wtorek, 20 czerwca 2017

Od Lily C.D Callum'a

Sprawnie obróciwszy się na pięcie, pognałam czym prędzej do akademika by przygotować jeszcze jakieś sensowny posiłek na nasze oczywiście nie celowe opuszczenie zajęć teoretycznych. Wakacyjna atmosfera panująca w Akademii wdała się we wszystkich i szczerze mówiąc mało kto się pojawiał na jakichkolwiek godzinach. Nawet z jazdy. Zirytowani tym karygodnym zachowaniem instruktorzy również chwilę później biegali po całej Akademii, szukając uciekinierów, jednak zanim większa część grupy się zebrała, okazywało się, że czas przeznaczony na lekcję minął. Nagle nad jeziorem stało się tłoczno, już nie wspominając o plaży.
Pod wpływem delikatnego ruchu nóż równomiernie rozprowadzał ciemno czerwoną konfiturę zapewne z truskawek po kromce jasnego chleba. Kolejna kanapka dostała swój własny kąt w zwykłym, pomarańczowym pudełku i sąsiadując z bananem i czekoladą została schowana za przykrywką.
— Coś specjalnego przygotowujesz? — zapytał znajomy mi głos. Wzdrygnęłam się, czując na karku ciepły oddech chłopaka. Powoli się obróciłam, by zatopić się kolejny raz w jego oczach. Były takie cudowne. Jego duże dłonie powędrowały na moją talię, gdy moje zaszły na jego barki.
— Jeśli kanapki są dla Ciebie kolejnym arcydziełem francuskiej kuchni, to tak — odparłam, wciskając w jego klatkę plastikowe pudełko. Cicho się zaśmiał i poszedł w stronę sporego telewizora w salonie.
— Co zamierzasz robić? — zapytałam przez ciekawość, która zawsze mnie wypalała od środka i oparłam się dłońmi o tył szarej kanapy. Samą kanapę zajmował Callum i majstrował na niej przy konsolach podłączonych już wieki temu do ekranu.
— Jak to co? Grać!
Z moich ust wydobył się cichy śmiech na widok zafascynowania chłopaka, który ciągle się zamieniał albo w mężczyznę, albo w chłopca. Tym razem zdecydowanie przypominał mi chłopca szalejącym z radości z nowej gry o piłce nożnej. Jednak teraz widocznie coś się zmieniło, gdyż zamiast podobnie szmaragdowej, równiusieńkiej trawy boiska, pojawił się surowy bunkier, a na ekranie zawitał młody mężczyzna z pistoletem i nożem w ręku.
Obserwując dalsze poczynania Callum'a, zaczynałam rozumieć o co właściwie w tym chodziło. Wkrótce, zaproszona do wspólnej rywalizacji założyłam się o bardzo głupią rzecz.
— Jeżeli wygram... To jedziesz ze mną nad morze, a jeżeli przegram... — zawiesiłam na chwilę głos w ustalaniu zakładu, by chłopak mógł wypowiedzieć życzenie.
— To przez cały tydzień będziesz robić to, co sobie zażyczę. Bez najmniejszego zawahania.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy, marszcząc brwi, nadal się zastanawiając nad zakładem, jednak nie pozostawał mi duży wybór, a opcja wycofania się nie wchodziła w grę. Przechodząca akurat obok Naomi "przecięła" nasze dłonie oplatające się i powróciliśmy tym razem obydwoje do rozgrywki, czując przy sobie obecność nowo przybyłych znajomych, którzy zaciekawieni zajęli wygodnie miejsca w fotelach, a ci z mniejszym szczęściem również się ułożyli na jasnym dywanie w wzory. Moje szanse oczywiście cały czas diametralnie malały, kiedy ja dopiero nabierałam pierwszej praktyki, a mój rywal już wprawiał się w mistrzostwo.
Walka była zacięta i żadne z nas nie zamierzało się poddać. Zirytowana rosnącymi niczym drożdże punktami u Callum'a, coraz mocniej i szybciej wpychałam przyciski, nawet nie zwracając większej uwagi jakie to. Strzelałam na ślepo, nawet nie zwracając uwagi czy zabijam chłopaka, czy zombie. W końcu mrugający w prawym rogu zegar odliczający czas, dał znać, że nadszedł koniec rywalizacji, oraz, że miałam okazję właśnie przegrać.
— Bez komentarza... — mruknęłam, odkładając czarną konsolę na świerkową półkę.
— To jak? Przelecisz się po kawusię dla mnie? — uśmiech Callum'a wstąpił na jego twarzyczkę niemal zaraz po tym, jak miałam okazję spiorunować go wzrokiem.
— Tak mój Panie — wykonałam teatralny ukłon z przekąsem i zwróciłam się ku kuchni do ekspresu. Bądź, co bądź, musiałam w końcu się z tym pogodzić. Zostałam jego służką na cały cholerny tydzień.

~*~

— Ach, jak miło, że jest już dwudziesta pierwsza, a jest jeszcze jasno — zwróciłam się do Callum'a, łobuzersko uśmiechającego się w moją stronę.
— Pojedziemy najpierw nad jezioro, by coś zjeść, a później się zobaczy — przedstawił plany na najbliższą noc.
— Oczywiście.
Czas w samochodzie nie należał do najdłuższych, ale i ten czas został dobrze wykorzystany na rozmowy. Tematy brane kompletnie losowo okazały się całkiem zabawne. Oglądając to raz krajobraz za szybą, to patrząc na sylwetkę Callum'a.
— Uroczo wyglądałeś w tym kucyku — marudziłam, prosząc, by móc zrobić go jeszcze raz. Różowa gumeczka idealnie się komponowała z jego włosami.
— Nie ma mowy — odchrząknął, próbując przybrać poważniejszej postawy, jednak oboje wiedzieliśmy, że to nie wyjdzie.
Samochód zatrzymał się kilkanaście metrów dalej od pomostu. Nie czekając dłużej, już zasiadając na czerwonym kocu, otworzyliśmy pierwszą szklaną butelkę z rubinowym winem, upijając coraz to większe łyki.

Callum?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)