sobota, 2 czerwca 2018

Od Any - zadanie 8

- Nie uwierzycie! - wykrzyknęła Christina, wparowując do pokoju. Spojrzałam na nią kątem oka znad czytanej właśnie książki. Ciekawe, co się wydarzyło, że wzbudziło w niej tak pozytywne uczucia, bijące od niej na kilometr. - Organizują tygodniowy rajd!
W tym momencie obwinięta ręcznikiem, z łazienki wyszła Rose.
- Co proszę? - spytała. Woda skapywała z jej włosów na posadzkę.
- Rajd - powtórzyła Christina. - Akademia organizuje tygodniowy rajd konny. Każdy, kto chce, może wziąć w nim udział. MUSIMY pojechać - przeniosła spojrzenie na mnie - Możesz wziąć tę klacz, którą wydzierżawiłaś.
Pokręciłam przecząco głową, zamykając moją książkę i odkładając na stolik koło łóżka.
- Expresso jest bardzo płochliwa w terenie. Na godzinę mogłabym z nią gdzieś pojechać, ale nie na tygodniowy rajd - będzie to niepotrzebny stres i dla niej, i dla mnie.
- No nic, to weźmiesz jakiegoś stajennego - zaszczebiotała dziewczyna. - A co z tobą, Rose?
Białowłosa uśmiechnęła się.
- Nie mogę przegapić takiej okazji.
- To super, że się zgadzacie. Bo już was zapisałam - Christina wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Do końca tygodnia wywieszą listę uczestników i przydzielonych im koni. A w poniedziałek wyjeżdżamy.
Spojrzałam na współlokatorkę szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie nawet się na nią wściec, że zapisała mnie na coś bez mojej zgody. A rajd akurat średnio mi pasował, bo w weekend miał mnie odwiedzić brat.
Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, Christina już wybiegła z pokoju, zapewne w celu poinformowania o rajdzie pozostałych uczniów, a Rose na powrót zniknęła w łazience. Westchnęłam więc tylko zrezygnowana i powróciłam do przerwanej lektury.
~•~
- Lore - zaczęłam, gdy tylko mój brat odebrał telefon. - Zaistniały pewne komplikacje.
Stałam właśnie przed tablicą z ogłoszeniami i patrzyłam na widniejące na niej moje nazwisko.
- Jakie komplikacje? - ponaglił mnie Lore po drugiej stronie słuchawki.
Odetchnęłam głęboko i wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
- Na ten tydzień w Akademii zaplanowany jest rajd konny, w którym biorę udział, i będzie on trwał tydzień, więc wychodzi na to, że nie będzie mnie w weekend, żebyś mógł przyjechać.
Ze strony rozmówcy zapadła długa cisza. Zaczęłam się zastanawiać, czy Lore przypadkiem się nie rozłączył.
- Dobra - powiedział w końcu. Nie brzmiał na szczęśliwego, ale wściekły czy wielce smutny też nie był. - W takim razie baw się dobrze. Dostałaś jakiegoś fajnego konia?
Mój wzrok po raz setny w przeciągu ostatnich pięciu minut powędrował na imię konia przypisanego do mnie.
- Mogło być gorzej.
- Czyli kadra nie wbiła się w twoje gusta? - zaśmiał się Lore.
- Trudno powiedzieć - mój wzrok jeszcze raz spoczął na imieniu.
- Może dasz radę się z kimś zamienić.
Przymknęłam na chwilę oczy.
- Może.
~•~
- Ficc?
- Nikt go na chwilę obecną nie wydzierżawił, a wszystkie konie stajenne, które nadają się na tego typu rajd, są już rozdzielone. No więc przypadł mi w udziale on.
Lucy, która przyszła właśnie wyczyścić Jumpera, opierała się o bramę boksu i patrzyła, jak niemrawo operuję szczotką.
- Dlaczego nie wzięłaś Expresso? - spytała.
- Bo nie uśmiecha mi się tygodniowa krzakoterapia - odparłam wypranym z emocji głosem.
Uznawszy, że koń jest już wystarczająco czysty, sięgnęłam po przewieszone przez bramę boksu ogłowie i sprawnie założyłam mu na pysk.
- Kto się nią zajmie przez czas twojej nieobecności? - dopytywała Lucy. - I co z twoim psem?
