Tej nocy nie mogłem spać.
Nie byłoby to w sumie dziwne, w końcu przez ostatnie kilka tygodni nigdy nie mogłem poświęcić powyżej siedmiu godzin na sen. Jednak oprócz tej normy dochodziło wiele przytłaczających mnie zdarzeń jak chociażby jeszcze nienarodzony źrebak Jutrzenki czy choroba Alex.
Siedziałem na łóżku bawiąc się deskami należącymi do górnego łóżka dziewczyny i demonstracyjnie ignorowałem białą, wnerwiającą kulkę futra która usadowiła się koło mojej poduszki i błogo chrapała.
Zdołałem jedynie zerknąć na zegarek by zauważyć że jest trzecia w nocy. Niemalże chwilę po tym kiedy na niego spojrzałem przymknąłem dosłownie niezauważalnie powieki i odpłynąłem w błogi sen.
Długo nie poleżałem bo już w porze karmienia koni nie mogłem usiedzieć w łóżku. Mój nowy współlokator Daniel chrapał w najlepsze więc ruszyłem do łazienki. "Ten to ma fajnie" pomyślałem z goryczą, "Nie ma konia który czeka na podwójną porcję owsa".
Po dziesięciu minutach załatwiania tych monotonnych, porannych rzeczy znalazłem się w paszarni. Zawsze zapach ziarna mnie pobudzał jednak teraz czułem że mogę nim zwymiotować uszami. Było go zdecydowanie za wiele, jednak klacz kopała już w drzwi boksu niecierpliwiąc się że jej towarzysze już dostali śniadanko a ona musi siedzieć z pustym brzuchem.
- Masz łakomczuchu. - wymamrotałem i po chwili zadowolona Jutrzenka zanurzała brudny pysk w zapełniony żłób. Potarłem twarz i tak jak zawsze od kilku dni nawet nie zaszczyciłem swą obecnością stołówki lecz poszedłem na najbliższy przystanek by zdążyć na autobus do szpitalu w Miami.
Biały, potężny budynek i tak samo smutne korytarze zdawały drwić ze mnie choć jeszcze nie rozgryzłem czemu. Może faktycznie przydałoby mi się trochę więcej snu...?
Usiadłem na ławce przy sali w której aktualnie mieszkała Alex. Odblokowałem telefon na którym dużymi cyframi było: "8:57", więc teoretycznie niedługo dziewczyna powinna pójść na operację. Lecz nagle dopiero teraz zauważyłem iż mam jedną nieodebraną wiadomość. Spodziewając się że znowu to będzie ten przeklęty operator i tak na wszelki wypadek sprawdziłem. Niestety, bądź stety był to słuszny krok.
Alex S:
Przepraszam.
Zmarszczyłem brwi. Przepraszam? Za co ona przeprasza? Nie do końca wiedziałem o co chodzi, jednak po chwili ustaliłem sobie najprostsze wyjście - Może dopiero teraz wysłał jej się jakiś SMS z innego tematu, albo wysłała do niewłaściwej osoby. Modląc się w duchu że trafnie ... trafiłem, schowałem smartfona do kieszeni i wbiłem wzrok w wieszak na kurtki wiszący przede mną.
To słowo pulsowało mi w głowie, wciąż nie chcąc się rozproszyć. Zapomnienie okazało się dwa razy trudniejsze niż myślałem.
Nagle poderwałem się do przodu kiedy drzwi od sypialni się otworzyły. Wyszła z nich pielęgniarka spoglądając na mnie niepewnie, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Zdając sobie sprawę że muszę coś powiedzieć by nie wyjść na idiotę (tak, wiem, nic mnie już przed tym nie ochroni) wybąkałem:
- Kojarzy może pani Alexandrę Santiago?
- Ah, tak, kojarzę. - zastanowiła się przez chwilę dalej zaciskając rękę na klamce mając zamiar zamknąć drzwi. - 8 godzin temu poszła na operację o ile się nie mylę.
Spojrzałem na nią bezbarwnie nie do końca wiedząc co zrobić. Zamiast tego opadłem z powrotem na ławkę i oparłem głowę o ścianę. Zamknąłem oczy wsłuchując się w odchodzący stukot obcasów pielęgniarki. Zaraz potem nastała cisza i ostrożne skrzypienie otwieranych drzwi.
