niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Any cd. Riley - zadanie 1

Riley wskazała drogę, która prowadzić miała do celu naszej wycieczki krajoznawczej. Klacze ruszyły niespiesznym stępem, nakierowane przez nas na ledwo widoczną ścieżkę między drzewami. W czasie jazdy zrobiłam jeszcze kilka zdjęć pięknych kwiatów, a także jadącej przez większość czasu przede mną Riley. Akurat, gdy skupiałam większość swojej uwagi na ustawieniu ostrości na jednym z mijanych przez nas, obsypanym kwiatami drzewie, Expresso nastąpnęła na gałąź. A ta pękła z głośnym trzaskiem pod jej kopytami. Na całe szczęście zdążyłam wrócić ciężarem ciała w siodło, zanim klacz odskoczyła wystraszona na bok... Prosto w jakiś krzak. Zderzenie z koniem spowodowało wytworzenie się całej kakofonii pękająco-szeleszczących dźwięków, które to jeszcze bardziej podenerwowały karoszkę. Odbiła się przednimi kopytami od ziemi, aby zaraz powrócić do poprzedniej pozycji niezdecydowana, czy stawać dęba, czy jednak nie. Ostatecznie postanowiła zrobić jedynie zgrabny skok w bok, uciekając jak najdalej od przerażającej rośliny, o mało co nie wysadzając mnie z siodła.
- Wszystko w porządku? - zawołała zdenerwowana Riley, zatrzymując Mel w poprzek ścieżki, żeby utrudnić Expresso potencjalne rzucenie się przed siebie na ślepo galopem.
Skinęłam niepewnie głową, czym prędzej chowając aparat do torby. Mała Czarna nerwowo spoglądała na pechowy krzak.
- Możemy jechać - powiedziałam, już niemal całkiem spokojna. - Podobno tak ma. Gdyby sprawiała jeszcze jakieś problemy, zejdę z siodła i spróbuję ją przeprowadzić.
Przyjaciółka skinęła niepewnie głową i dała znak karej do ruszenia. Expres wahała się chwilę, zanim zdecydowała się minąć roślinę. A gdy już to zrobiła, wykonała wielki sus, niemal zrównując się z Melindą, byleby jak najszybciej minąć obiekt wywołujący w niej przerażenie.
- Dziwnie zareagowała - zauważyła Riley.
- To po części moja wina - wzruszyłam ramionami, chociaż dziewczyna nie mogła tego widzieć. - Gdybym skupiła się na niej, zamiast na aparacie, pewnie bym...
Zanim zdążyłam skończyć, spod kopyt Expresso wzbił się w powietrze niewielki ptak. Wróbel może. Ale podenerwowanemu koniowi wystarczyło.
Expresso zadębowała, zupełnie mnie tym zaskakując, przez co zsunęłam się nieco po siodle. Gdy tylko stanęła wszystkimi czterema kopytami na ziemi, ruszyła z miejsca galopem, nie dając mi czasu na poprawienie pozycji, skutkiem czego, gdy zmieniła kierunek i wjechała między drzewa, wylądowałam na ziemi. Na moje szczęście trafiłam na dość miękką kępę mchu i różnorakich roślin zielonych.
Niemal od razu po upadku podniosłam się, jednak Czajnik zdążyła już zniknąć z pola widzenia. Westchnęłam zrezygnowana, wyciągając z włosów pojedynczą gałązkę i rzucając ją na ziemię.
Zrozumiawszy, że szybko klaczy nie znajdę, skierowałam swoją uwagę na Riley, która właśnie zeskakiwała z Mel. Pomachałam jej, dając znać, że żyję, po czym ruszyłam w kierunku szlaku.
- Jeszcze mnie nie zabiła - poinformowałam, doczłapawszy do przyjaciółki. Zgięłam się w pół, opierając ręce na kolanach, chcąc złapać oddech. - Expresso nawiała - dodałam, zupełnie niepotrzebnie.
- Znajdziemy ją - uspokoiła mnie Riley. - Pewnie jest bliżej, niż nam się wydaje, tyle tu młodych drzewek, że mogły ją zasłonić...
Jak się okazało, gniada nie była niedaleko. Ale za to my byłyśmy niedaleko plaży, do której kilka minut później doszłyśmy.
- A jeśli jej nie znajdziemy...? - zaczynałam już panikować.
- Znajdziemy - brunetka robiła wszystko, co w jej mocy, żeby załagodzić emocje. - Niedługo się zmęczy i zacznie szukać towarzystwa najbliższego konia, którym pewnie będzie Melinda.
Czajnik faktycznie znalazła nas jakiś czas później. Siedziałyśmy z Riley niemal przy samej linii wody, gdy poczułam na karku ciepły oddech. Na moje usta momentalnie wypłynął szeroki uśmiech.
- Expresso - z moich ust wydobyło się pełne ulgi westchnięcie. Odwróciłam się powoli do klaczy, jedną ręką zaczęłam gładzić po chrapach, a drugą złapałam wodze. Mała Czarna była cała mogra od potu. Widocznie nieźle się wybiegała. Przynajmniej nie powinna robić problemów w drodze powrotnej... - Ostatni raz zabieram cię na tak długo teren, masz to u mnie jak w banku. Nie uśmiecha mi się następna krzakoterapia...
- Musimy już wracać, jeśli chcemy zdążyć przed zmrokiem - usłyszałam spokojny, może nieco rozbawiony po mojej uwadze, głos Riley. Dziewczyna wstawała właśnie z piasku, otrzepując spodnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłała mi promienny uśmiech. - Mówiłam, że się znajdzie.
Skinęłam głową, również z uśmiechem rozjaśniającym oblicze. Sunąc ręką po szyi Expresso, podeszłam do siodła i zgrabnym ruchem ponownie na nią wsiadłam. Klacz parsknęła zadowolona.
- Mam nadzieję, że z powrotem obędzie się bez żadnych epizodów - zażartowałam, zawracając konia. - W razie czego wrócisz z Mel do Akademii i przyjedziesz po mnie samochodem, bo na piechotę nie uśmiecha mi się wracać - wyszczeżyłam do dziewczyny zęby w uśmiechu.

Riley? :3

20 punkcików ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)