- Ghost idzie z nami. Instruktorzy nie mieli nic przeciwko, a dla niego to będzie okazja do wybiegania się - wręczyłam dziewczynie w miarę wyczyszczone właśnie przeze mnie szczotki - Schowasz do torby? Dziękuję - zgarnęłam z ziemi ochraniacze i pochyliłam się do nóg Ficca, żeby mu je założyć. - Jeśli chodzi o Expresso - kontynuowałam, mocując się z rzepami - pan Blythe obiecał, że ją porusza. Chociaż był ewidentnie niezadowolony z tego, że jej nie biorę.
Wyprostowałam się, dźwignęłam siodło, specjalny czaprak i podkładkę, po czym zarzuciłam je na grzbiet mojego rumaka. Sprawnie podpięłam popręg, wyregulowałam wstępnie strzemiona, następnie, chwytając Ficca za wodze, wyprowadziłam go z boksu na korytarz.
- Przytrzymasz przez chwilę? - poprosiłam Lucy, która przejęła ode mnie wodze.
- Bierzesz gitarę? - spytała dziewczyna, nieco zdziwiona wskazując pokrowiec z instrumentem, który położyłam na ziemi w bezpiecznej odległości od otwartego boksu.
Skinęłam głową, uśmiechając się pierwszy raz od rana, po czym zabrałam się za zbieranie moich rzeczy i przytraczanie ich do siodła.
Chwilę później cały mój tygodniowy dobytek był już zapakowany, a gitara bezpiecznie spoczęła przywiązana z jednej strony do siodła. Pożegnałam się z Lucy, która obiecała zaglądać do Małej Czarnej pod moją nieobecność i wyszłam ze stajni czekać, aż wszyscy się zbiorą.
~•~
Na pierwszy dzień rajdu zaplanowano podróż szlakami leśnymi, żeby zarówno konie, jak i jeźdźcy, przyzwyczaili się do nowych warunków. Nie jechaliśmy w zastępie ani jakiejś szczególnie zwartej grupie, jednak staraliśmy się wszyscy mieć siebie w zasięgu wzroku i nie oddalać się za bardzo od innych. Ficc, wbrew moim obawom, szedł początkowo całkiem żwawo, rozglądając się z zainteresowaniem na boki i zaciągając się głęboko świeżym powietrzem. Wszyscy podziwiali niezwykłe walory krajobrazowe, od czasu do czasu ktoś kogoś doganiał, żeby porozmawiać.
Około południa zatrzymaliśmy się na popas, w dalszą drogę ruszając jakieś pół godziny później. Na moje nieszczęście te pół godziny wystarczyło, żeby Ficc stracił zapał do poruszania się naprzód.
- No dalej, gościu - mruknęłam pod nosem zirytowana, kiedy zaczęło nas mijać coraz więcej koni. - Chcesz zostać na końcu?
W końcu, działając mocno pomocami, udało mi się nakłonić go do przyspieszenia i niemal przez całą resztę podróży skupiałam się jedynie na utrzymaniu tempa.
Gdy dotarliśmy na miejsce naszego noclegu, mianowicie leśniczówki, było późne popołudnie. Rozsiodłaliśmy konie i spuściliśmy je na prowizoryczny padok, przygotowany specjalnie na nasze przybycie, po czym ruszyliśmy się rozpakować.
Gdy wszyscy się ulokowali, rozpaliliśmy ognisko, żeby usmażyć na nim kiełbaski i chleb na kolację. Po posiłku mieliśmy czas wolny. Większość osób została przy ognisku, w tym Cristina.
Która w którymś momencie wydała mnie i moją gitarę.
- Naprawdę? - pani Rose rozpromieniła się na wieść o mioch zdolnościach muzycznych. - Może nam coś zagrasz?
I tak oto przypadła mi w udziale rola szafy grającej. Jednak po zagraniu pierwszych kilku piosenek proponowanych przez uczestników rajdu, rozkręciłam się i nawet zaczęło mi się podobać. Jakąś godzinę później śpiewałam już ze wszystkimi i decydowałam się grać coraz to bardziej skomplikowane akordy.
Poszliśmy spać grubo po północy, a i to tylko dlatego, że skończyło nam się drewno na opał i zaczęły dokuczać latające insekty.
~•~
- Wstawać, śpiochy! - następnego dnia obudził nas donośny głos pani Rose. - Za piętnaście minut śniadanie i biegniemy siodłać konie!
Jęknęłam w poduszkę, zdecydowanie niegotowa na dzisiejszy dzień po wczorajszej "imprezie przy ognisku". Zanim zdążyłam nabrać motywacji do wstania z łóżka, poczułam szturchającą mnie dłoń.
- Już wstaję - mruknęłam zaspana.
