niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Ivara C.D Any

Spotkanie z tą dziewczyną napełniło mnie przekonaniem, że nie pasuję tutaj. Całkowicie. W każdym, może prawie każdym calu. Wszyscy byli tacy otwarci, ciepłolubni i rozluźnieni. Sam na pewno się taki stanę, ale dopiero wtedy, jak odpocznę po podróży. I zaszyję się na jakiś czas w swoim pokoju. Zerknąłem w stronę, jaką wskazywała, po czym skinąłem głową. Rzeczywiście, do budynku prowadziła wydeptana ścieżka, którą postanowiłem obrać za swoją trasę. To za chwilę, miałem jeszcze tyle pytań, na których brakowało odpowiedzi.
Ana jednak już odeszła, prowadząc swojego konia, przez ramię rzucając jakiś tekst. Co to do końca było, nie miałem pojęcia. Nie skupiłem się na tym. A co jeśli to kiedyś uratuje moje życie? Ehh, muszę popracować nad moim skupieniem. Tego nie dało się zrzucić na chorwacki klimat, ponieważ takie momenty zawieszenia miałem stosunkowo często. Jak to się mówi: "Bywa".
Odwróciłem się, chcąc iść już w stronę budynku, kiedy usłyszałem rżenie. Tak, rżenie w akademii jeździeckiej to, zaiste, rzadkie wydarzenie. Zerknąłem w stronę źródła głosu. Był nim pstrokaty rumak, stojący pod płotem i unoszący dumnie głowę. Całym ciałem mówił, że coś chciał. Zapewne marchewki. Wzruszyłem ramionami przepraszająco, chcąc dać zwierzakowi do zrozumienia, że niestety ode mnie niczego nie może w tej chwili dostać, a następnie podjąłem porzuconą drogę. Jakoś udało mi się dotrzeć do akademika, a nawet znaleźć swój pokój. To cud. Zgubiłem się zaledwie dwa razy.
Będę musiał rozrysować sobie całą trasę w najbliższym czasie, kiedy będę bardziej ogarnięty. Pchnąłem barkiem drzwi do pokoju numer dwadzieścia, gdyż ręce miałem zajęte bagażami. Już miałem się cieszyć chwilą ciszy i spokoju, gdy nagle rozległ się głośny skrzek. Prawie zapomniałem przez to wszystko o Maxie!
Rzuciłem swoje rzeczy na podłogę, podszedłem do klatki, którą musiano przynieść przed moim przybyciem, a następnie wziąłem papugę na swoją dłoń. Kakadu rozłożyło radośnie skrzydełka, swoim małym języczkiem, wijącym się jak robak, oblizując dziób.
-Haaai. - Oznajmił, dołączając do przywitania typowy, papugowy świergot. Z uśmiechem pogłaskałem go palcem po główce.
-Też się cieszę, że cię widzę, mały. - Pocałowałem go w dziób, a następnie postawiłem na biurku i rozpakowałem się. Ptak uparcie za mną podążał, zrzucając rzeczy na podłogę i szukając zabawek. Dopiero kiedy otrzymał ulubione, plastikowe żołnierzyki, oddał się radosnej destrukcji.
Uporałem się ze wszystkim, nim nadszedł termin spotkania. Nie chciałem się spóźnić, chociaż, znając moją osobę, jest to bardziej niż prawdopodobne.
Zwłaszcza, że zamknięcie Maxa na powrót w klatce graniczyło z cudem. Po długiej walce, mogłem w pośpiechu założyć płaszcz i wybiec z akademika. Pognałem w miejsce, gdzie spotkałem wcześniej Anę. Zatrzymałem się przed nią, łapiąc oddech.
-Przepraszam za spóźnienie! - oznajmiłem, nawet nie spoglądając na zegarek. Miałem po prostu pewność, że przybyłem kilka lub kilkanaście minut za późno. Po prostu wiedziałem.

<Ana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)