poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Marceline C.D Esmeraldy

Esmeralda, dziewczyna, która stała się moim aniołem stróżem przez ostatnie godziny, naprawdę dokonała cudu – nie dość , że zapomniałam o zbliżającym się zebraniu w sprawie mojej rzekomej ,,kradzieży”, to jeszcze świetnie się bawiłam. Choć nie pisnęłam ni słówkiem o powodzie mojego wcześniejszego płaczu, dziewczyna nie naciskała, bym jej o wszystkim opowiedziała. Po godzinnej przejażdżce skierowałyśmy się do jej pokoju, gdzie spędziłyśmy czas z jej kociakiem, a także – testując nowe kolory lakierów, które Esmeralda zakupiła dzień wcześniej. Wybrałam perłowy kolor, który raczej nie przykuwał aż tak dużej uwagi, natomiast fioletowowłosa pomalowała swe paznokcie neonowym odcieniem różu. Następnie ułożyłyśmy się wygodnie na kanapie, ja z kociakiem na kolanach, a Esmeralda z paczką chipsów. Obejrzałyśmy japoński horror, który mnie osobiście wprawił w zachwyt, moją towarzyszkę natomiast… uśpił. Napisałam naprędce liścik, nie chcąc jej budzić, i wymknęłam się z pokoju, gdyż było już dosyć późno. A jutro… Jutro czekało mnie wyzwanie. Wiedziałam, że dostanę list z wytycznymi, gdzie mam się stawić, jeszcze przed pierwszymi zajęciami. Po umyciu się i pobieżnym przejrzeniu komórki położyłam się do łóżka, przewidując, że będzie to długa noc… Nad ranem, jeszcze przed oficjalną pobudką, zauważyłam, jak ktoś wsuwa kopertę pod drzwi. Wstałam gwałtownie i złapałam za list – jednym ruchem ręki rozdarłam kopertę i zaczęłam szybko czytać. Dyrektorka nakazała mi pojawić się przed obiadem w jej gabinecie, gdzie także będą przedstawiciele rady rodziców oraz rady uczniowskiej. Z ogromnym bólem brzucha, przeczekałam czas aż do pierwszych zajęć, na których pojawiłam się nieco spóźniona. Esmeralda, choć w innej grupie, najwidoczniej także się spóźniła i natknęłam się na nią w stajni.
- Och, cześć – przywitała się wesoło, czyszcząc jednego z ogierów.
- Hej… - odparłam markotnie, mimo że próbowałam ukryć swój przygnębiony nastrój.
- Coś się znowu stało? – zapytała, tym razem zatroskanym głosem. Przestała wyczesywać konia, na co ten zarżał niezadowolony, i podeszła bliżej mnie.
- Nie… Tak – próbowałam powstrzymać znów cieknące po moich policzkach łzy. Starłam je wierzchem dłoni i… opowiedziałam wszystko. Dziewczyna nie marudziła, że spóźnimy się na zajęcia, jedynie słuchała mnie ze skupieniem, co jakiś czas dodając swoje uwagi. Po skończonej historii oparła się, zamyślona, o najbliższy boks. Nie potrafiłam odgadnąć jej wyrazu twarzy… Sama zaczęłam niepewnie przecierać oczy, choć wiedziałam, że już nie dam rady ukryć tego, że płakałam. Miałam już zacząć na nowo oporządzać klacz, na której chciałam ćwiczyć, kiedy dziewczyna niespodziewanie się odezwała:
- Słyszałam kiedyś o podobnym zdarzeniu… I chyba mam pomysł. Według szkolnego regulaminu i innych kruczków zawartych w różnych bzdurnych książeczkach z prawem, możesz wystawić… obrońcę.
- Masz na myśli… Adwokata? – zapytałam, nieco niedowierzając.
- Nie, żaden adwokat nie weźmie takiej sprawy. Ale możesz wybrać kogoś spośród uczniów, kto będzie mógł cię bronić.
Spojrzała na mnie wyczekująco, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Widać było, że ma zamiar utrzeć nosa Carrie i Bridget. A mi się ten pomysł niesamowicie spodobał.
- Zgadzam się, tylko… Kto będzie chciał być moim obrońcą?

Esmeralda? C:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)