Odchodząc od dziewczyny po jej odpowiedzi, poczułam skurcz w
żołądku z "zażenowania". Oczekiwałam czegoś innego. Czy ja, aż tak
niepoprawnie wyglądam? Czy coś? Nie rozumiem, to nie tak, że na nią.... lecę,
ale po prostu chciałam dzięki temu się z nią zaprzyjaźnić i przy okazji fajna
byłaby zabawa... Nie ukrywam, że trochę mnie to zasmuciło.
Westchnęłam głośno. Trudno, trzeba wziąć się w garść. Znajdą
się inne okazje, aby się z kimś zakumplować, teraz czas na ogarnięcie swojego
wyglądu i ruszenie do stajni.
Z tego, co mi wiadomo to dostałam konia do opieki, a więc
mam co robić.
Dotarłam do drzwi mojego pokoju. Zacisnęłam dłonie na
klamce, uświadamiając sobie, że w trakcie zajęć bawiłam się kluczami i zapewne
zostały w sali.
-Super... - szepnęłam zrezygnowana.
Ruszyłam biegiem tą samą drogą, przez którą przebyłam.
-Mam nadzieję, że jeszcze sali nie zamknęli... - szepnęłam
jeszcze raz z nadzieją w głosie.
Następnie tak przyśpieszyłam, że niemal z ostatnich kilku
stopni schodów prawie zeskoczyłam.
Właśnie miałam pokonać już ostatni korytarz, gdy zatrzymałam
się gwałtownie. Moją uwagę przykuły trzy osoby stojące na korytarzu.
Zatrzymałam się widząc, że w tej trójce jest też... Marceline i dwie
dziewczyny. Wyczułam, że pomiędzy nimi panuje napięta atmosfera. Podchodziłam
co raz bliżej i bliżej, aż w końcu byłam na tyle blisko, aby usłyszeć wszystko,
co do słowa.
-Spadaj stąd, lesbo! - jedna z nich skierowała te słowa do
Marceline.
-Boisz się, że się zarazisz? - zapytała słodziutko Marceline
- A tak w ogóle to dajcie mi przejść.
Ta druga dziewczyna, z blond włosami "zablokowała"
jej przejście.
-Może... - zaśmiała się wrednie.
Żołądek zacisnął mi się w supeł. Takie sytuacje zawsze mnie
stresowały. Poczułam jak rytm mojego serca przyspiesza dwukrotnie, a dłonie zacisnęłam
tak mocno na uchwycie torby, że aż zbielały mi kostki. Mimo tego z
niewiarygodnie dumnym i odważny krokiem ruszyłam ku nim.
-Odwalcie się od niej - rzuciłam, mniej dowcipna i trochę
spóźniona.
Cała trójka skierowała swoje niemałe, zaskoczone spojrzenia
w moją stronę, przez co moja cała odwaga prysła niczym czar.
I wtedy jedna z dziewczyn, z brązowymi lokami i mocnym
makijażem podeszła do mnie i zaczęła swoje obraźliwe teksty rzucać w moją
stronę. Kątem oka zobaczyłam zaniepokojony wyraz twarzy Marceline. Brawo
Danina, pogorszyłaś jeszcze bardziej sprawę.
Gdyby życie było grą komputerową, dwoma uderzeniami kija do
lacrosse wyrzuciłabym tę brunetkę i jej koleżankę w powietrze i uderzyłabym
nimi o ścinę. Tyle, że w grze prawdopodobnie byłbym ubrana w bikini i miałabym
gigantyczne piersi, zrobione z dwóch oddzielnie animowanych wielokątów.
W prawdziwym życiu przygryzałam wargę i wzruszałam
ramionami, ale moje dłonie same zacisnęły się w pięści. Od czasu kiedy zaczęłam
trenować kickboxing, moje umiejętności walki wręcz wzrosły, a także moja siła i
wytrzymałość. Chociaż nie można rozwiązywać problemów siłą, to w tym przypadku
zrobiłabym wyjątek, tak, wiem, to niepodobne do mnie, ale tak drażnią mnie tacy
głupi ludzie...
-Co? Zapominasz języka w gębie, gdy twoja dziewczyna nie
może cię obronić? Lamuska. - parsknęła.
W tamtej chwili coś we mnie się obudziło. Już nie czułam
strachu, lęku, czy czegoś podobnego... Po prostu poczułam w sobie narastającą
furię.
Zdjęłam torbę z ramienia i rzuciłam ją z wielkim hukiem na
ziemię. Podwinęłam rękawy i nim dziewczyna zorientowała się, co własnie
zamierzam zrobić, uderzyłam ją prawym sierpowym z potrójną siłą, w twarz.
Brunetka odskoczyła w tył jak oparzona, potykając się o
własne nogi i upadając na tyłek.
Jej koleżanka była w takim szoku, że zapomniała o tym, że
miała znęcać się nad Marceline i szybko podbiegła do swojej koleżanki, która z
miną przerażenia złapała się za lewą część twarzy. Sama byłam w szoku, do
jakiego czynu się posunęłam... Przecież można byłoby to załatwić jakimiś
niepodważalnymi kontrargumentami. Dlaczego musiałam się do tego posunąć?
Pod wpływem emocji odwróciłam się napięcie i zaczęłam
szybkim krokiem odchodzić. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej, wszystko
jeszcze się we mnie gotowało. Musiałam od tamtego miejsca odejść, nieważne
gdzie, aby tylko ochłonąć. Ciekawe jak teraz Marceline spojrzy na mnie...
Zapewne będzie miała do mnie wielki żal, przecież jej sytuacje popsułam jeszcze
bardziej... Co za koszmar... Tak się nie zdobywa sympatie ludzi...
Krótkim korytarzem dotarłam do drzwi łazienki. Szybko
weszłam do środka, odczuwając w jej wnętrzu płyny do czyszczenia, które
zalatywały chlorem, co wcale nie było przyjemne dla nosa.
Zacisnęłam dłonie na krawędzi jednej z umywalek i wbiłam
wzrok w lustro. Cała jeszcze drżałam z emocji. Przycisnęłam czoło do lustra,
mrużąc przy tym oczy. Byłam na siebie wściekła, zachowałam się idiotycznie.
Rozległo się pojedyncze stuknięcie w drzwi i w progu
łazienki stanęła wysoka szatynka, nie zdejmując z klamki dłoni.
-Cześć, mogę wejść? - spytała ostrożnie.
Skinęłam lekko głową i przygryzłam wargę, przyglądając się
swojej twarzy w lustrze. Głupio mi będzie teraz spojrzeć w jej oczy, co mam jej
powiedzieć?
-Słuchaj... - zaczęła lecz tym samy ja jej przerwałam.
-Czy to właśnie był powód dla, którego nie chciałaś być ze
mną w parze w tym projekcie?
Po chwili milczenia dziewczyna odpowiedziała:
-Tak... ale posłuchaj mnie, bo właśnie miałam iść do ciebie
i ci oznajmić, że znalazłam kogoś kto mógłby wziąć udział z tobą w tym
projekcie... i... - zawiesiła się, po czym dodała pewniej:
-...
(Marceline? Ja chcę mieć z tobą tego dzieciaka :) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)