-Pięknie tu - powiedziała Jennefer.
Tak, zdecydowanie miała rację. Siedząc na jej koniu spoglądałam w strone jeziora. Słońce odbijało się w taflach wody tworząc przepiękną kompozycję. Pogłaskałam klacz i zeszłam z niej powoli, moja koleżanka zrobiła to samo. Rozłożyłam bluzę na trawie i usiadłyśmy na niej, patrząc się w ten krajobraz. Jen opowiadała mi o swoim wierzchowcu, mówiła o tym z wielkim zaangażowaniem i pasją. Niedawno dopiero go zakupiła, musiała być teraz przeszczęśliwa. Chyba trochę jej zazdrościłam, bo sama chciałabym już mieć swojego konika. Uważnie słuchałam o tym, jak Avene Tsuki została przez nią zakupiona, kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam, muszę odebrać - odparłam i wstałam, odeszłam trochę dalej i odebrałam telefon. Okazało się, że telefonowała do mnie moja mama z pytaniem, jak się czuję i czy z kimś się już zakolegowałam. Krótko odpowiedziałam jej i wyłączyłam się z obietnicą, że zadzwonie wieczorem.
Wróciłam do swojej koleżanki. Postanowiłyśmy jechać dalej, bo i tak już długo siedziałyśmy nad tym jeziorem. Wsiadłyśmy na konie.
- To gdzie teraz jedziemy?
< Jennefer? Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać :c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)