czwartek, 15 czerwca 2017

Od Rekera C.D Irmy

No muszę przyznać, że Irma była przyjazną i ciekawą osobą, ale nie zamierzałem wnikać co i jak działo się w jej życiu oraz kogo ma tam za rodziców, bo nie jestem wścibski i mało mnie to interesuje. Byłem jej wdzięczny za radę, bo to faktycznie pomogło no i aż się dziwiłem, że się jej posłuchałem, ponieważ moich starych instruktorów wybranych przez wujka Maksa praktycznie wcale nie słuchałem i robiłem to co sam uważałem za odpowiednie a jak już byłem grzeczny to stwierdzali, iż mamy jakieś święto. Po rundce na torze crossowych jakoś odżyłem po tej całej jeździe do tego miejsca. No nie ukrywam, że zajęło nam to więcej czasu, bo wujkowi zachciało się restauracji a jako iż jest to bardzo bogaty typ nie je w byle jakich miejscach. Boże jak ja się cieszę, że jakoś namówiłem go na jeden z tych tańszych samochodów! Nie chciałem być kojarzony z tytułem kolejnego bogatego dzieciaka co jest zadufany w sobie, bo ja taki w cale nie byłem. Wracając jednak do rzeczywistości to wjechaliśmy właśnie na plac główny akademii i kogo tam zauważyłem? Oczywiście, że mojego wujaszka! "Czy on mi da kiedyś żyć?" - pomyślałem posyłając mu ogromnego ignora, ale kątem oka dostrzegłem jak się uśmiecha i błyszczy tymi swoimi białymi ząbkami. Nie chcąc z nim rozmawiać wróciłem do stajni głównej a Irma chyba poszła zająć się Alkatrasem w stajni prywatnej, bo być może jest to jej własny koń, którego tylko pozazdrościć.
Bez wahania rozsiodłałem Lemon i zacząłem się nią zajmować. Klaczka była bardzo grzeczna więc praktycznie ciągle ją chwaliłem a gdy już skończyłem dałem jej w nagrodzę kostkę cukru. Cóż mam już takie przyzwyczajenie po Franczesku i pewnie łatwo z tego nie wyjdę i klaczy się może ciutkę przeze mnie przytyć. Wszystko zajęło mi z jakieś 30 minut, lecz dla pewności, że wujek sobie poszedł zostałem tu trochę dłużej. Nie miałem ochoty iść na żadną kolację, gdyż głodny wcale nie byłem a ludzi z czasem poznam więc nie ma co się śpieszyć! Kiedy uznałem, iż czas wracać do siebie pożegnałem się z Lemon i ruszyłem jakoś zapamiętaną drogą do domu Akademickiego. "siedemdziesiąt trzy, siedemdziesiąt trzy, siedemdziesiąt trzy" - powtarzałem w myślach patrząc na drzwi gdzie znajdowały się tabliczki z numerami. No w końcu jakoś trafiłem, ale wam mówię tyle tu labiryntów, że można uznać to za dom minotaura, ale jakoś się pewnie z tym wszystkim oswoję tak jak w wielkim domu wujka... Kiedy tylko wpadłem do pokoju od razu wziąłem sobie swoje czyste rzeczy i poszedłem wziąć szybki prysznic. Byłem nieźle rozbudzony więc o spaniu o tej godzinie nie było nawet mowy! Szybko wskoczyłem w nowe ciuchy, które wcale tanie nie były i poszedłem znowu się przejść przy czym może zobaczyłbym coś ciekawego. W pewnym momencie przystanąłem przy jednym z okien by zobaczyć jak słońce zaczyna znikać powoli za horyzontem. "Ciekawe co u siostry" - pomyślałem i miałem już pogrążać się w swoim świecie, ale poczułem kogoś dotyk na ramieniu więc jakoś się otrząsnąłem i spojrzałem na... Irmę! Tak to z pewnością była ona.
- Wybacz, że tak szybko uciekłem do stajni, ale nie chciałem rozmawiać z pewną osobą - rzekłem patrząc cały czas na nią - Smakowała kolacja? - zapytałem z uśmiechem.


<Irma? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)