- Przynieść ci śniadanie? - usłyszałam przy swojej głowie głos Riley.
Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się promiennie.
- Jesteś kochana - rzuciłam. Gdy odwracałam się na drugi bok, usłyszałam jeszcze śmiech dziewczyny, zanim na powrót zasnęłam.
~•~
- Uwaga! - dobiegł nas głos pani Rose, która pełniła funkcję mastera na naszym rajdzie. - Ustawiamy się w zastęp! Zaraz wjeżdżamy do miasta!
Wszyscy wykonali polecenie. Jakieś pięć minut później wyjechaliśmy na mało uczęszczaną wiejską drogę. Odgłos końskich kopyt uderzających o asfalt poniósł się, informując o naszej obecności.
- Fajne miasto - usłyszałam uwagę któregoś z jeźdźców za mną.
- Ale mają sklep - usłyszeliśmy w odpowiedzi ze strony kontrmastera.
Jak się okazało, mieliśmy skorzystać z gościnności jednego z ichniejszych gospodarzy. Oferował dla koni rozległe pastwisko, a dla jeźdźców "spanie na sianie" w swojej stodole.
- To co, dzisiaj też urządzimy mały wieczorek muzyczny? - rzuciła Rose, szturchając mnie koleżeńsko w bok. Gdy w odpowiedzi tylko jęknęłam (pod koniec jazdy ledwo trzymałam się w siodle), wszyscy, którzy słyszeli rzuconą przez Rose uwagę (łącznie ze mną), wybuchnęli śmiechem.
~•~
- Jak tam emocje na wieść o dzisiejszych galopach po plaży? - zagadnęła mnie Riley, gdy w ostatni dzień rajdu przechodziłam obok niej i czyszczonej właśnie przez nią Melindy.
- Z pewnością będą cudowne - uśmiechnęłam się ciepło, przystając na chwilę koło koleżanki. - Jak z resztą cały rajd do tej pory.
- Prawda? - również się uśmiechnęła. - Są tu naprawdę ładne tereny do jazdy konnej. Plaże w szczególności!
Gdyby słowa Riley mnie nie przekonały, zrobiłoby to zdecydowanie przeżycie ich, gdy godzinę później wyjechaliśmy na plażę. Po chwili kłusa pani Rose wydała komendę do ruszenia galopem. Zobaczyłam, że Riley nakierowała Mel na obmywany falami brzeg i teraz galopowała, rozpryskując dookoła słoną wodę. Uśmiechnęłam się na ten widok, a zaraz potem dołączyłam do nich z Ficciem.
Gdy dotarliśmy do zejścia na plażę niedaleko Akademii, pani Rose zarządziła godzinę czasu wolnego. Większość osób zsiadła z koni, ale Riley postanowiła wejść z Melindą do wody. Idąc za jej przykładem, zeskoczyłam zgrabnie na ziemię, odpięłam popręg i zdjęłam siodło z mojego wierzchowca, zrzucając przy okazji pospiesznie buty. Zagadnęłam przechodzącego obok Ivara, żeby pomógł mi wsiąść na Ficca (jeszcze nie posiadłam skomplikowanej umiejętności wskakiwania na konia bez siodła) i, kłusując, dołączyłam do Riley w wodzie.
- To co, do akademii na oklep? - zapytałam, gdy tylko znalazłam się w zasięgu słuchu.
- A co z siodłami? - zaśmiała się przyjaciółka.
Udałam głębokie zastanowienie, po czym wzruszyłam ramionami.
- To jednak nie - machnęłam od niechcenia bosą stopą, rozpryskując wodę na Riley. Ta odwdzięczyła się tym samym, a w ślad za nią Mel zaczęła chlapać przednim kopytem Ficca. Oburzony wałach wstrząsnął łbem i zaraz odpłacił się klaczy, ochlapując ją i siedzącą na niej dziewczynę.
Tak rozpoczęła się zabawa we wzajemne chlapanie. Po chwili dołączył do nas Ivar z Hollywoodem oraz Bellamy na Lemon, zaraz po nich Christina i Rose. Chlapaliśmy się w najlepsze, dopóki pani Rose nie zawołała, że czas wychodzić z wody, żeby konie zdążyły jako tako wyschnąć, zanim wyruszymy.
Do Akademii wróciliśmy ostatecznie pod wieczór, trafiając w godzinę kolacji. Po rozsiodłaniu i spuszczeniu na padok koni zjedliśmy grupowo posiłek, po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Brawo, 50 punktów ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)