poniedziałek, 11 czerwca 2018

Od Any - kupno konia

- Kiedy przyjeżdża nowy mieszkaniec naszej stajni? - zapytała z uśmiechem pani Rose, pomagając mi przyczepić na drzwi wolnego obecnie boksu tabliczkę z informacjami na temat mającego w nim stanąć konia.
- W piątek po pracy tata ma samolot do Belgii - odpowiedziałam, wyrównując położenie tabliczki. - Na miejsce dotrze w sobotę, pewnie będzie chciał odpocząć przed całodzienną podróżą następnego dnia.
- Jedzie sam? - zdziwiła się pani Rose.
Skończyłyśmy mocowanie i zamknęłyśmy boks przygotowany na przybycie nowego ogiera.
- Nie, chyba - przejechałam palcem po literach układających się w imię. - Mój brat obiecał, że z nim pojedzie, żeby go zmienić w razie czego za kierownicą.
- I tak będą musieli zrobić postój, żeby koń mógł odpocząć.
- Mają zamiar nocować gdzieś po drodze, ale o szczegóły nie pytałam...
Pani Rose skinęła głową na znak, że przyjęła moje słowa do wiadomości. Ruszyłyśmy razem do wyjścia ze stajni.
- Widziałaś go wcześniej? - spytała po chwili instruktorka.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie młodego ogiera andaluzyjskiego, na którego pozwoliła mi wsiąść ciocia (przyszywana) Liz, gdy przyjechaliśmy do nich na wakacje. To było jeszcze przed czasem, gdy mu nieco odbiło, więc teraz może okazać się, można rzec, zupełnie innym koniem, ale naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Przy odrobinie samozaparcia bardzo dużo można z nim jeszcze wypracować, może zdecydujemy się nawet wrócić w przyszłości na zawody...
- Tak - odpowiedziałam w końcu na zadane wcześniej pytanie. - To wyjątkowo inteligentny koń, a do tego chętny do nauki. Szybko przywiązuje się do ludzi, co nieszczególnie dobrze na niego w którymś momencie jego życia wpłynęło, ale będę nad nim pracować.
- To koń ujeżdżeniowy, nie mylę się?
- Owszem - uśmiechnęłam się promiennie. "Pan Blythe będzie przeszczęśliwy, mogąc dalej mnie gnębić", dodałam już w myślach.
Wyszłyśmy ze stajni, pani Rose zamknęła ją za nami na kłódkę. Mimo późnej pory, na niebie dopiero zaczęły pojawiać się pojedyncze gwiazdy.
- A co z Expresso? - padło, gdy już miałam się żagnać.
- Nie wiem, prawdę mówiąc - mruknęłam ledwosłyszalnie. - Nie chcę, żeby przestała nagle chodzić na jazdy, skoro tak dużo razem zrobiłyśmy. Ale nie mam obecnie czasu na zajmowanie się dwoma końmi...
- Zawsze możesz wsiadać na nią kilka razy w tygodniu na jazdy grupowe. To byłoby nawet lepsze dla innych koni, żeby Charlie nie jeździł w grupie, dopóki się jako tako nie zasymiluje. Szczególnie że jest ogierem i nie wiadomo, czy jazda na nim w towarzystwie innych koni będzie w ogóle możliwa.
Niemal od razu przystałam na ten pomysł.
~•~
*poniedziałek następnego tygodnia*
Pół godziny przed umówionym czasem stałam już na parkingu przed Akademią z wiernym Ghostem przy nodze.
Męska część mojej rodziny przyjechała piętnaście minut spóźniona.
Natychmiast ruszyłam do koniowozu, zupełnie ignorując wyciągnięte do uścisku ramiona brata, który właśnie wysiadł z samochodu. Ghost wykazał się większymi uczuciami względem niego, bo pierwsze co, to na niego skoczył, siłą rozpędu omal nie wpychając z powrotem do pojazdu.
- Też miło mi cię widzieć, siostrzyczko! - usłyszałam, gdy sięgnęłam do drzwiczek, żeby je otworzyć.
Machnęłam tylko na niego ręką.
- Lepiej pomóż mi go wyprowadzić. Tato, przytrzymaj Ghosta!
