środa, 4 kwietnia 2018

Od Oriane C.D Riley

-Napijesz się czegoś?- Na to pytanie podskoczyłam w miejscu i spojrzałam na koleżankę, delikatnie się uśmiechając
- Pewnie.- Odpowiedziałam cicho patrząc na koleżankę, która zaczęła wymieniać różne napoje. Lekko zakłopotana wybrałam czarną herbatę, dziewczyna delikatnie skinęła głową i  zabrała się za robienie mi picia. Zamyślona spoglądałam w okno cały czas myśląc o Wirtuozie... Ostatnimi czasy dziwnie się zachowuje, nie wspominając o tym, że zaczyna być narowisty i opryskliwy.  W ten sposób odpłynęłam przypominając sobie o różnych sytuacjach, które miały miejsce w tym miesiącu. Nadzieja nie sprawiała mi żadnych kłopotów. Na szczęście. Zamyślona wkrótce nieświadomie zasnęłam, byłam już tym wszystkim zmęczona i może nieco podirytowana.
~~~
Podskoczyłam gdy tylko budzik w moim telefonie zadzwonił i zaczął irytować mnie swoim dźwiękiem, mojej koleżanki nie było... Gdy tylko spostrzegłam że zasnęłam w jej pokoju zrobiło mi się niesamowicie głupio. Westchnęłam ciężko i postanowiłam wreszcie wstać idąc do stajni wcześniej pisząc liścik z przeprosinami. Zajrzałam do boksu młodego, który niespokojnie plątał się po boksie, nie wiem czemu ale poczułam nagłą irytację i chęć rzucenia tego wszystkiego i wyjechania w Bieszczady.
-Uspokój się! -Warknęłam takim tonem, aż siwek znieruchomiał przyglądając się mi z bezpiecznej odległości zza krat boksu. Chwyciłam lonżę znajdującą się obok i przyczepiłam do jego kantaru ignorując fakt, że ogier zrobił się niespokojny i zaczął kopać boks, kiedy chwyciłam też bat przez co Wirtuoz wręcz wybiegł z boksu wywracając mnie i biegnąc w kierunku lasu. Niestety moje darcie twarzy tylko pogorszyło sprawę, gdyż ogier jedynie przyspieszył zmuszając mnie abym puściła lonżę. Dopiero kiedy stukot kopyt się oddalił zrozumiałam swój błąd ubrał cierpliwości do pracy nad tak młodym zwierzęciem, które łatwo byłoby zepsuć.
Podniosłam się obolała i zaczęłam nawoływać konia, który niestety już dawno zniknął z mojego pola widzenia.
Na szczęście moje krzyki usłyszał ktoś inny...Riley. Biegła w moim kierunku z panią Rose, obie były naprawdę przestraszone. Wyjaśniłam im o co chodzi, a właścicielka Akademii zamyśliła się.
-Na jakiś czas zajmie się nim pan Bythle.-Oznajmiła, a moje oczy rozszerzyły się przerażone.
-Pan Bythle?! Ale on go zepsuje do szpiku kości!-Zawołałam płosząc ptaki w lesie. Naprawdę wolałam się użerać z dumą młodziaka, niż później mieć z nim jeszcze więcej problemów.
-Oriane nie radzisz sobie z nim. -Stwierdziła podnosząc brew ku górze. Niestety pani Rose miała rację, ale na pewno istniały lepsze rozwiązania niż mój instruktor ujeżdżenia. Westchnęłam ciężko nic już nie mówiąc i spojrzałam na swoją koleżankę.
-Idę go szukać. -Odburknęłam i pobiegłam w tym kierunku gdzie niedawno widziałam sylwetkę Wirtuoza.
-Oriane! Czekaj!- Usłyszałam za sobą.

<Riley? Wybacz że tyle musiałaś czekać i że jest to krótkie ale czasu i weny brakło :c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)