środa, 23 listopada 2016

Od Luny C.D Hache

- A więc ja jestem damą, a ty moim rycerzem? - zaśmiałam się przytulając chłopaka.
- Ależ oczywiście - uśmiechnął się.
Poczułam ze zrobiło mi się trochę lżej na sercu. Rzadko ktoś z poza rodziny mówił mi coś bardzo miłego. Naprawdę rzadko ... Jednak pomimo wszystkich słów chłopaka nie mogłam przestać myśleć o Jerrym. Jeśli on jednak przyjdzie w nocy i Hache nie będzie. Wtedy mnie skrzywdzi, a ja nawet nie będę miała jak się bronić. Chłopak był odejmie bowiem dużo wyższy i silniejszy. Nadal czułam mocny ból w miejscach których mnie uderzył. Szczególnie bolała mnie noga która mi pokopał.
- A jeśli on przyjdzie w nocy? - spytałam patrząc się chłopakowi prosto w oczy.
- Luna nie myśl o nim.
- Ale ja nie potrafię.
- Potrafisz - uśmiechał się lekko.
Po chwili poczułam jak jego usta na chwile styksją się z moimi. Była to sekunda .., może dwie. Spojrzałam się na chłopaka oczami szeroko otwartymi.
- On mnie lubi? Ale tak lubi lubi? - pomyślałam.
Patrzyliśmy sobie tak chwile w oczy. Jednak dla mnie ta chwila ciągnęła się godzinami. Czułam ze przy nim czas nie istnieje ....
- Luna - zaczął chłopak.
- Nic nie mów - uśmiechnęłam się lekko. - Po prostu wracajmy już.
Wzięliśmy konie. Podpiekisny popręgi i wsiedliśmy. Popędziłem Cortanę do stepa. Jechaliśmy w ciszy. W akademii rozsiodlslam klacz i odprowadziłam na padok. Stała razem z Paris i Nirvaną. Klacze dobrze się dogadywky. Gdy szlam do pokoju zaczepił mnie Hache.
- O co chodzi? - spytałam.

Hache?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)