wtorek, 8 listopada 2016

Od Noah'a C.D Marceline do Vivian

Wszystko w jednym momencie... Przestało mieć jakikolwiek, głębszy sens. Widząc, że stoi przede mną nie kto inny, jak Vivian, odniosłem wrażenie, jakby jakaś niedopowiedziana pętelka, związała mi wszystkie słowa gdzieś w przełyku, czy kij wie gdzie. Uśmiech, z którym wszedłem na salę - momentalnie zniknął, ustępując miejsca... Totalnemu skupieniu. Miałem wrażenie, jakby miała zaraz stamtąd wyjść i, co gorsza - już nigdy nie wrócić. Takie myśli, ot, pojawiające się ni z tego, ni z owego, spowodowały, że przyglądałem się każdemu, nawet najdrobniejszemu szczegółowi, który tylko widoczny był u niej gołym okiem. Najdłużej utkwiłem swój wzrok przy jednym punkcie - jej cudownych, ciemnozielonych oczach, które wciąż były dla mnie zagadką. Nie byłem do końca pewien, co kryje się za jej spojrzeniem. Może nie chciała mnie widzieć? Jest jakoś rozczarowana, że musiała stanąć ze mną twarzą w twarz? Choć nie powiedziała tego wprost, czułem się... Skreślony z jej strony. W końcu, gdyby chciała to dalej ciągnąć, to by się odezwała, prawda?
W efekcie końcowym, miałem wrażenie, że nawet muzyka ucichła. Słyszałem tylko na zmiane, jak to raz mi, raz jej, urywa się oddech - nazbyt przyspieszony, choć właściwie, to nie robiliśmy nic innego, poza wpatrywaniem się w siebie nawzajem.
W końcu też, padły pierwsze słowa, a raczej próby ich wypowiedzenia. Kiedy ja stałem, dalej, jak to miałem w zwyczaju od dobrych, kilku minut, wpatrując się w wylosowany numerek, Vivian rozpoczęła swój monolog. Przyznam otwarcie - nie słuchałem. Odezwała się we mnie jakaś wewnętrzna duma, uczucie chole*nego rozgoryczenia, no i, przede wszystkim, żal. Było mi tak ku*wa żal, że musiała wylosować jakiś pie*dolony numerek, aby ze mną porozmawiać... Choć powoli przestawałem wierzyć w "przeznaczenie", to miałem jakąś tam, wewnętrzną nadzieję, że jednak nikt nie mieszał w tym wszystkim swych paluchów. To, dobiłoby mnie tylko jeszcze bardziej. Jedyne, co zakodowałem gdzieś tam, czytając z jej wypowiedzi między wierszami, to na pewno to, że próbowała się wytłumaczyć. Nie taką ją zapamiętałem - teraz, jąkała się przy co drugim słowie, co jakiś czas pociągając nosem, co wybudziło mnie z transu.
Widząc, jak pozostałe pary, połączone ze sobą na pewno większą, aniżeli my, losowością, kołysały się w rytm jakiejś, o dziwo wolnej, piosenki, nie mogłem postąpić inaczej. Gdzieś tam, z tyłu głowy, czułem, że kiedy dziewczyna odbębni to, co musi, to odejdzie. Każdy pójdzie w swoją stronę, i, jeśli nie ruszę w końcu tyłka, to staniemy przy punkcie wyjścia.
- Noah..? - usłyszałem jej cichy, zniżony do szeptu głos, który w normalnych okolicznościach, prawdopodobnie ściąłby mnie z nóg. Trzymałem się jednak, twardo na ziemi, obejmując ją obiema rękoma w pasie, podczas gdy ona, oparła swoje na moich ramionach. Widząc jej hipnotyzujące tęczówki, które wciąż i nadal, uparcie wpatrywały się w moje, przypomniał mi się... Nasz pierwszy "taniec". Z bodajże ogniska, stanęło na propozycji chole*nie kuszącego, prywatnego tańca. Już wtedy, wystarczyłoby zaledwie jej jedno, nawet wyszeptane, słowo, a ja biegłbym tuż przy jej kostce, niczym posłuszny piesek.
Nie minęła chwila, a całą moją głowę zaprzątnęły wcale nie tak dawne wspomnienia. Zdumiewające było to, że przez tak krótki okres, tak głośnym echem odbiła się w mojej głowie... Tak szybko, jak jeszcze z żadną, potrafiliśmy się upić do wzajemnej nieprzytomności, szukać nieistniejących, wiecznie kopulujących się waleni, czy zaspokajać się tylko i wyłącznie kąśliwymi uwagami, ciętą ripostą, czułymi zdrobnieniami, albo co bywało najczęściej, doprawdzać się do szału zwykłym, dwuznacznym gestem, albo delikatnym dotykiem... Ku*wa, jak bardzo próbowałem ją sobie wybić ze wszystkich myśli, to ona powracała do mnie, wręcz ze zdwojoną siłą.
Czując jej ciepły dotyk, wąchając tuż pod głową jej cudowny zapach, widząc jej nagle niewinne, w porównaniu do mojego, drobne ciało... Nie mogłem dłużej wytrzymać. Kurde mole, może się sprzeciwi, może będzie chciała wytłumaczenia... Nie ważne.
Zamknąłem ją, ot tak, w szczelnym, choć delikatnym uścisku, przyciągając ją tym samym, jeszcze bardziej i bliżej siebie. Poczułem jedynie, jak rezygnuje ze wcześniej pozycji, na rzecz mocnego, objęcia mnie rękoma, tak jak ja ją, w pasie.
Również nie licząc się zbytnio z jej zdaniem, delikatnie wetknął swój nos między kosmyki jej włosów, napawając się ich zapachem.
Chyba przyjęła to z całkiem niezłą aprobatą, bo już po chwili czułem, jak nachyla się do góry, aby pomiętosić końcówki, moich nieco niesfornych włosów.
- Po prostu... Nigdy mnie już tak... Nie zostawiaj, dobra? - westchnąłem ciężko, po raz pierwszy od dłuższego czasu, odzywając się do jej osoby. Jak na zawołanie - muzyka tym razem, rzeczywiście ucichła, a my przesuneliśmy się nieco w bok, coby nie torować przejścia. Ponownie wpatrywałem się w swój ósmy cud świata, oczekując jakiejkolwiek reakcji... Kiedy już, zrezygnowany, zamierzałem nawet odejść, poczułem coś, czego na pewno się nie spodziewałem. Jej miękkie, wilgotne usta, przysunęły się niebezpiecznie blisko moich - nie musiała nic a nic, dwa razy powtarzać.
Nasza wymiana drobnoustrojów, czy kij wie czego, za pewne zmierzałaby w nie do końca przyzwoitym kierunku, gdyby nie to, że ktoś postanowił nam bezczelnie przerwać, wpadając na nasze plecy. Odsunęliśmy się od siebie, jakby przyłapani na gorącym uczynku, a Vivka już po raz drugi w mojej obecności, wręcz niezauważalnie się zarumieniła. I tym razem, nie umknęło to mojej uwadze - jak ładnie podsumowaliśmy, siadając przy stoliku - wrócił zarówno "stary" Noaszek, jak i równie "stara" Grażynka.

