czwartek, 1 czerwca 2017

Od Holiday C.D Luke'a

Z początku zdumienie nie pozwoliło mi się ruszyć. Czułam jego usta przy swoich, powoli zamknęłam powieki. Nie myśląc o konsekwencjach, przysunęłam się jeszcze bliżej. Mój mózg przestał funkcjonować, moje ciało przycisnęło się jeszcze bliżej. Nie wiem ile to trwało, może nawet objęłam go za szyje, ale w końcu oprzytomniałam. Odsunęłam się gwałtownie. Oboje oddychaliśmy ciężko. Rzuciłam mu zlęknione spojrzenie, po czym odsunęłam się do tyłu.
- Holiday... - zaczął, ale głos mu się urwał. Czułam jak na moją twarz stopniowo wpłynął kolor. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Owszem, podobało mi się, ale czy to w ogóle coś znaczy? W jednej chwili zapragnęłam być sama.
- J-ja... muszę... - zająknęłam się i nie zważając na zdumione spojrzenie Luke'a, pospiesznie zeszłam mu z kolan, szybkim krokiem kierując się do drzwi. Mocno szarpnęłam klamką. Byłam pewne, że gdybym zrobiła to choć trochę bardziej energicznie, upadłaby całkowicie zniszczona u moich stóp, a znając moje szczęście jeszcze musiałabym ją odkupywać. W końcu, po dłuższych staraniach, wyszłam na korytarz i jakby mogłam już spokojnie oddychać, nie zważywszy na to, że w stołówce powietrza było więcej, aniżeli tu. Zsunęłam się na zimną posadzkę po ścianie.
Boże najświętszy, co to do chol**y miało być?! Rozstąp się pode mną ziemio, błagam. Teraz, za chwilę, kiedykolwiek. Zanim ktoś mnie zobaczy. Siedząc na ziemi, nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać krople. Otarłam je szybko, wierzchem dłoni. Pomimo tego, że wiedziałam, iż nikt nie zobaczy mojej chwilowej słabości. Po chwili uniosłam się, otarłam ostatnią łzę i odbiegłam. Czułam się jakbym miała wodę w oczach, co też można było za dość trafne określenie. Droga do pokoju dłużyła mi się strasznie. Miałam wrażenie, że każdy krok pokonuje tak wolno, jak żółw. Pokonując tą samą drogę niemalże codziennie, nie byłam pewna, czy kiedyś spędziłam ją gorzej.
W pokoju, nie zważając na jakieś zbędne ceregiele rzuciłam się na łóżko, zatapiając twarz w cieplutkiej, prawdopodobnie świeżo wypranej poduszce. Na szczęście los się nade mną raz ulitował i tym razem od drzwi do mojego pokoju, aż do mojego łóżka nic specjalnego się nie stało. No, tylko raz się potknęłam, ale to nie jest nic strasznego. Wystarczy tylko popatrzeć na wydarzenia, które działy się wcześniej. Starczy tylko spojrzeć na to, jakie wydarzenia przydarzyły mi się odkąd spotkałam tego przystojnego blondyna, a mimo to, że był to pech, w jego obecności, wszytko to przywoływało uśmiech na mojej twarzy. Wróciłam do moich poprzednich myśli i przestudiowałam je raz jeszcze. Przystojnego? Na te słowa mimowolnie zmarszczyłam brwi, a kąciki moich ust lekko się uniosły. Aha.
Kiedy mój oddech lekko się uspokoił, starając się, żeby następnie wszystko poszło dość gładko, szybko, aczkolwiek ostrożnie zaczęłam schodzić po szczeblach łóżka, trzymając się przy tym kurczowo wszystkich możliwych oparć. Nawet, co z pewną dumą mogłam stwierdzić sobie w myślach, byłam dość zadowolona z tego nowego sukcesu. Pewnie normalnie uczciłabym to chwilą śmiania się, gdyby nie to, że moje myśli w tej chwili zaprzątał nie kto inny, jak niebieskooki przyjaciel, przez którego zastanawiałam się jak można wyrządzić co niektórym długo trwałą krzywdę. Westchnęłam ciężko, opadając na kanapę, która była pierwszym, co jak się składało, najbliższym meblem, na którym mogłabym się położyć. Zamknęłam na chwilę oczy, pewna, że zaraz je otworzę, jednak lenistwo przezwyciężyło nad tym wszystkim i ocknęłam się dopiero, jak mi się zdaje, parę godzin później.
~*~
Przez dobrą chwilę, męczyłam się, żeby otworzyć swoje ciężkie powieki, które lepiły się do siebie, jak para kochanków. Sapnęłam cicho, kiedy się podnosiłam do pozycji siedzącej. Moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do ciepłego, w odcieniach pięknego pomarańczu promieni słońca, które wpadały przez uchylone okno. Takie pory dopiero się zaczynały. Tyle miesięcy czekałam, żeby mroźna zima, przemieniła się w piękną wiosnę.
Kiedy lepiej przyjrzałam się pomieszczeniu, które teraz wyglądało piękniej niż dotychczas, uświadomiłam sobie, że coś, albo raczej ktoś siedzi na parapecie. Musiałam się lepiej przyjrzeć, żeby zdać sobie sprawę kto to taki, ponieważ mój wzrok był nadal dość rozmazany po śnie. Obok mojego okna siedział nie kto inny, jak Luke, który patrzył wprost na mnie.
- C-Co tu robisz? – mruknęłam cicho, zastanawiając się, jakim prawem on tu wszedł. Nikt nie otworzył mu drzwi, na pewno, ponieważ nikt nie mieszkał tu oprócz mnie, odkąd wyprowadziła się stąd Helenka. No dobra, w międzyczasie przyszła jeszcze Sophie, ale ona szybko czmychnęła, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że był tu nieproszonym gościem.
< Kochanie? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)