poniedziałek, 19 lutego 2018

Od Naomi C.D Louise

Ostrożnie otworzyłam dębowe drzwi, machinalnie wycierając ośnieżone sztyblety o dywanik. Zlustrowałam wzrokiem wnętrze pokoju, Esma leniwie rozciągała się na łóżku, a reszty dziewczyn dziwnym trafem nie było.
- Gdzie mi wchodzisz w tej kurtce! - wrzasnęła tęczowowłosa, mrożąc mnie, chyba niepotrzebnie, wzrokiem. Rzeczywiście, moje ubranie siarczyście kapało, nie szczędząc czystej jeszcze przed chwilą podłogi. Westchnęłam głęboko, plując sobie w brodę, iż dzisiaj według dokładnie rozrysowanego harmonogramu wiszącego na ścianie sprzątanie przypada mnie.
Po misternym ułożeniu wszystkich mokrych rzeczy na kaloryferze zdecydowałam ogarnąć całą moją osobę - była dopiero siódma wieczorem, zostało mi więc jeszcze kilka ładnych godzin do spoczynku. Włożyłam na siebie szarą, nierozpinaną bluzę z kapturem, czarne, ciepłe dresy, a niesforne kosmyki włosów upięłam w niechlujnego koka. Nie mając już więcej chęci do życia, rzuciłam się na łóżko, w locie łapiąc smartfona. Zaczęłam ślamazarnie przeglądać media społecznościowe, mając nadzieję na nagły przypływ weny. Nie musiałam długo szukać - na głównej stronie Instagrama zobaczyłam filmik ukazujący proces przygotowania fondanta czekoladowego, który wywołał u mnie nie tylko nagłe burczenie w brzuchu, co chęć zrobienia swojego deseru.
Zbiegłam na dół, nie obdarzając żadnym spojrzeniem zdziwionych chłopaków. Kiedy znalazłam się już w kuchni, zebrałam z szafek wszystkie potrzebne składniki - nie było tego dużo, do na pozór prostego przepisu potrzeba było tylko gorzką czekoladę, masło, jajka, cukier i mąkę. Kiedy szukałam jeszcze foremek, usłyszałam znajomy mi już głos:
- Ty już w kuchni?! Co robisz?
- Fondanta. Chodź, pomożesz mi - zaciągnęłam zdezorientowaną Louise do kuchennego blatu. - Ty rozpuścisz czekoladę, a ja przygotuję masę z jajek, cukru i mąki.
Dziewczyna po krótkich negocjacjach (jedna cała porcja dla niej) zaczęła wykonywać wskazane przeze mnie czynności, ciągle przerywając daleko idącą rozmową. Ja także wzięłam się do pracy.
Po ostatnim zmiksowaniu na jednolitą masę rozlałyśmy ją do foremek. Następnie przez niecałe 10 minut w niespokojnym oczekiwaniu sterczałyśmy przed piecem. Gotowe ciastka ostrożnie przełożyłyśmy na talerzyki i oprószyłyśmy cukrem pudrem.
- Mmm, co to za zapach? - do pomieszczenia wkroczył Will, a widząc fondanty w ostatnich poprawkach...
- NIE, ZOSTAWCIE NASZE DESERY! - krzyknęłam zaciekle, ale było już za późno - chłopak zwołał swoich przeciwników w niedawno skończonej grze. Szybko ściągnęłam z blatu dwie salaterki i tylko te udało nam się uchronić przed zgubą w żołądkach głodnych graczy.
- Cóż... Przynajmniej spróbujemy - uśmiechnęłam się ironicznie, podając talerzyk Louise. Usiadłyśmy z boku, przyglądając się zagładą ciastek. Sama zrobiłam kilka fotek wypiekowi i oddałam się jedzeniu.
- Wyszło całkiem smacznie - zaczęłam po skończonej konsumpcji. - Ale szczerze chyba lepiej zdjęcie, niż ciastko.
Obie głośno się roześmiałyśmy. Spojrzałam na bałagan i oczywiście od razu poinformowałam kończących posiłek chłopakom o tym, na kogo spada sprzątanie. Następnie wstałam i odłożyłam naczynie do zlewu, czekając jeszcze z wyjściem na towarzyszkę.

Lou? To.jest.zue.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)