niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Any C.D Ivara

- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam, wchodząc z Paris na parkur. Pan Rose, z którym mieliśmy dzisiaj jazdę skokową na specjalną prośbę mojej grupy, machnął tylko na mnie ręką.
- Wsiadaj i możemy zaczynać - powiedział, regulując jednocześnie wysokość krzyżaka ustawionego na linii środkowej.
Szybko wskoczyłam na siodło. Przyłożyłam łydki do boków Paris, na co klacz ruszyła żwawym stępem. Nakierowałam ją na ścianę i rozpoczął się trening.
Po kłusie rozprężeniowym zaczęliśmy prace w galopie. Pan Rose zaproponował kilka ćwiczeń, które wszyscy po kolei wykonywaliśmy. Instruktor każdemu jeźdźcowi zwracał uwagę na popełniane przez niego błędy, a także tłumaczył, jak je poprawić.
Gdy każdy wykonał zadane ćwiczenie w miarę jego możliwości poprawnie, zaczął się właściwy trening skokowy.
Na początek mieliśmy do przeskoczenia pojedynczy, ok. 0.5 metrowy krzyżak, który pan Rose ustawiał, gdy wchodziłam na parkur. W narożniku zagalopowanie, galop po lini prostej, skok ze zmianą nogi, galop do narożnika ze zmianą kierunku i tam - kłus. Po kilku turach, gdy ćwiczenie wychodziło już płynnie, pan Rose zwiększył nieco wysokość krzyżaka. Pięć skoków później nadszedł czas na szereg po ukosie: 0.5m stacjonata, następna w odległości czterech foule, ostatni niewielki okserek bezpośrednio po niej.
Paris chodziła jak w zegarku. Na koniec jazdy zaczęłam nawet rozważać zmienienie mojej potencjalnej specjalizacji na skoki, jednak zaraz zmieniłam zdanie, gdy na ostatniej przeszkodzie, jaką mieliśmy przeskoczyć, klacz wyłamała. Omal nie spadłam z siodła, udało mi się jednak (cudem) utrzymać.
- Ana, jak mogłaś?! - usłyszałam z drugiej części placu głos pana Rose. - Teraz musisz to z nią powtórzyć, bo będzie nieznośna na następnej jeździe.
No więc powtórka. Tym razem Paris przeskoczyła pierwszą stacjonatę, za to wjechała w drugą. Kolejna powtórka. I kolejna, gdy klacz ostatecznie przeskoczyła cały szereg, jednak z oporami i użyciem sporej ilości pomocy na raz z mojej strony.
Po zakończonym treningu, kłusie i stępie końcowym, zaprowadziłam klacz do boksu i rozsiodłałam ją. Zebrałam swoje rzeczy, odniosłam do siodlarni, żeby nie biegać do pokoju i z powrotem. Położyłam wszystko przy rzędzie Expresso.
Niemal punktualnie o umówionej godzinie wyszłam przed stajnię. Zobaczywszy, że Ivara jeszcze nie ma, usiadłam zgrabnie na koniowiązie.
Przyszedł pięć minut później.
- Przepraszam za spóźnienie! - wysapał, ledwo łapiąc oddech po, jak zakładałam, szaleńczym biegu z akademika.
Spojrzałam na zegarek, zapięty na moim lewym nadgarstku.
- W zasadzie się nie spóźniłeś - powiedziałam, nieco rozbawiona. - Jest za dwie osiemnasta.
Chłopak podniósł na mnie wzrok, nieco zaskoczony.
- No mniejsza - rzuciłam, zanim zdążyła się z tego rozwinąć jakaś krępująca sytuacja. - To co, idziemy zwiedzać? - zaćwierkałam, zeskakując z koniowiązu. Ruszyłam w kierunku stajni. Po chwili wahania Ivar ruszył za mną. - Zacznijmy od tego, co najważniejsze, a zarazem znajduje się najbliżej: stajnia z naszymi akademickimi końmi - wyszczerzyłam się do niego, rzucając spojrzenie ponad ramieniem. - Nie ma sensu przedstawiać ci każdego kopytnego z imienia, bo boksy są podpisane.
Chłopak cierpliwie wysłuchał mojej wesołej paplaniny, gdy przechodziliśmy kolejno przez wszystkie trzy pomieszczenia dla koni. Dalej pokazałam mu siodlarnię, myjki i solarium. Potem zaciągnęłam go do karuzeli i lonżownika znajdującego się w jej centrum. Następnie przyszła kolej na plac, parkur i dużą halę.
- Mamy jeszcze tor wyścigowy - powiedziałam, balansując na leżącym na piasku hali pojedynczym drążku. - Jeśli chcesz, możemy się do niego pofatygować, ale jest dość spory kawał drogi stąd.

Ivar? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)