~•~
Mon Cherie wyjątkowo dobrze zniósł długą drogę ze swojej dotychczasowej stadniny w Belgii. Kiedy wyprowadziłam go z przyczepy, z całym dostojeństwem dużego ogiera andaluzyjskiego, postanowił się poprzeciągać: wyciągnął przed siebie przednie kopyta i wypiął zad, głową sięgając niemal do ziemi. Gdy uznał, że z przodem jest już w porządku, przybrał na powrót normalną postawę i wyciągnął kolejno obydwie tylnie nogi, aż do skraju zakresu stawów. Po tychże ćwiczeniach otrzepał się, obwąchał moją rękę trzymającą uwiąz, na koniec przenosząc oczy na nieznane otoczenie. Kilka razy głęboko zaciągnął się powietrzem, żeby ostatecznie zarżeć głośno, oznajmiając wszystkim, że oto przybył.
Królewicz jeden.
Zaprowadziłam Charliego do przygotowanego dla niego boksu, który szczęśliwym trafem znajdował się naprzeciwko boksu Mel. A przy klaczy właśnie uwijała się Riley.
A Charlie postanowił na dzień dobry popisać się brakiem taktu.
Zobaczywszy klacz, podniósł dumnie głowę, zarżał i gdyby nie żywa przeszkoda w postaci mnie, rzuciłby się poznawać koleżankę. W sumie to cud, że mnie nie staranował, żeby tylko móc przejść...
Riley podniosła na nas wzrok. Lekko wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy.
- To twój koń? - zapytała, wychodząc z boksu, podirytowanej obecnością nieznajomego ogiera, Melindy.
Skinęłam głową z uśmiechem, a Ril zmierzyła konia wzrokiem.
- Będziesz miała sporo roboty z czyszczeniem go - zauważyła, z resztą słusznie.
Wprowadziłam Siwka do boksu i odpięłam uwiąz, zostawiając mu na pysku kantar.
- Piękny jest - powiedziała przyjaciółka, dołączając do mnie stojącej przed zamkniętym już boksem i obserwującej reakcje Charliego. - Nie powiedziałaś mi o nim - dodała z lekkim wyrzutem.
- Przepraszam. To wyszło w sumie spontanicznie. Dowiedziałam się w piątek, a od tamtego czasu się nie widziałyśmy...
- Nie ma sprawy - zaserwowała mi przyjaznego kuksańca pod żebra. - Cieszę się z twojego szczęścia - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Wylonżuję go jeszcze dzisiaj - poinformowałam, również z uśmiechem. - Ale to później. Zaraz powinien przyjść tu mój brat z osprzętem, ale na raz się z całym nie zabierze. Nie chciałabyś pomóc?
- Bardzo chętnie pomogę we wprowadzaniu się - padło.
~•~
- Wsiadasz na niego jutro?
- Wolę jeszcze nie - odpowiedziałam, prowadząc Charliego na ścianę lonżownika. - Ale do końca tygodnia raczej na pewno. Jak pan Blythe się dowie, że Charlie już przyjechał, od razu będzie chciał rozpocząć treningi, a chciałam na niego wsiąść najpierw sama, chociaż na pół godziny, żeby zobaczyć, o co chodziło z tym jego zbieszaniem się. Bo na razie nie widzę, żeby miał jakieś problemy...
Riley, oparta o zewnętrzną ścianę lonżownika, skinęła głową, dając znać, że rozumie.
- No więc jutro nie, może po jutrze - uśmiechnęłam się, cały czas śledząc wzrokiem siwka, który nie tyle skupiał się na mnie, co na otoczeniu. Chwilowo pozwalałam mu na to. - Planuję normalnie jeździć z nim później w towarzystwie innych koni, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Popędziłam Charlesa do kłusa. Od razu przeniósł całą (albo przynajmniej dużą część) uwagę na mnie. Przetruchtał kilkanaście kółek, od czasu do czasu przyspieszałam go do kłusa pośredniego, żeby na powrót zwolnić do roboczego. Zmieniłam kierunek i nadeszła pora na galopy.
- Ma bardzo ładny, naturalny chód - zauważyła Riley. Sekundę po jej słowach Charlie postanowił sobie bryknąć, zmuszając mnie do skupienia się na powrót na nim. Zwolniłam go nieco, zrobił jeszcze dwa kółka i przeszłam z nim do kłusa. Potem stęp, zmiana kierunku i od razu galop na drugą nogę.
- Na pewno nie wsiadasz na niego jutro? - upewniła się Riley. - Nie wygląda, jakby miał sprawiać problemy.
- Wolę nie ryzykować.
Po galopie i chwili kłusa zabrałam go na stęp w ręce, żeby mógł co nieco pozwiedzać. Potem odprowadziłam go do boksu i razem z Riley wróciłyśmy do akademika, w którym czekał na mnie, przyprowadzony wcześniej przez Lore'a, Ghost.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)