Nadszedł kolejny dzień. Moja współlokatorka już wstała. Piła herbatę czy coś w tym stylu. Dziś odbyło się bez ważenia, choć pewnie przez tydzień znów schudłem 5 kg. Ubrałem się i wyszedłem z łazienki. Usłyszałem głos dziewczyny.
-Nic nie zjesz?
-Nie. Powinnaś się do tego przyzwyczajać.-Odpowiedziałem wychodząc.
Poszedłem do stajni gdzie był mój koń. Na mój widok cicho zarżał. Jego głos przypominał taki jakby się o mnie martwił. Poszedłem po szczotki, a następnie go wyczyściłem. Osiodłałem ogiera i pokierowałem się z nim w stronę otwartego parkuru. Rozstępowałem konia, a następnie skierowałem się na przeszkodę. Zagalopowałem w stronę przeszkody. Na szczęście na dobrą nogę bo nie było już zbyt dużo czasu aby ją zmienić. Ogier dotknął drąg, ale go nie strącił. Następny był szereg, czyli inaczej coś czego nienawidziłem. Koń przeskoczył każdą przeszkodę gdy przy ostatniej, centralnie przy przeszkodzie ostro skręcił w lewo zrzucając mnie na przeszkodę.
Ktoś? (sorka że krótkie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)