<Alex?>
Nie byłoby to w sumie dziwne, w końcu przez ostatnie kilka tygodni nigdy nie mogłem poświęcić powyżej siedmiu godzin na sen. Jednak oprócz tej normy dochodziło wiele przytłaczających mnie zdarzeń jak chociażby jeszcze nienarodzony źrebak Jutrzenki czy choroba Alex.
Siedziałem na łóżku bawiąc się deskami należącymi do górnego łóżka dziewczyny i demonstracyjnie ignorowałem białą, wnerwiającą kulkę futra która usadowiła się koło mojej poduszki i błogo chrapała.
Zdołałem jedynie zerknąć na zegarek by zauważyć że jest trzecia w nocy. Niemalże chwilę po tym kiedy na niego spojrzałem przymknąłem dosłownie niezauważalnie powieki i odpłynąłem w błogi sen.
Długo nie poleżałem bo już w porze karmienia koni nie mogłem usiedzieć w łóżku. Mój nowy współlokator Daniel chrapał w najlepsze więc ruszyłem do łazienki. "Ten to ma fajnie" pomyślałem z goryczą, "Nie ma konia który czeka na podwójną porcję owsa".
Po dziesięciu minutach załatwiania tych monotonnych, porannych rzeczy znalazłem się w paszarni. Zawsze zapach ziarna mnie pobudzał jednak teraz czułem że mogę nim zwymiotować uszami. Było go zdecydowanie za wiele, jednak klacz kopała już w drzwi boksu niecierpliwiąc się że jej towarzysze już dostali śniadanko a ona musi siedzieć z pustym brzuchem.
- Masz łakomczuchu. - wymamrotałem i po chwili zadowolona Jutrzenka zanurzała brudny pysk w zapełniony żłób. Potarłem twarz i tak jak zawsze od kilku dni nawet nie zaszczyciłem swą obecnością stołówki lecz poszedłem na najbliższy przystanek by zdążyć na autobus do szpitalu w Miami.
Biały, potężny budynek i tak samo smutne korytarze zdawały drwić ze mnie choć jeszcze nie rozgryzłem czemu. Może faktycznie przydałoby mi się trochę więcej snu...?
Usiadłem na ławce przy sali w której aktualnie mieszkała Alex. Odblokowałem telefon na którym dużymi cyframi było: "8:57", więc teoretycznie niedługo dziewczyna powinna pójść na operację. Lecz nagle dopiero teraz zauważyłem iż mam jedną nieodebraną wiadomość. Spodziewając się że znowu to będzie ten przeklęty operator i tak na wszelki wypadek sprawdziłem. Niestety, bądź stety był to słuszny krok.
Alex S:
Przepraszam.
Zmarszczyłem brwi. Przepraszam? Za co ona przeprasza? Nie do końca wiedziałem o co chodzi, jednak po chwili ustaliłem sobie najprostsze wyjście - Może dopiero teraz wysłał jej się jakiś SMS z innego tematu, albo wysłała do niewłaściwej osoby. Modląc się w duchu że trafnie ... trafiłem, schowałem smartfona do kieszeni i wbiłem wzrok w wieszak na kurtki wiszący przede mną.
To słowo pulsowało mi w głowie, wciąż nie chcąc się rozproszyć. Zapomnienie okazało się dwa razy trudniejsze niż myślałem.
Nagle poderwałem się do przodu kiedy drzwi od sypialni się otworzyły. Wyszła z nich pielęgniarka spoglądając na mnie niepewnie, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Zdając sobie sprawę że muszę coś powiedzieć by nie wyjść na idiotę (tak, wiem, nic mnie już przed tym nie ochroni) wybąkałem:
- Kojarzy może pani Alexandrę Santiago?
- Ah, tak, kojarzę. - zastanowiła się przez chwilę dalej zaciskając rękę na klamce mając zamiar zamknąć drzwi. - 8 godzin temu poszła na operację o ile się nie mylę.
Spojrzałem na nią bezbarwnie nie do końca wiedząc co zrobić. Zamiast tego opadłem z powrotem na ławkę i oparłem głowę o ścianę. Zamknąłem oczy wsłuchując się w odchodzący stukot obcasów pielęgniarki. Zaraz potem nastała cisza i ostrożne skrzypienie otwieranych drzwi.
<Alex?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)