piątek, 6 kwietnia 2018

Od Riley CD. Any

- Jasne, chodźmy - szybko odstawiłam puste już kubki do zlewu, po czym przywołałam do siebie Nilay'a.
- Poczekaj chwilę... - Ana zajrzała pod stół, lekko poruszając nogą - Ghost, budzimy się, chciałabym wstać... - zachichotała dziewczyna, starając się wyswobodzić swe nogi spod ciężaru futrzaka, któremu najwyraźniej było bardzo wygodnie na stopach właścicielki i nie zamierzał się nigdzie ruszać.
- Może jeśli chce to niech sobie śpi, w sumie nie wychodzimy na długo... - podrapałam się po głowie, zarzucając czarną bluzę.
- Nie, lepiej nie, bo jeszcze coś nabroi jak nas nie będzie - pokręciwszy przecząco głową, koleżanka klasnęła w dłonie - Ghost, wstawaj! Spacer!
Tego słowa pies nie zignorował. Husky podniósł pysk, energicznie merdając puszystym, wciąż nieco wilgotnym ogonem. Wpierw udałyśmy się (a właściwie udaliśmy, biorąc pod uwagę Ghost'a i Nilay'a) w stronę piaszczystego placu, zaraz potem minęłyśmy parkur i weszłyśmy do hali zamkniętej, a na sam koniec zostawiłyśmy sobie tor wyścigowy, gdzie ćwiczyli akurat jacyś uczniowie. Przez pewien czas stałyśmy przy drewnianej barierce, obserwując dziko pędzące przed siebie rumaki. Korzystając z okazji pstryknęłam im parę fotek.
- Jeśli chcesz, możemy jeszcze odwiedzić lonżownik i karuzelę, albo wybrać się na plażę - zaproponowałam zerkając to na Anę, to na aparat - Które twoim zdaniem lepsze? To czy to? - podałam jej niewielką kamerę.
- Chyba to drugie, na pierwszym obraz trochę się zamazał, widzisz? - dziewczyna przejechała palcem po ekraniku urządzenia - ... a na plażę bardzo chętnie się wybiorę, ale to raczej spory kawałek stąd...
- Przecież zawsze możemy wziąć konie - wyszczerzyłam się od ucha do ucha, chowając aparat do torby - To co? Może pojedziemy tam jutro?
- Okey, tylko muszę jeszcze wybrać sobie dobrego konia do jazdy.
- Hm, mówiłaś że masz już jednego na oku.
- Tak, ale którego dokładnie to przekonasz się jutro - Ana posłała mi tajemniczy uśmiech, po czym zagwizdała do pupila, który właśnie znalazł sobie nowe zajęcie - obgryzanie mokrego patyka, wyciągniętego przed chwilą z kałuży.
Cała reszta dnia upłynęła nam bardzo przyjemnie. Między dziewiętnastą a dwudziestą, każda z nas powędrowała do siebie.
***
- Ril, Ril, Riiiil... - chrobotliwy głosik, nachalnie wyrywał mnie ze snu, za każdym razem, gdy udawało mi się zmrużyć oczy.
- Nili, daj rzesz pospać! - wysyczałam przez zęby, nakrywając głowę poduszką. Niestety, nie przyniosło to zamierzonego efektu. Widząc brak reakcji z mojej strony, stworzenie zaczęło się drzeć jeszcze głośniej niż wcześniej, w efekcie zmuszając mnie do szybkiego rozbudzenia się.
Zaspana ściągnęłam telefon z szafki, zerkając na godzinę. Dochodziła dopiero dziewiąta. Ładna mi niedziela, eh. Wciąż nieco ospałym krokiem, powędrowałam do kuchni, żeby przygotować pupilowi śniadanie. Kiedy już udało się mu zatkać dziób gotowanym kurczakiem, rozsiadłam się wygodnie w fotelu przy oknie, z kubkiem gorącej kawy w dłoni. O tak, tego było mi potrzeba. Zaraz po śniadaniu, pomknęłam do łazienki, by przygotować się do wyjścia. Z racji tego, że o tej porze nie miałam jeszcze w planie żadnej przejażdżki, narzuciłam ciuchy codzienne mianowicie szary sweter, jeansy i bluzę z kapturem. Chyba wypadałoby zajrzeć do Meli i sprawdzić czy znowu czegoś nie zbroiła. Ostatnimi czasy nauczyła się otwierać boks, przez co już wielokrotnie dostałam reprymendę od pani Rose, bo czarna dorwała się do owsa. Idąc wąską, wydeptaną ścieżką dostrzegłam parę metrów dalej znajomą sylwetkę.
- Cześć Ana! - pomachałam do dziewczyny, zmierzając w jej stronę.

Ana? Przepraszam że musiałaś tyle czekać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)