czwartek, 14 czerwca 2018

Od Charlesa C.D Naomi

Zaśmiałem się pod nosem, czując na sobie mordercze spojrzenie dziewczyny. Mój wzrok padł na wazon, a raczej na pozostałości wazoniku, który był rozsypany w drobne puzzle. Nawet taki miłośnik układanek jak mój ojciec zrezygnowałby z układania tego przypadku. Podałem dłoń nastolatce, chwyciła ją z wyraźnym fuknięciem, i podciągnęła się w górę. Na moją twarz wkroczył szelmowski uśmiech i zmrużenie powiek, przed nami wyrosła z ziemi panna Rose, która nie kryła swej wściekłości na Naomi, która zapadała się pod ziemię. Posłałem jej triumfalną minę, a po chwili ucałowałem dłoń kobiety, która delikatnie się zarumieniła.
- Proszę nie karać tej dziewczyny, to moja wina. Nieumyślnie spowodowałem jej upadek, a tym samym nieszczęsne stłuczenie wazonu. - powiedziałem, a winowajczyni obdarzyła mnie zdziwionym spojrzeniem.  - Rodzice przeleją odpowiednią kwotę, za którą będzie można kupić dokładnie taki sam wazonik. Przepraszamy za taki kłopot. - uśmiechnąłem się sztucznie. Kobieta tylko mi przytaknęła, a po chwili odeszła z delikatnym uśmieszkiem na ustach. Nao wbiła we mnie wzrok piwnych oczu, a po chwili roześmiała się siarczyście.
- Dobre zagranie, panie Charles. - rzekła, zmrużyła swe powieki i kontynuowała. - Chciałabym powiedzieć twoje nazwisko, ale go nie znam. Zabrzmiałoby bardziej detektywistycznie. - Jej ton rozbawiał mnie, ale nitka szaleństwa błysnęła w jej tęczówkach, więc uspokoiłem się.
- Zabawne, ileż złośliwości kryje się w takim małym stworzonku, jakim jesteś ty, droga damo. - mruknąłem. - Wiesz, ten wazon powinien być posprzątany, a ja widzę na horyzoncie sprzątaczke. Skorzystajmy, więc z tej okazji. - zaśmiałem się złośliwie. Odważnym krokiem podeszłem do radosnej kobietki, która po prośbie wręczyła mi szczotkę i szufelkę. Z szerokim uśmiechem wepchnąłem w smukłe dłonie narzędzia, a nastolatka z wściekłym warknięciem nachyliła się nad porcelaną.
- Moja droga, złość piękności szkodzi. - powiedziałem cynicznie. - Chociaż tobie już zaszkodziła. - Nastolatka uniosła wzrok i gdyby chciała, pewnie by mnie nim zabiła, ale cóż... Mój urok przytrzymał mnie przy życiu.
- Życie Ci niemiłe?
- Przepraszam, madame. Piękności nie da Ci się odmówić. - parsknąłem. Blondynka fuknęła i oddała sprzątaczce jej atrybuty. Bez pożegnania odeszłem w stronę wyjścia z akademika. Świeże powietrze otuliło moje ramiona, które z kolei okrywała czarna, gruba bluza. Było zimno, ale nie przeszkadzało to w zapaleniu fajki. Tak więc w drodze do stajni, wesoło wypuszczałem kłęby szarego dymu. Konie szalały na pokrytych puchem padokach, od czasu do czasu wpadając w poślizg. Zgasiłem papierosa i rzuciłem gdzieś w bok, by po chwili usłyszeć syk, wydobywający się z żaru, który został zgaszony przez śnieg. Bez namysłu sięgnąłem po kolejną sztukę. Jaki nałóg może być okrutny... No nic. Wkroczyłem do stajni, jakże wulgarnie trzymając między wargami papierosa. Łamałem regulamin Akademii, ale za przeproszeniem kto w porze zajęć przebywa w stajni oprócz nielicznych sztuk wierzchowców?
- Jak śmiesz wkraczać do stajni z tą trucizną! - Krzyknął znajomy mi już głosik.
- Uwzięłaś się na mnie, czy jak? - zaniosłem się głośnym śmiechem i wciągnąłem dawkę nikotyny.

Naomuś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)