~*~

Nie potrzebowaliśmy zbyt dużo czasu, zwłaszcza na jakiekolwiek wytłumaczenia. Myślę, że nie minęło więcej niż godzina a my, zatopaliśmy topór wojenny, powracając do wcześniejszego stanu rzeczy. Choć "wylosowany" numerek, zobowiązywał nas tylko do jednego tańca, który z resztą był już odtańczony, nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, niczym dwie, gorliwe mamuśki. Na dobrą sprawę, żadne z nas, nie wychodziło nigdzie dalej bez tego drugiego.

- Vivkaaaa... - sięgnąłem po znalezioną przez nią szklankę, którą domyślałem się, czym zamierza wypełnić. Pokręciłem z dezaprobatą głową, stukając palcem w naczynie. - Pamiętasz, jak stwierdziłem, że się już nigdy więcej nie napiję? - spojrzałem przelotnie w jej stronę, na co ona mruknęła coś pod nosem. - No, to wtedy rzeczywiście żartowałem. A teraz, siedź tu na tyłku, jak Cię tak suszy.
O dziwo, moja samotna wyprawa do kuchni, przyniosła dosyć owocne skutki. Właściwie, to nawet dosłownie. Kiedy rozglądałem się między półkami, szukając czegoś, co ma jak najmniej alkoholu, to w moje ręce trafiały... Same czyste.
To kłucie w głowie, uczucie mdłości, które towarzyszyło mi przy ostatnim bliższym spotkaniu z wódką... Równie szybko, jak ją ujrzałem, tak równie szybko ją odstawiłem, powracając do Vivki z na pozór niewinnym sokiem. Znając życie, potrafiłaby się upić nawet nim.

Dzieliły nas już dosłownie centymetry. Już, byłem tak blisko, tuż - tuż, wręcz na wyciągnięcie ręki, kiedy znowu musiało stać się coś chole*nie niepotrzebnego. Potknąłem się przez jedną, niezauważalnie wystającą deskę. Opcje były dwie - albo mogłem zacząć śmiać się jak idiota, albo na dobrą sprawę, zacząć przeklinać pod nosem. Chociaż - czy coś stało mi na drodze, aby połączyć te obie możliwości?
- Ku*wa, Noah... - wstała z krzesła, po czym z załamaniem stwierdziła, że jej biała sukienka... No cóż, nie wygląda najlepiej. Już miała obrócić się w stronę wyjścia, wcześniej informując mnie o swoim zamiarze. Praktycznie w ostatniej chwili, złapałem za jej jeden nadgarstek, przyciągając ją mocniej do siebie. - Mokro mi, ja pie*dolę...
- Już? Tak szybko? - zafalowałem brwiami, ukazując górny rząd swych zębów. Vivka jednak, dosyć szybko zaoponowała - mocny kuksaniec w bok na chociaż chwilę, przywołał mnie do jako - takiego porządku. Chwilę później ruszyliśmy po schodach do góry, zmierzając w stronę mojego pokoju. Kilka godzin wcześniej, coś mnie wzięło, żeby tam ogarnąć... Teraz pozostało mi tylko dziękować samemu sobie, że ostatecznie wcieliłem to w życie.
- Łap - rzuciłem w jej stronę najmniejszą koszulką, jaką miałem, choć byłem pewien, że będzie długości co najmniej jej sukienki. Podczas gdy Grażynka siedziała na moim łóżku, błyskotliwe zauważyłem, że ja również nie wyglądam najlepiej. Podczas przeszukiwania szafek, w celu znalezienia czegoś dla siebie (ciężko jest znaleźć coś, co będzie pasować na ciebie wśród swoich rzeczy, prawda..?) usłyszałem odchrząknięcie, na które momentalnie odwróciłem się w jej stronę.
Widząc, jak seksownie przygryza swoją brzoskwiniową wargę, odchyla delikatnie szyję do tyłu, bawiąc się rąbkiem swojej sukienki...
Na jej widok, zwłaszcza w tamtym momencie... O ironio, nie stawało mi tylko serce.

Vivi? <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)