Oporządziwszy jednego z miejscowych koni, w miarę szybko i bezproblemowo osiodłałam wierzchowca. Monte (bo tak miał na imię) stał spokojnie, zerkając na mnie kątem oka, gdy zapinałam siodło. Zwierzę było niewiarygodnie spokojne, przynajmniej w porównaniu z szaloną Meli (ta, przy niej każdy koń to aniołek).
- Już jesteśmy! - uśmiechnęłam się do stojącej przed wejściem do stajni dziewczyny.
- Super. Wobec tego w drogę! - rozpromieniła się przyjaciółka, odgarniając z twarzy kolorowe kosmyki włosów, a następnie lekko szturchnęła siwka łydką, dając mu do zrozumienia, że może ruszać. Właściwie nie znałyśmy dobrze tutejszych terenów, aczkolwiek nie przeszkadzało nam to wcale, bo przecież cóż jest przyjemniejsze, niż wycieczka krajoznawcza w miłym towarzystwie? Trochę żałowałam, że nie mogłam zabrać tutaj ze sobą Melindy, która zapewne, gdyby nie była tak bardzo zmęczona po zawodach, hasałaby teraz beztrosko w śniegu. Jakiś czas później, stwierdziłyśmy, iż chce nam się pić, a że nie chciałyśmy tak szybko wracać do Porec, zatrzymałyśmy się na chwilę przy mijanym sklepiku. Przy okazji pozachwycałyśmy się jakimś burym kotem, który najwyraźniej miał nas w tyłku; ale i tak stwierdziłyśmy, że jest wyjątkowo uroczy.
***
- Szkoda, że wyniki ogłaszają dopiero jutro... - westchnęła przyjaciółka, sięgając po słone paluszki - Mam już dość tego czekania.
- Nie ty jedyna. - zerknęłam na smętnie przemieszczającą się po tarczy zegara wskazówkę.
Dochodziła pierwsza w nocy. Cała nasza czwórka rozsiadła się wygodnie na kanapie w pokoju Esmy i Gale'a i przykryci ciepłym kocem, włączyliśmy telewizję. O tej porze niestety mogliśmy trafić tylko na jakiś tandetny horror. Zapewne miał być straszakiem, ale mnie i Esmę doprowadził do śmiechu, a nawet łez, a już w szczególności sceny rzekomego „zaskoczenia”, mające na celu wywołać u widzów dreszczyk emocji, które jak widać, twórcom filmu skutecznie udało się zepsuć, ale ja tam nie narzekałam po zakończeniu seansu, bo, prawdę mówiąc, już dawno się tak nie uśmiałam. Przez większą część filmu, obstawiałyśmy z Esmeraldą, która postać głośniej się wydrze i kogo akurat ukatrupią. Gale'a i Bellamy'ego raczej nie bawiło to, co się działo na ekranie, ale dostali paczkę chipsów i siedzieli cicho. Za każdym razem, kiedy jedna z nas wybuchała głośnym śmiechem, przy okazji nakręcając w ten sposób drugą; któryś z chłopaków zaczynał nas uciszać, choć przynosiło to tylko chwilowy skutek. W sumie to mieli rację. Szczerze wątpię, by ktoś z akademii chciał wysłuchiwać naszych wrzasków w środku nocy. Mimo to było nam bardzo wesoło.
***
Choć położyliśmy się dość późno i tak obudziłam się po dziewiątej. Zaspana przetarłam oczy i zerknęłam na leżącego obok Bellamy'ego, który jeszcze spał owinięty kołdrą. Aż żal byłoby go budzić. Biedak się dzisiaj nie wyspał i była to tylko i wyłącznie moja wina, gdyż zażyczyłam sobie, aby został ze mną dłużej u Esmy i Gale'a. Powoli wyciągnęłam rękę i zaczęłam głaskać go po głowie, przeczesując od czasu do czasu jego czarne, gęste włosy. Chyba nawet tego nie poczuł, bo ani drgnął. Choć nadal ciążyły mi powieki, nie chciałam już dłużej spać. Szkoda dnia. Cmoknęłam chłopaka w policzek i powoli zwlokłam się z łóżka, po czym wolnym krokiem powędrowałam do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę, lub ewentualnie w moim przypadku kawę. Ta, jedyne co może mi dziś dać jakikolwiek strzał energii po nocnym „filmowym maratonie". Swoją drogą, ciekawe co się teraz dzieje u Naomi, Ady i Adeline, bo to im wcisnęłam Nilaya na czas zawodów. Jak znam życie, już zdążył coś nabroić i pewnie mają z nim niezły ubaw. Usiadłam przy stole z kubkiem gorącej kawy w dłoni i oparłszy twarz na nadgarstku, wpatrywałam się w widoki za oszronioną szybą. Kiedy dopiłam napój, zajęłam się przygotowaniem śniadania, ale zajęło mi to stosunkowo niewiele czasu. Chłopak nadal spał, więc poszłam wziąć szybki prysznic, a następnie oznajmiłam Bellamy'emu, że wychodzę, sprawdzić jak się czuje Meli. Ciemnowłosy wymruczał coś niewyraźnie pod nosem, przez co zrozumiałam, że przyjął to do wiadomości. W stajni zastałam oczywiście Esmeraldę, która właśnie kończyła czyszczenie Jaskółki. Kasztanka z zadowoleniem skubała szalik właścicielki.
- Cześć - przywitałam się, otwierając sąsiedni boks, gdzie czekała już zniecierpliwiona Meli.
- Hej, jak poranek mija? - przyjaciółka rozpromieniła się, po czym dodała - Podobno mamy się stawić o dwunastej, jeśli chcemy poznać wyniki.
Esmuś? ^^ Sorki, że takie krótkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)