wtorek, 1 listopada 2016

O Lily - zadanie 7

-Co robisz?- do moich uszu dotarł spokojny głos Helen.
-No właśnie nie mam co robić.- jęknęłam poprawiając koc. Leżałam na kanapie od jakiś 30 minut.
-To się zbieraj. Pojedziemy na tor do crossu.- poklepała mnie w ramię. Westchnęłam tylko i się ciężko podniosłam. Nie specjalnie mi się uśmiechało jeździć w tym zimnie. Tak, na Florydzie czasami potrafi być naprawdę zimno. Albo tak mi brakuje tego samego ciepła co kiedyś. Chwyciłam kurtkę i oficerki i wyszłam. Kate nie odstępowała mnie na krok. Zazdrościłam jej czasami tego grubego futra.
-Widzimy się przed płotem.- pomachała mi Helen i pobiegła do drugiej stajni. Przekroczyłam próg budynku, od razu mnie ogarnęło zapach koni oraz miłe ciepło. Moon stukała kopytami o drzwi boksu próbując wyjść.
-Cześć, chcesz uciekać?- zbliżyłam ręce do jej pyska na co tylko odpowiedziała mi stuleniem uszu i kłapnięciem skierowanym do moich palców.
-Moonlight!- zganiłam ją, na co szybko odeszła w najciemniejszy kąt boksu. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Ona?! Ona mnie ugryzła?! Czemu?! Lepiej już niech tam siedzi. Derka klaczy leżała nie na jej grzbiecie tylko na słomie. Bałam się do niej podchodzić. Cały czas mi posyłała groźne spojrzenie. Z nią nie można zadzierać. Już kilka ludzi wylądowało przez nią w szpitalu.
-Nie to nie. Siedź tutaj.- odparłam i zastanowiłam się nad wyborem wierzchowca. Valegro poszedł na lekcję z dziećmi. Może Shine? Osobiście nie znałam tej klaczy za dobrze. Podobno jest delikatna i przystosowana do rajdów. Czemu nie? Przeszłam do drugiej stajni. Helen właśnie wychodziła z Oxerem.
-Ty jeszcze nie gotowa?! Gdzie Moon.
-Powiedzmy że nie miała dzisiaj humoru.- wskazałam na czerwony ślad w kształcie odcisku zębów konia. Dziewczyna się tylko zaśmiała.
-Sprężaj się. Castiel i Alex na nas czekają.
-Kto to Castiel?
-Poznasz go. Ruchy!- popędziła mnie. Wbiegłam do siodlarni. Łatwo się dało znaleźć wieszak z napisem "Shine". Zdjęłam z niego siodło i ogłowie. Nie ważyło to specjalnie mało.

***

-Yeah! Nareszcie.-klasnęła sarkastycznie w dłonie Helen.
-Shine?- zapytała ze zdziwieniem Alex lustrując konia wzrokiem.
-Owszem.- uśmiechnęłam się.
Pewnie ty jesteś Castiel.- skierowałam się do chłopaka.
-Tak. Lily?
-Jak najbardziej.
Nie drążąc tematu dalej rozpoczęliśmy trening. Po dłuższym czasie przystąpiliśmy do wyścigu.
-3
-2
-1
-0
-START!- krzyknęliśmy razem dodając łydkę. Ruszyliśmy ostrym galopem pokonując przeszkody. Nagle Shine stanęła dęba.
-Ło! Spokojnie.- chwyciłam się za kraniec siodła.
-Lily tam!
-Co?
-Wilki!
-Ale jak?!
-Nie wiem. O, nie. Zmierzają w naszym kierunku.
-Nie możemy się ruszać. To coś jak psy.- stwierdził Castiel.
-Nie udomowione psy.- poprawiła go Helen.
-Wilki nic nie zrobią człowiekowi póki ten ich nie wnerwi.
Zwierzęta już były naprawdę blisko. Okrążały nas świdrując swoimi żółtymi ślepiami. Konie co chwila stawały dęba. Były już na krańcu wytrzymałości. Bały się jak nigdy. W końcu jeden z nich skoczył na nas. Oxer zręcznie go kopnął.
-Musimy wiać. Teraz już nie mamy wyboru.- dodała Alex. Skinęliśmy głowami. 4 wierzchowce ruszyły z kopyta w stronę akademii. Wataha nas doganiała. Na nasze nieszczęście brama była zamknięta.
-Co teraz?- zapytała Alex zatrzymując Expresso.
-Tam! Jest jeszcze jedna bramka. Zawsze zamknięta, ale niska. Przeskoczymy.- wskazałam palcem na drugi kraniec toru.
-A jak nie? Expresso nie skacze wysoko.
-Musimy.
Ruszyliśmy wymijając watahę. Najwyraźniej nie miała zamiaru rezygnować z obiadu. Uciekaliśmy jak kurczaki. Zbliżaliśmy się do bramki. Już prawie... Przeskoczyliśmy już wszyscy. Oprócz Alexandry. Expresso nie skoczył. Wierzgał kopiąc furtkę. Helen zręcznie zeskoczyła otwierając bramy na tyle by przerażony koń mógł przebiec.
-Dzieciaki co się dzieje?- usłyszeliśmy głos Elizabeth.
-Wataha! Helen zamykaj!- krzyknęłam. Po chwili byliśmy już oddzieleni od mięsożernych zwierząt powarkujących do furty.
-Zamknijcie wszystkie stajnie i przerwijcie wszystkie lekcje. Niech każdy czeka w hali. Zamkniętej. Na długo nie zatrzyma ich ten płot. Ruszajcie się!- krzyknęła odbiegając w stron kadry. Najbliższe 15 minut zabrało nam bieganie po padokach, placach, i innych takich. Czekaliśmy już na hali aż Elizabeth przyjdzie i powie że już można wychodzić. Wszyscy rozmawiali a to o watasze, a to jak konie się dziwnie zachowywały. Czekaliśmy tak z godzinę.
-Wilków już nie ma. Możecie wracać do swoich zajęć.- wystarczyło tylko tyle byśmy zaczęli wychodzić.
-To co? Wracamy tam?- zaśmiała się Helen.
-Nieeee... po takim wydarzeniu trauma do końca życia.- uśmiechnęła się Alex.
-To gdzie idziemy?- zapytałam.


Dzięki za pomoc w wybraniu zadania

Dostajesz 25pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)