niedziela, 17 czerwca 2018

Od Esmeraldy C.D Naomi

Im dłużej nad tym myślałam, tym dziwniejsze mi się to wydawało - Naomi wytrzasnęła kota z kibla, niedługo wyciągnie królika z kapelusza lub żabę ze zlewu.
-Mogę wiedzieć, czy nazwałaś jakoś już to czarne nieszczęście? - uśmiechnęłam się z lekka, wkładając kluczyk w stacyjkę i lekko przekręcając, na co silnik charknął i uruchomił resztę sprzętu.
-Na razie nazywa się Mała Czarna, bo jest...- Naomi zawiesiła się na chwilę, spoglądając na koteczkę, jeszcze szarpiącą się na jej kolanach. - Bo jest czarna...- zauważyła, śmiejąc się na całe gardło.
-Moja droga przyjaciółko, jedziemy do naszej weterynarz akademickiej czy może do Kliniki Głównej? - Naomi strzepała ręką, gdy ostre zęby kici wbiły się w jej rękę. - Tobie też przyda się weterynarz...
-Jedziemy do Kliniki, nie chce mi się wracać do Akademii na razie. - dziewczyna obok pogłaskała smolną kulkę i obwiniętą w wytrzaśniętą z niewiemskąd bluzę (choć po kocie z kibla mogę się wszystkiego spodziewać) położyła ją na tylnych siedzeniach.
Zwróciłam wreszcie uwagę na drogę, na grafice przy drodze można było dostrzec małymi literkami napisane „Klinika Weterynaryjna 6 km”, a więc wykonałam skomplikowane ruchy nadgarstkami na kierownicy, a mój zielony mercedes napierdolił na zakręcie z piskiem opon. Pięć tysięcy pięćset pięćdziesiąt metrów jechałyśmy z prędkością 100 km/h, dopiero przy zakręcie zwolniłam do 80 km/h, co i tak było dość szybko, jak na ostry zakręt. Na parkingu ku naszemu zdziwieniu znalazłyśmy wolne miejsca - i to nie dwa, a raczej dziesięć - wybrałyśmy to, wokół którego nie stały żadne samochody, gdyż znając moje umiejętności wjeżdżania w ciasne miejsca i wyjeżdżania z nich, nie chciałyśmy ryzykować płacenia kary za odrapany lakier czy wgniecenie w drzwiach. Naomi wzięła kotkę na ręce, po czym wysiadła z auta i potuptała wprost do drzwi Kliniki, a ja zaraz za nią, choć i tak musiałam ją wyprzedzić i otworzyć jej drzwi, gdyż sama nie mogła zważyć klamki.

~*~

Podczas gdy Naomi z kotką siedziała w gabinecie, ja postanowiłam rozejrzeć się za witaminową karmą dla mojej niewychodzącej maruderki - co jednak mi się nie udało, gdyż blondyna z wielkim, dla mnie jeszcze nie określonym, bananem na twarzy wyparowała z kotką w transporterze z białego gabinetu.
-Sądząc po twoim pizangu na twarzy, z Małą jest wszystko w porządku?- Naomi popatrzyła na mnie z jeszcze większym wyszczerzem, na co zareagowałam tylko chichotem.- Dobra, chodź do auta, bo zaraz chyba tu zasnę.
Naomi pierwsza doszła do auta i również pierwsza zauważyła niezwykłe zło, które stało się podczas naszej nieobecności - mój samochód zabarykadowały dwa inne, po lewej jakaś Skoda, a po prawej ładne BMW, zapewne dopiero co kupione.
-Kładź ją z tyłu i wsiadaj na przód... Tylko weź ją przypnij w tym transporterze.- mruknęłam niezadowolona z położenia limonkowego Mercedesa.
Gdy blondyna zapięła już pasami transporter i sama wsiadła, ja z niezwykłym - teoretycznie doskonałym - planem zasiadłam za kierownicą i dopięłam pas. Zapaliłam silnik i bezmyślnie przekręciłam kierownicę w prawo, dociskając jednocześnie pedał gazu. Wstrząs spowodowany uderzeniem nie uświadomił nas, co się właśnie stało, a dopiero głośny alarm z pięknej BMW uzmysłowił naszą trójkę o wielkim wgnieceniu w karoserii czarnej limuzyny.
-Spie******y.- oznajmiłam szybko, wciskając tyły.
Ze spalonymi oponami wyjechałam z parkingu, już przy wyjeździe przekraczając prędkość 100 km/h. Autostrada biegła na szczęście prosto, więc wymijając wszelkie auta, zjechałam na drugi pas, przekraczając 120 km/h, niestety szybszej jazdy wyraźnie zabraniały przepisy drogowe.



Naomuszu? 8))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)