czwartek, 8 lutego 2018

Od Riley C.D Holiday

Przez praktycznie całą drogę powrotną, rozmawiałyśmy na rozmaite tematy i muszę przyznać, że całkiem przyjemnie spędzało się czas z Holly. Może i znamy się jeszcze bardzo krótko i pewnie wieloma rzeczami jeszcze mnie zaskoczy, ale i tak cieszę się, iż udało nam się znaleźć wspólny język. Sympatyczna osoba, jedna z nielicznych, które jako pierwsze odważyły się do mnie zagadać. Dobra, mam świadomość tego, że nie każdy jest duszą towarzyską, tym bardziej że sama do takowych nie należę; aczkolwiek miło jest wreszcie spotkać kogoś otwartego na nowe znajomości.
- Odprowadzę tylko Stara i zaraz przyjdę... - zakomunikowałam szybko, znikając ze srokaczem za drzwiami stajni dla koni do dzierżawy.
Niechętnie wprowadziłam wałacha do boksu. Miałam świadomość tego, iż prawdopodobnie była to nasza ostatnia przejażdżka. Znaczy się, pewnie będę mogła od czasu do czasu do niego zaglądać, ale to już nie będzie to samo. Trochę (no dobra, bardzo) się do niego przywiązałam przez te zaledwie kilka tygodni. W końcu to Dancing był pierwszym koniem w Magic Horse, którym się zajmowałam. Mogę mieć tylko nadzieję, że następna osoba, której dane będzie dzierżawienie tego łakomczucha, będzie się nim dobrze opiekować. Teoretycznie, już nie mam uprawnień do tego, żeby na nim jeździć, bo Rose wczoraj została poinformowana o zakończeniu dzierżawy, ale jakoś tak czułam, że muszę spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Meli i tak nie jest rannym ptaszkiem i jak znam życie, nadal leniuchuje w swoim boksie.
- Trzymaj się, mały... - poklepałam wierzchowca po szyi, ale Star jak zwykle miał już o wiele ciekawsze zajęcie, niż przytulanie się, bo podczas naszej nieobecności, jeden ze stajennych napełnił jego karmidło świeżą porcją paszy.
Stwierdziłam, że nie będę mu przeszkadzać i powędrowałam do stajni prywatnej.
- Przepraszam, trochę się tam zasiedziałam... - westchnęłam, wchodząc do środka.
- Nic nie szkodzi. I tak musiałam oporządzić Sydney. - odpowiedział mi pogodny uśmiech - Masz tu swojego konia?
- Tak. Chodź, pokażę ci.
Odłożywszy szczoteczkę, Holly podążyła za mną. Po chwili przystanęłyśmy kilka boksów dalej.
- To ona. - uśmiechnęłam się, widząc wielki, czarny łeb wychylający się zza drewnianych drzwiczek - Znowu spryciula kombinuje jak się wydostać...
- Jaka śliczna... - rudowłosa delikatnie pogładziła opuszkami palców chrapę Melindy - Od kiedy ją masz?
- Dopiero czwarty dzień... - odparłam, spoglądając w ciemne oczy zwierzaka - Dostałam ją od wujostwa. Podobno nie ma "potencjału" i stwierdzili, że nie będzie im już do niczego potrzebna, a że nie opłacało im się jej sprzedawać za grosze, postanowili oddać ją mnie. Prawdę mówiąc, ten cały tak zwany „potencjał” to dla mnie absolutna głupota. Wszystko mi jedno, czy Mel nadaje się do wyścigów, skoków bądź ujeżdżenia. I tak nie zamierzam z nią startować w żadnych zawodach, znaczy się... - lekko przygryzłam wargę i szybko się poprawiłam - Oczywiście, chcę, żeby wystartowała w jakichś zawodach, ale nie jest to moim priorytetem. Wolę mieć konia do towarzystwa, nawet jeśli nie jest jakiś specjalnie utalentowany... - zerknęłam na klacz, z trudem powstrzymując śmiech, kiedy zaczęła obgryzać drewnianą ściankę - Ani zbyt inteligentny...
Holly zachichotała cicho, przyglądając się czarnej.
- Wiem, że teraz Sydney jest pewnie zmęczona, ale może później wybierzemy się na jeszcze jedną przejażdżkę? - zapytałam z nadzieją w głosie - Chciałabym żeby Meli się trochę rozruszała. Oczywiście, zrozumiem, jeśli masz inne plany...

Holly?^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)