko nadrobić nawet tego samego dnia, gdyż zyski ciągle rosną. Gdy uznałem, iż wszystko mam wyszedłem najpierw z pokoju a potem z domu Akademickiego by iść do Lemon, która przywitała mnie cichym rżeniem.
- Cześć mała co powiesz na przejażdżkę w lesie? - zapytałem głaszcząc ją po jej pięknej głowie z czego była zadowolona a na moje słowa od razu uniosła łeb i zarżała nieco głośniej ciesząc się z mojego pomysłu. Szybko poszedłem do siodlarni po jej sprzęt oraz prędką osiodłałem hanowerkę, której przed wskoczeniem na jej grzbiet dałem kosteczkę cukru, którą prędko spałaszowała.
Jadąc w stronę lasu spokojnym stępem nagle usłyszałem za sobą stukot kopyt dlatego obróciłem głowę przez ramię i ujrzałem Irmę, która minęła mnie szybkim cwałem. Nie wiedziałem co się stało dziewczynie dlatego chciałem ją dogonić, lecz zanim zdążyłem popędzić Lemon do najszybszego tępa ona zniknęła mi już z oczu pewnie gdzieś się zaszywając. Sam już nie wiedziałem co o tym sądzić, ale chciałem jej poszukać dlatego zacząłem uważnie rozglądać się po terenie by móc ją prędko dostrzec. W pewnym momencie poszukiwań poczułem się dziwnie obserwowany i to z pewnością niebieskooka nie była! Miałem już zawracać, lecz w tedy hanowerka sama zaczęła mnie prowadzić jakąś nieznaną mi drogą, która zaprowadziła mnie do Irmy! Dziewczyna siedziała pod drzewem a dokładniej to wierzbą płaczącą oraz czytała książkę. Była chyba zła na coś lub kogoś, ale ja odważyłem się zejść z klaczy i usiąść na przeciwko niej przez co zyskałem trochę jej uwagi, ponieważ na mnie spojrzała.
- Hej! Coś się stało? Tak nagle się zerwałaś... - stwierdziłem patrząc na nią uważnie.
- Hej! To nic takiego - odparła nieco zmiesza na co westchnąłem.
- Nie smutaj! Nie wiem co się stało, ale będzie dobrze - rzekłem wstając szybko i wskakując na Lemon - Jesteś berek! Gonisz! - zaśmiałem się poganiając klacz w stronę północy. Pędziłem dość szybko a Irma chyba dopiero po chwili zorientowała się o co mi chodzi, ale ja nie zamierzałem zwalniać i za nią czekać, bo w końcu zabawa to zabawa! - Nie złapiesz mnie! - śmiałem się podpuszczając ją by się tak łatwo nie poddała. Na naszej drodze stanęło kilka przeszkód w postaci przewróconych drzew, które gładko przeskoczyliśmy aż w końcu Irma mnie dopadała. Ze śmiechem poklepałem klacz po szyi po czym zeskakując z konia poczekałem za dziewczyną.
- Wygrałam! Jesteś mi winien pizze! - zaśmiała się a ja przewróciłem ją ostrożnie na ziemię, po której zaczęliśmy się tarzać śmiejąc się głośno.
- Postawię ci nawet dwie! - stwierdziłem z ogromnym uśmiechem zaczynając ją łaskotać.


<Irma? :3 Mam nadzieję, że sie podoba xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)