wtorek, 13 lutego 2018

Od Riley C.D Williama

Obudziły mnie cienkie promienie słońca, przedzierające się przez zasłony. Przetarłszy twarz, przez następne paręnaście sekund siedziałam na łóżku, starając się rozbudzić, po czym zerknęłam zaspana na zegarek. Dochodziła dziewiąta. W sumie miałam wstać dopiero godzinę później, ale skoro już nie śpię, to chyba nie ma sensu leżeć dalej, tym bardziej że dzisiejszy dzień zapowiada się wyjątkowo dobrze. Ranek mijał mi dość spokojnie. Zaraz po szybkim prysznicu i śniadaniu, postanowiłam zajrzeć do Mel. Wypadałoby ją oporządzić przed treningiem. Wolnym krokiem opuściłam swój pokój, kierując się korytarzem w stronę wyjścia, a następnie do paszarni. Z racji tego, że było mi po drodze, przy okazji zahaczyłam o stajnie z końmi do dzierżawy. Dawno nie zaglądałam do Dancing Stara i chciałam zobaczyć, jak się miewa. Srokacz stał grzecznie w swoim boksie, jednak na mój widok od razu się ożywił.
- Cześć, kochany... - uśmiechnęłam się do wałacha, podając mu marchewkowe ciasteczko, które zwierzę pochłonęło w błyskawicznym tempie - Nawet nie wiesz jak miło cię znowu zobaczyć.
Niespodziewanie usłyszałam głośny stukot końskich kopyt. Odwróciwszy wzrok, dostrzegłam sporego gniadosza przy wejściu. Ogier wparadował do środka, zatrzymując się raptownie przy jednym z boksów. Zaraz za nim wbiegł jakiś chłopak, wymachując nerwowo rękoma. Jakbym widziała siebie i Melindę, podczas naszych pierwszych treningów...
- Co ten koń tu robi? Nowy? - właściwie, to nie mam zwyczaju tak się wszystkich czepiać (przynajmniej nie w takich sprawach), aczkolwiek był to jedyny temat, jaki przyszedł mi do głowy i którym mogłabym zacząć rozmowę.
- Nie... - nieznajomy tylko podrapał się po szyi, a na jego twarzy wciąż malowało się zakłopotanie - To mój koń. - dodał po chwili, spoglądając z politowaniem na ogiera. Postanowiłam więcej nie komentować tego całego zajścia, zwłaszcza że do osób ogarniętych w kwestii pilnowania koni, też się raczej nie zaliczam (choć w przypadku niektórych wierzchowców słowo "pilnowanie" graniczy wręcz z cudem, bo i tak prędzej czy później wykombinują jak wydostać się z boksu). Tak czy siak, chłopak wyglądał na trochę zażenowanego obecną sytuacją.
- Całkiem niebrzydki. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem na twarzy, obserwując gniadosza - Jak ma na imię?
- Whisphers... - odparł nowy znajomy, zerkając na mnie podejrzliwie - A ty jesteś...?
- Oj, wybacz. Riley... - szybko podałam mu rękę.
Z tego wszystkiego nawet się sobie nie przedstawiliśmy.
- Will. - chłopak odwzajemnił mój uśmiech - Przepraszam, ale muszę go odprowadzić do stajni prywatnej...
- Okey... - skinęłam głową - W sumie to też tam idę. Muszę przygotować Mel na trening.

Will?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)